niedziela, 23 grudnia 2012

Rozdział 17

Rano znów obudziłam się pełna sił, ale już bez Damona. Pewnie wyszedł jak tylko zasnęłam. A może w ogóle go tu nie było… Może tylko mi się przyśnił?
Nie ważne! Teraz muszę zadbać o bezpieczeństwo Alice oraz własne. Od jutra zaczynam szkolenie na łowczynię wampirów oraz szkołę. Muszę być silna!
Z taką motywacją wyskoczyłam z łóżka i pobiegłam do łazienki. Potem ubrałam się w nowe ubrania. Były idealnie dopasowane i wszystkie bez wyjątku czarne. Stanęłam przed lustrem zapinając koszulę i wsuwając jej końce w rurki. Włosy zostawiłam luźno rozpuszczone. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia i zrobiłam lekki make- up. O tak! Teraz wyglądam na pewną siebie i tak się czuję.
Ze swojego pokoju poszłam od razu do sypialni Alice, ale jej już tam nie było. Znalazłam ją w kuchni pijącą ziółka pani Flowers. Przywitałam się grzecznie z właścicielką domu i zabrałam się za śniadanie.
- Co zamierzacie dziś robić dziewczynki? – zapytała nas siwowłosa pani.
- Myślę, że pokarze jej nasze wspaniałe miasteczko – odpowiedziałam z uśmiechem.
- A co ze szkołą, Alice?
- Niestety będę musiała dziś wrócić do domu – powiedziała smutno moja przyjaciółka.
W odpowiedzi położyłam jej rękę na ramieniu i pociągnęłam w stronę wyjścia.
- Coś wymyślimy obiecuje ci – dodałam już na zewnątrz.- A teraz chodź zawiozę cię do mojego domu, który już za tydzień będzie gotowy.
- Hej! Zamierzacie jechać beze mnie? Nie ładnie – usłyszałyśmy słowa Damona.
Jeszcze jego mi tu brakuje. Podszedł i z uśmiechem otworzył drzwi z tyłu mojej przyjaciółce. Spojrzał na nią tak, że poczerwieniała, a ja poczułam zazdrość ? Nie, nie możliwe.
Potem stanął przy mnie i otworzył mi drzwi pasażera.
- Obiecałem, że nic wam się nie stanie i dotrzymam słowa – powiedział i uśmiechnął się łobuzersko.
- Ok. ale ja poprowadzę – odpowiedziałam mu ze słodkim uśmiechem.
- Owszem możesz, jeśli chcesz zginąć w wypadku samochodowym zamiast z rąk mojego szurniętego pobratańca – po tych słowach miałam ochotę go uderzyć. Myśli, że nie umiem prowadzić! Ja mu pokarze! Wkurzona obeszłam go z ironicznym uśmiechem i sama wsiadłam za kierownicę. Odpaliłam samochód i jak tylko wsiadł do samochodu ruszyłam z piskiem opon.
- Po co ją wkurzałeś?  Teraz nas pozabija! – powiedziała Alice ledwo powstrzymując się od chichotu.
- Wszyscy wiedzą, że prowadzę najlepiej – powiedziałam i weszłam w zakręt na ręcznym.
-  No dobra. Wygrałaś, ale to dopiero runda pierwsza.
Na co wszyscy buchnęliśmy śmiechem. W miasteczku już nie mogłam wariować, bo co jakiś czas ktoś wychodził na ulicę nie zwracając uwagi czy ktoś jedzie czy nie.
Mój dom wyglądał teraz niesamowicie. Trawa była równo podcięta, a dom był pomalowany na beżowy kolor. Weranda odnowiona, pełna doniczek z kwiatami. Weszłam do środka z Alice, a Damon musiał zostać na zewnątrz. Uśmiechnęłam się pod nosem i kazałam rudowłosej iść zobaczyć piętro, a ja wróciłam do wampira.
- 2:0, Kocie  - powiedziałam cicho i odwróciłam się w przeciwnym kierunku.
- Nie masz zamiaru mnie zaprosić? Tak się traktuje gości?
- Cóż… Jak się tu wprowadzę, chce mieć spokój od psychopatów.
- Byj  milsza, chyba że chcesz szukać swoich przyjaciół sama.
Dobra. Mina mi zrzedła.
- To jak mogę wejść?
Odchrząknęłam i spojrzałam na własne stopy.
- Wejdź – powiedziałam w końcu.
Salvatore minął mnie, szepnął.
- 2:1
Pomaszerowałam do robotników porozmawiać kiedy mogę odebrać klucze. Niestety jeszcze ten tydzień będę musiała się przemęczyć z braćmi. Do Stefana nic nie mam, ale jego brat działa mi na nerwy. Musze wykombinować coś, żeby się nie dowiedział o moich lekcjach z Alaricem.
W końcu weszłam na piętro do mojej sypialni, gdzie zobaczyłam DAMONA CAŁUJĄCEGO ALICE W SZYJĘ! O mało nie padłam na zawał.
- Co robicie?!
Odskoczyli od siebie jak oparzeni, ale czarnowłosy tylko grał zażenowanego. Tak naprawdę na jego ustach ciągle igrał uśmiech. Jak mógł ją zahipnotyzować skoro rano wypiła wywar z werbeny ? Ze złości cała się trzęsłam. Mam nadzieję, że szybko Saltzman nauczy mnie sprawiać ból wampirom!
- Chodźmy już stąd –wysyczałam.
Rudowłosa wyszła pierwsza, a Damon perfidnie pochylił się nad moim uchem by wymruczeć.
- Remis…
- Zostaw w spokoju moją przyjaciółkę!
- Sama zaczęłaś tą zabawę, a muszę przyznać, że co raz bardziej mi się podoba. Już się poddajesz?? – powiedział śmiejąc się ze mnie.
O nie doczekanie. Ja się nigdy nie poddaje!
Kiedy to myślałam, usłyszeliśmy zduszony wrzask Alice. Damon szybko zniknął mi z oczu, a ja pobiegłam za dochodzącymi głosami.
Kiedy tam dotarłam czarnowłosy stał przy wjeździe i ogłupiały spoglądał we wszystkie strony. Mojej przyjaciółki nigdzie nie było. Nagle straciłam wszystkie siły i usiadłam na betonie próbując się nie rozpłakać. Gdybym nie droczyła się z czarnowłosym ona nadal byłaby bezpieczna… Jestem do niczego …
_______________________________________________________________________
Mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba.
Nie miałam zbyt dużo czasu na pisanie, bo ciągle coś trzeba zrobić przed świętami, ale udało mi się coś wyskrobać.
Oczywiście życzę wszystkim: Wesołych Świąt ! ;*

poniedziałek, 10 grudnia 2012

Rozdział 16

Co robić? Co by zrobił łowca? Myślałam chaotycznie czując zbliżającą się twarz wampira do mojej szyi. Nagle z za krzaków wyłoniła się kolejna postać. Wampir odrzucił mnie na bok i ruszył na czarną postać, w której rozpoznałam Klausa. Jedna nieznajomy nie rzucił się na pierwotnego tylko klęknął przed nim. Siedziałam tam z rozdziawioną buzią masując obolałą kostkę.
- Witaj Panie – powiedział, a ja mało nie wybuchłam śmiechem.
- Witaj. Mówiłem, żeby nie polować w tym miasteczku – powiedział z nagana w głosie.
- Tak wiem. Wybacz mi, proszę.
- Ja ci wybaczam… - powiedział Klaus z ironicznym uśmiechem.
- Ale ja nie – powiedział, pojawiając się z nikąd, Damon i wyrwał mu serce. – Te twoje mieszańce są jak wszy. Wszędzie ich pełno i bardzo mnie denerwują.
- Uhh będę musiał sobie sprawić nowego poddanego.
Korzystając z chwili ich nie uwagi podniosłam się i podbiegłam do rannej kobiety. Sprawdziłam jej oddech i puls. Były słabo wyczuwalne. Musiała stracić dużo krwi, ale na szczęście rana nie była poszarpana. Delikatnie przekręciłam ją w pozycję boczną i wyjęłam komórkę, aby zadzwonić po pogotowie. Jednak telefon został mi nagle wyrwany z dłoni.
- To nie będzie potrzebne. My się nią zajmiemy.
Dopiero po słowach Damona zorientowałam się, że stoją nade mną dwa wampiry czujnie się przyglądając.
- Potrzebna jest jej pomoc medyczna – powiedziałam rzeczowo.
Wtedy Klaus pokręcił zrezygnowany głową i nagryzł sobie rękę i zaczął karmić swoją krwią ranną kobietę.
- Robię to pierwszy i ostatni raz, a teraz zabieraj stąd tą małą Damon.
- Hej ja tu jestem! – powiedziałam wkurzona.
- Owszem i co raz bardziej mnie denerwujesz!
Przeraziła mnie reakcja pierwotnego, więc szybko wstałam i poszłam za śmiejącym się Damonem.
Dopiero w drodze do domu zrozumiałam jak mogłam skończyć gdyby nie te dwie wampirze szuje. Czy kiedykolwiek będę w stanie pokonać wampira lub mieszańca. Cholera! Nawet nie zaczęłam szkolenia, a już zaczynam wątpić, że coś z tego wyjdzie. Adrenalina lekko mnie opuszczała i zrobiłam się bardzo zmęczona. Dobrze, że pozwoliłam poprowadzić czarnowłosemu.
- Lubisz wpadać w kłopoty – stwierdził mój kierowca.
- Niestety czepiają się mnie jak rzepy.
- Jednak powiem ci, że widok ciebie jako walecznej Xenny było niesamowity!
Co?! Oni mnie od początku obserwowali?
- Miło, że jednak zdecydowaliście się mi pomóc – powiedziałam z jadem w głosie i opuściłam samochód trzaskając drzwiami.
- Nie ma za co! – usłyszałam jeszcze za sobą.
Miałam ochotę zjeść coś i położyć się spać jednak nie było mi to dane. Już od wejścia zorientowałam się, że coś jest nie tak.
Obok Stefana i Eleny siedziała Alice. Moja przyjaciółka z Los Angeles. Rozejrzałam się po salonie zdezorientowana. Przyjechała sama? Przecież nasza paczka nie rusza się nigdzie osobno.
Jednak bardzo się ucieszyłam z jej widoku. Rzuciłyśmy się sobie w ramiona mówiąc jak bardzo się za sobą stęskniłyśmy.
- Wow! Jaki w operze mydlanej! Zaraz się rozpłacze – powiedział wchodząc do pensjonatu Damon.
Miałam go ochotę rozszarpać. Alice oderwała się ode mnie i spojrzała w stronę wejścia. Jej źrenice rozszerzyły się w zdziwieniu. Pewnie zafascynowała ją postać Stefana, a co dopiero przystojny i mroczny niebieskooki mężczyzna, który właśnie ostentacyjnie przewiesił sobie wieszak z moją czarną bielizną przez ramie, a w rękach trzymał resztę toreb.
Zaraz , zaraz co sobie przewiesił przez ramię ? O matko! Czułam jak czerwony rumieniec wypływa mi na twarz. szybko rzuciłam się na czarnowłosego zabierając moją bieliznę i resztę rzeczy.
- Idiota! – wysyczałam rozwścieczona.
Wszyscy obecni buchnęli śmiechem, a ja pognałam do sypialni. Pośpiesznie rzuciłam wszystko przy łóżku i chciałam jak najszybciej wrócić do gości ale coś za oknem przykuło moją uwagę. Jakby cień coś poruszyło się w ogrodzie obok małej słonecznej latarni. Zaintrygowana, powoli podeszłam do okna. Z budowy ciała wyraźnie miałam pewność, że jest to mężczyzna o ciemnych włosach. Powoli obrócił się w moja stronę i spojrzał w moje okno jakby wiedział, że jest podglądany.
Niemy wrzask zamarł mi w gardle. Przecież to Erick! W popłochu wycofałam się od okna, ale zaraz szybko do niego wróciłam jednak na dworze nie było już nikogo, a latarnia niepokojąco migotała.
Nie…  Nie! Musiało mi się coś przewidzieć! Na pewno.
Odetchnęłam kilka razy i z przyklejonym uśmiechem wróciłam na dół.
Wszyscy siedzieli spokojnie i rozmawiali przy herbacie przygotowanej pewnie przez panią Flowers. Damon ochoczo opowiadał coś Alice. Nie dam mu przyjaciółki! Niech się bawi kim chce, ale nie nią.
Perfidnie wcisnęłam się między nich i uściskałam jeszcze raz Alice.
- Czemu przyjechałaś sama? – zapytałam po pewnym czasie. – Nadal się na mnie gniewają?
- Nikt się na ciebie nie gniewał. Zrozumieliśmy twoją decyzję – powiedziała smutno. – Przyjechałam, bo… coś niepokojącego dzieje się w Los Angeles. Od twojego wyjazdu zaczęli znikać ludzie.  Najpierw Karol, a potem Ana i Josh… Amelka, tak strasznie się boję, że będę następna! – powiedziała i się rozpłakała. Przytuliłam ja mocno do siebie gładząc po rudawych włosach. Stefan i Elena wymienili przerażone spojrzenia, a Damon nie powiedział nic złośliwego co było dość dziwne.
Jak to możliwe? Przecież ludzie tak po prostu nie znikają?! Byłam przerażona, zdziwiona i całkowicie wykończona.
- Ćśś… Nie pozwolę, żeby coś ci się stało – pocieszałam ją jak mogłam.
Kiedy nie co się uspokoiła zaprowadziłam ją do pokoju gościnnego i położyłam spać. Biedaczka od razu zasnęła.
Przetarłam zmęczone oczy i pokierowałam się do swojego pokoju, gdzie czekał na mnie Stefan z nietęgą miną.
- Myślisz, że to sprawka jednego z was? – zapytałam zmęczonym głosem.
- Nie wykluczone. W końcu jeden zaatakował ciebie i twojego chłopaka…
Mimowolnie się wzdrygnęłam. W końcu nie dalej jak dwie godziny temu wydawało mi się, że widzę mojego zmarłego chłopaka. Chyba do końca zwariowałam.
- Porozmawiajmy jutro. Proszę – powiedziałam.
- Oczywiście. Dobranoc, Amelio!
- Dobranoc! – pożegnałam zielonookiego.
Szybko wzięłam prysznic i ułożyłam się do snu, ale widok Ericka ciągle mnie prześladował. Bałam się, że zaczynam wiedzieć duchy. Skoro istnieją wampiry, wilkołaki, to czemu i nie duchy? Na samą myśl zadrżałam. Powoli podniosłam się z łóżka i podeszłam do okna. Miejsce przy latarni było puste, ale nadal czułam niepokój. Do tego nie wiedziałam co się stało z moimi przyjaciółmi.
Wyszłam z pokoju i po cichu zajrzałam do sypiali Alice. Kiedy zobaczyłam, że spokojnie śpi zeszłam po schodach na dół. Przed kominkiem siedział Damon ze szklanka Burbona.
- Nie śpisz? – zapytał, kiedy usiadłam obok.
- Jakoś nie mogę. Wiesz… Dziekuje ci , Damon za pomoc.
- Kiedyś odbiorę swój dług – powiedział unosząc znacząco brwi. – Masz seksowną bieliznę. Ciekawe jak w niej wyglądasz?
- Właśnie dostałbyś poduszą w głowę, ale nie mam na to siły – powiedziałam lekko rozbawiona.
Zmierzył mnie swoimi zimnymi oczami  i lekko przekrzywił głowę.
- Chodź – powiedział wyciągając w moją stronę rękę.
- Nie, nie mam siły siedzieć dziś na dachu.
Po  moich słowach usłyszałam śmiech, który tak lubiłam.
- No chodź… - ponaglił mnie.
Chwyciłam jego dłoń i pomaszerowałam za nim do mojej sypialni. Szybko wślizgnęłam się pod kołdrę, a Damon usadowił się obok.
- Możesz spokojnie spać. Nie pozwolę żeby coś tobie lub twojej przyjaciółce się stało – powiedział przygarniając mnie do siebie. Poczułam się bezpieczna w jego ramionach i już po chwili spokojnie spalam.
_________________________________________________________________
Miałam dodać dopiero w weekend, ale nie mogłam się powstrzymać.
Życzę miłego czytania i komentowania ;*

piątek, 30 listopada 2012

Rozdział 15

Następnego dnia obudziłam się już o szóstej rano pełna nowych sił do walki z życiem, mimo że dopiero koło dwunastej w nocy Stefan ściągnął mnie z dachu. Gdyby ni eon pewnie musiałabym nocować tam w chłodzie. Nie daruje tego Damonowi! Wiem, że nie będzie łatwo zostać łowcą, zwłaszcza, że za dwa dni rozpoczyna się rok szkolny, ale będę się starała, aż do momentu, kiedy zabije wampira, który odebrał mi Ericka. Choćbym miała go wykopać z pod ziemi, a Damon będzie moim pierwszym przeciwnikiem.
Szybko wzięłam prysznic i ubrałam luźne dresowe spodnie i czarny t-shert. Przed wyjściem zjadłam jeszcze batonik zbożowy i zabierając MP4 z wodą ruszyłam truchtem w stronę centrum miasta.
Wciągałam czyste, poranne powietrze do płuc rozkoszując się chwilą bez psychopatycznych krwiopijców. Dźwięki muzyki pomagały mi się odprężyć i utrzymać rytm biegu. Celem mojej drogi była szkoła, gdzie miałam nadzieję spotkać Alarica. Jednak sprawa okazała się nie zbyt prosta. Moja kondycja była naprawdę w złym stanie już w połowie drogi nie byłam w stanie zrobić ani kroku więcej. Usiadłam na krawężniku i napiłam się wody. Dopiero po piętnastu minutach ruszyłam wolnym krokiem do szkoły.
Na szczęście po mimo kiepskiego początku dalszy ciąg wydarzeń bardzo mi sprzyjał. Bez trudu znalazłam pracownie w historyczną, a w niej szanownego pana profesora, który widocznie przygotowywał się do poniedziałkowych zajęć.
- Cześć Rick! – powiedziałam.
- O witaj Amelia w moich skromnych progach – powiedział z uśmiechem. – Cóż cie do mnie sprowadza? Tak bardzo nie możesz się doczekać nowego roku szkolnego?
- Owszem nie mogę się doczekać nauki, ale nie co innej – odpowiedziałam, na co blondyn zareagował pytającą miną.
- Potrzebuje twojej pomocy, Rick. Chce się nauczyć walczyć z wampirami.
- Amelia, daj sobie spokój. To nie jest łatwe, a do tego bardzo niebezpieczne.
- Wiem. Jednak i tak mam zamiar z nimi walczyć. Z twoją pomocą, albo bez – powiedziałam i odwróciłam się na pięcie.
Usłyszałam za sobą przeciągłe westchnienie.
- Zaczekaj. Może pomogę, jeśli wyjawisz mi swój cel.
- Chce pomścić śmierć ukochanego i bronić się przed Damonem. Czy to wystarczy byś mi pomógł?
- Co dzień po zajęciach szkolnych. Do tego biegaj co dzień rano. Praca nóg jest bardzo ważna. Czasami tylko ucieczka może pomóc…
- Dziękuje – powiedziałam z uśmiechem.
- Jeszcze nie masz za co. Uważaj na Klausa.
- I Damona…
- Kiedyś się z nim przyjaźniłem i do tej pory mamy dobry kontakt i wiem, że gdzieś tam w środku jest dobry.
Bez słowa w zamyśleniu opuściłam jego pracownie. Tak, tak na pewno dobry. Czy Rick sobie żartuje? Od tygodnia nie robi nic innego po za tym, żeby mi zatruć życie lub mnie w ogóle go pozbawić.
W co jak w co, ale nie uwierzę, że ten dupek ma uczucia.
Przez resztę drogi myślałam już tylko o tym, że muszę się wybrać na zakupy oraz o przyszłych zajęciach pod tytułem ,, Jak zabić wampira?’’. Nareszcie moje życie odnalazło sens. Byłam naprawdę zdeterminowana i jednocześnie dumna z siebie. Jednak mój dobry humor popsuł się od razu przy wejściu do pensjonatu, gdzie wpadłam na Damona Dupka Salvatore.
- Właśnie miałem ci zanieść śniadanie na dach, a tu niespodzianka. Jesteś na dole – klasnął w dłonie rozbawiony. – Czyżby mój braciszek wyprzedził mnie w ratowaniu księżniczki?
Krew we mnie się wzburzyła. Najchętniej wbiłabym mu kołek w sam środek wątroby, ale nie byłam w stanie. Jeszcze! Ta myśl podniosła mnie na duchu przez co na moich ustach pojawił się uśmiech, co bardzo zbiło z tropu pana Dracule. Wyminęłam go i pomaszerowałam do łazienki wziąć prysznic. Zmyłam z siebie pot i ubrałam bojówki i luźną szarą bluzkę. Wzięłam kluczyki i pieniądze gotowa do wyjścia. Wstąpiłam jeszcze do kuchni i zjadłam płatki.
W końcu mogłam ruszyć w wir zakupów. Kupiłam zeszyty, długopisy, a potem ruszyłam w pogoń za ciuchami. Postanowiłam zmienić swój styl. Postawiłam na czarne, ale dosyć obcisłe ubrania. Chciałam znów czuć się kobieco, ale i jednocześnie ginąć w mroku. Wiem jaki jest efekt, bo zaobserwowałam go u Damona. Tak niestety u niego. Kiedy w końcu zakończyłam, na dworze było już zupełnie ciemno. Z ledwością zapakowałam wszystko do bagażnika mojego Audi.
Niespodziewanie gdzieś obok w krzakach usłyszałam głośny wrzask kobiety. Nie wiele myśląc rzuciłam się biegiem w tamtą stronę.
Odkryłam kobietę nie co starszą ode mnie którą żywił się wampir.
Wampir którego nie znałam.
- Zostaw ją wrzasnęłam – podnosząc leżący obok patyk.
Wampir wolno oderwał się od ofiary i z pogardą popatrzył na mnie. Potem odrzucił na bok kobietę i zaczął powoli się do mnie zbliżać. W ustach mi zaschło. Nie mogę się poddać bez walki. Powoli mierzyłam w niego kijem. Kiedy on nagle zniknął. Zdezorientowana opuściłam kij wtedy coś mi go wyrwało łapiąc mnie od tyłu. Z moich ust wydarł się przeciągły wrzask.
____________________________________________________________________
Wreszcie weekend i odrobinka czasu dla siebie ;)
Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał. Czytajcie i komentujcie.
Pozdrawiam ;*

sobota, 17 listopada 2012

Rozdział 14

Widok rozciągający się z dachu był niesamowity. Gruba gęsta mgła pokrywała ziemię dając wrażenie jakby dom unosił się na chmurze. Nad nami świeciły radośnie gwiazdy na czarnym nieboskłonie. Stałam tam i wdychałam magię tej chwili. Pozwalałam żeby słodka radość wnikała we mnie, aż poczułam się silna. Wszystko stało się możliwe.
Nie wiem jak długo tak stałam, ale kiedy odwróciłam się do swojego towarzysza, on nadal spoglądał na mnie z uśmiechem. Coś jakby delikatnie zaczęło rozgrzewać moje, skamieniałe od śmierci Ericka, serce.
- Dziękuję… - szepnęłam, ale byłam pewna, że mnie usłyszy.
- W takich warunkach lepiej się myśli, a jeszcze lepiej jak się ma przy sobie takiego przystojniaka jak ja.
- Tak, tak z takim skromnym przystojniakiem jak ty w szczególności – powiedziała i szczerze się roześmiałam.
- No , ale  wiesz. Żeby wszystko było między nami jasne. Dzisiejsza noc zawieszenia broni nie długo minie i wszystko wróci do normy – powiedział lekkim tonem.
- Znów będziesz mnie próbował zabić – powiedziałam nadal się śmiejąc. Byłam pewna, że sobie żartuje.
- Wampiry wolą próbować coś innego… Zabijając po prostu uśmiercają – powiedział z ironicznym uśmiechem. Jego przyjazny wzrok szybko się zmienił w zimny i pusty. Dreszcz przebiegł mi po plecach.
Nagle czarnowłosy zmaterializował się tuż za mną. Poczułam jego dłonie na mojej tali.
- Kocham strach i zapach twojej krwi… mmm… Dobranoc Amelio – wyszeptał mi do ucha i zniknął.
Czar pięknej nocy zniknął. Mgła stała się zimna, nie przenikniona i straszna, a chmury zakryły gwiazdy.
- Damon! Damon do cholery WRACAJ!!! – wrzasnęłam wkurzona.
Wyglądało na to, że tu utknęłam.
- ,, Niech go tylko dorwę!’’ – krzyczałam w myślach. Ja głupia myślałam, ze choć  trochę mnie polubił, a to wszystko było tylko grą. Powinnam się przyzwyczaić. Chce mnie zniszczyć i nic tego nie zmieni, ale ja już nie będę taka głupia. Nauczę się walczyć! Wtedy przypomniałam sobie moją obietnicę z dnia w którym dowiedziałam się, że wampiry naprawdę istnieją. Pomszczę śmierć Ericka!
To jest moja przyszłość!
To jest moje życie!
Życie łowcy…
______________________________________________________________________________
Na dziś tylko tyle, ponieważ zaraz będę się szykowała na półmetek ;D
Mam nadzieję, że chodź krótki to wam się spodoba.
Niestety nie wiem kiedy dodam kolejny ;/ Szkoła mnie dobija.
Zapraszam do czytania i komentowania.
Pozdrawiam ;*


czwartek, 1 listopada 2012

Rozdział 13

Błogi sen w końcu wyrzucił mnie ze swoich objęć w sam środek szarej rzeczywistości. Mój umysł został zalany wspomnieniami z wczorajszej nocy. Po mimo tego, że spałam 12 godzin nadal czułam się cholernie zmęczona. Zwlekłam się z lóżka, aby wziąć prysznic i zdjąć z siebie ten niewygodny gorset w którym, nawet nie wiem jak to się stało, zasnęłam. Przebrałam się w piżamę i zeszłam na dół do kuchni.
- Dobrze, że wstałaś! Właśnie robię naleśniki. Zjesz ze mną? – przywitała mnie wesoło pani Flowers.
- Dziękuje pani, ale nie jestem głodna. Chętnie bym się czegoś napiła.
-Czekolada?
- Tak, poproszę.
- Źle się czujesz? – zapytała starsza pani podając mi gorący kubek.
- Nie, wszystko jest dobrze. Jeśli pani się nie obrazi, chętnie wypije czekoladę u siebie w pokoju – powiedziałam i ruszyłam w drogę powrotną. Wiem, że właścicielka pensjonatu pewnie się o mnie martwi, ale udawanie, że jest wszystko dobrze jest ponad moje siły.
Na krześle wisiała Czerna, skórzana kurtka Damona, boleśnie przypominając mi o naszej wczorajszej rozmowie. Ciągle bawi się mną próbując zniszczyć. Czemu chce żebym cierpiała? Chociaż z drugiej strony nigdy mnie nie okłamał. Mówi tylko prawdę, a za prawdę nie powinnam się wściekać.
Nie poradzę nic na to, że każde jego słowo wrzyna mi się boleśnie w serce. Dopiero dzięki niemu zrozumiałam, że nie wiem do czego dążę w życiu? Co chciałabym w nim osiągnąć? Czy naprawdę nie chce pokochać już nikogo więcej? Nie potrafiłam odpowiedzieć na żadne z tych pytań, a jedynym pocieszeniem był słodki smak czekolady na moim języku. Mijający czas nie miał dla mnie znaczenia. Wiedziałam, aż za bardzo, że życie przemija gdzieś obok mnie, a ja jakbym się od niego oddalała. Może to ja powinnam umrzeć wtedy podczas wypadku? Moje myślenie przerwało natrętne pukanie do drzwi.
- Mogę wejść? – zapytał Stefan.
-Nie chce z nikim rozmawiać! – odkrzyknęłam.
- Daj mi wytłumaczyć…
-Nie chce tego słuchać! – nie pozwoliłam mu dokończyć.
Na chwile zapadła głucha cisza po której usłyszałam odgłos oddalającej się osoby.
Znów popadłam w odrętwienie. Siedziałam z kubkiem zimnej czekolady wpatrując się w pustą ścianę. Czułam się jakbym zapadała się gdzieś, gdzie nikt mnie nie znajdzie. Tak mi było dobrze. W końcu do czego mi inni ludzie w życiu?
Z transu wyrwało mnie ponowne pukanie do drzwi.
- Śpię ! – syknęłam wkurzona.
- Nie widać – powiedział rozbawiony Damon wchodząc do pokoju nie zrażając się moja odmową.
- Nie pozwoliłam ci wejść.
- Kocham łamać zakazy.
Po tych słowach Damon podszedł do okna i zapanowała cisza. Nie miałam ochoty z nim rozmawiać, a wyrzucenie go z pokoju nie wchodziło w grę. Był za silny.
Bardzo lubiłam patrzeć na jego twarz skapaną w świetle księżyca. Wtedy można było od razu zrozumieć nazwę ,, Dzieci Nocy’’.
-Taka ładna noc, a  ty nadal w łóżku? – powiedział w końcu odwracając się w moją stronę – Nie to ,że mam coś do łóżek ,ale nie są takie fajne jak się leży samemu – mówiąc to poruszył znacząco brwiami. W odpowiedzi przekręciłam teatralnie oczami i zmieniłam pozycję z siedzącej na leżącą.
Nagle czarnowłosy jednym susem skoczył na mnie przygniatając do łóżka. Pisnęłam przerażona próbując się uwolnić. Damon zareagował bardzo szybko łapiąc jedną ręką moje dłonie, a drugą zakrywając moje usta.
- Nie jestem idiotą. Nie będę cię gwałcił czy zabijał mając za ścianą świętobliwego Stefana, więc z łaski swojej nie krzycz.
Nadal przerażona pokiwałam głową na zgodę.
- Jak będziesz grzeczna to i ja będę miły- po tych słowach owinął mnie jak duże niemowie kocem. Założył na siebie swoją kurtkę i wziął mnie na ręce. Problem tkwił w tym, że nie skierował się w stronę drzwi, a w stronę okna.
- No chyba zwariowałeś!
- Możliwe, ale na leczenie za późno od stuleci.
Kiedy stanął ze mną na parapecie byłam w stanie zacząć błagać o to, żeby mnie zostawił, ale nie zdążyłam nawet otworzyć ust, a już szybowaliśmy w dół. W gardle ugrzęzła mi ogromna gula żółci. Jednak w brew moim oczekiwaniom wylądowaliśmy delikatnie w ogrodzie pani Flowers.
- Nie bój się. Nigdy nie wypuszczam z rąk skarbów – powiedział i szybko wzbił się w górę.
Myślałam, że wracamy do pokoju, ale minęliśmy parapet i poszybowaliśmy, aż na dach.
Widok był niesamowity! Niebieskooki z zadowoleniem przyglądał się mojej zdziwionej i oniemiałej twarzy.
____________________________________________________________________________
Mam nadzieję, że nowy wygląd bloga przypadnie wam do gustu, a ten rozdział spodoba wam się tak jak mi ;-)
Wiem, że miałam coś napisać na Real- dream, ale nie mogłam się powstrzymać. Po prostu musiałam napisać coś o Amelii.
Proszę o komentarze i całuje wszystkich ;*

piątek, 26 października 2012

Rozdział 12

Ucieszyłam się na słowa Damona, ale widziałam, że nadal muszę się mieć na baczności. W końcu to wampir, a im nie można ufać. Mój wzrok poszybował w stronę parkingu, ale nie znalazł tam czarnego ferrari. Zdziwiona spojrzałam na półnagiego mężczyznę.
- Mam nadzieję, że lubisz spacerować nocą? – powiedział uśmiechając się łobuzersko, nadal przytulając mnie do siebie. Czułam się dość dziwnie będąc tak blisko niebieskookiego i nie musząc uciekać. Dłonie dziwnie mi się pociły mimo że na dworze było chłodno.
-Yyy… a co z wilkołakami?
-O to się nie martw. Już sobie smacznie śpią, a hybrydy mają zakaz zbliżania się do mnie.
- Wiesz, może zadzwońmy lepiej po Stefana… - resztki zdrowego rozumu kazały mi się trzymać bezpiecznej odległości. Nie mogłam spokojnie spacerować nocą z krwiożerczą bestią. Damon zareagował natychmiast czujnie spoglądając mi w oczy i roześmiał się.
-Boisz się – bardziej stwierdził niż zapytał – Przecież tak bardzo chciałaś umrzeć by nadal być z Erickiem.
Wspomnienie mojego zmarłego chłopaka zabolało. Oderwałam się od Damona i szybkim krokiem ruszyłam w stronę pensjonatu, aby ukryć zbierające się łzy. Jednak wampir już po chwili zagrodził mi drogę.
- Nie udaj, że moje słowa tak bardzo cie dotknęły. Gdybyś tak naprawdę cierpiała po stracie ,, ukochanego’’ nie zapomniałabyś tak szybko o nim. Dziś dałaś nawet złamać swoją życiową złotą myśl ,, nie będę się już podobać nikomu’’.
- Skąd wiesz?
- Czy to tak się kocha? To było tylko szczeniackie zauroczenie – powiedział nie zawracając uwagi na moje pytanie.
- Przestań! – krzyknęłam płacząc.
- Gdybyś go kochała, byłabyś w stanie za niego umrzeć. Byłabyś? Oboje wiemy, że nie.
- Zamknij się i spierdalaj! Nic o mnie nie wiesz!
- Wiem więcej niż ci się wydaje.
-Czego ty ode mnie chcesz? Najpierw próbujesz mnie zabić, a teraz wykończyć psychicznie? Brawo udaje cie się to!
- Doskonale wiesz, że to co mówię jest prawdą.
- Nie wiesz co czuje! – Wrzasnęłam i ruszyłam biegiem przed siebie. Tym razem Salvatore nie ruszył za mną.
Łzy utorowały sobie na moich policzkach drogi po których spływały wraz z misternym makijażem Eleny. Serce bolało tak, jakby ktoś zrzucił mi na nie ogromny głaz. Szłam już spokojniejszym krokiem spoglądając na zamazany świat. W tej chwili nie myślałam o strachu, o nocnych stworzeniach. Wszystko miałam gdzieś. Liczyłam się ja, Erick i ból. Coś jakby ponownie pękło we mnie i krwawiło mocno. Nienawidziłam Damona Salvatore!
Jednak najgorsze w tym wszystkim było to, że miał rację. Od kiedy przyjechałam do Mystik Falls z dnia na dzień co raz bardziej zapominałam o moim zmarłym ukochanym. Nie pragnęłam już jego pocałunków i miłości. Pragnęłam to, otrzymać od … Damona. No chyba zwariowałam!
- Przepraszam, tak bardzo cię przepraszam Ericku – zaszlochałam wchodząc do ciemnego lasu.
Czego ja chce od życia? Czego pragnę? W końcu doszłam do tego, że moje życie stanęło w miejscu. Najpierw naprawdę cierpiałam z powodu śmierci mojego chłopaka, ale potem ból stał się sposobem na życie. Tylko, czy ja nadal chce tak żyć? Kiedy dziś dziewczyny umalowały mnie i ubrały w dopasowane ubrania poczułam się jak nowonarodzona. Nie chciałam już opłakiwać mężczyznę, którego zapominam z dnia na dzień co raz bardziej. Chciałam znów się bawić, znów czuć przyjemną adrenalinę i mieć przyjaciół. Tak bardzo chciałabym zadzwonić do moich przyjaciół z Los Angeles, ale to było nie możliwe. Od mojego wyjazdu nie mieliśmy ze sobą kontaktu. W sumie nie dziwie im się, że się wkurzyli. W końcu nawet ich nie poinformowałam o wyjeździe. Są jeszcze Elena, Caroline i Bonnie, ale one przyjaźnią się od zawsze, a dla mnie nie ma już tam miejsca. Łzy już nie płynęły, ale powstała we mnie ogromna pustka i strach przed samotnością.
Świat wokół mnie zaszedł mgłą, a do rzeczywistości przywrócił mnie zimny powiew. Szczelniej otuliłam się ciepłą kurtką Damona i przyspieszyłam kroku. Do tego wszystkiego muszę się użerać z tym całym nadprzyrodzonym światem. Psychicznie byłam niesamowicie zmęczona. Już nie wiele brakuje mi do tego, żebym zwariowała. W sumie to nie byłoby takie złe jakby zamknęli mnie w zakładzie bez klamek.
W tedy usłyszałam dziwny szum za sobą. O mało się nie roześmiałam. No tak jak inaczej mogłaby się skończyć ta idiotyczna noc? Po mimo tego, że nic mnie już nie interesowało to, wzrost adrenaliny spowodował, że znów zaczęłam biec. Czułam i słyszałam, że to coś jest co raz bliżej. W końcu mocno złapało mnie za ramie wbijając mi w nie swoje szpony. Wrzasnęłam najmocniej jak tylko potrafiłam. Stanęłam jak słup soli powoli odwracając się do tyłu. Znów wrzasnęłam widząc, że na ramieniu siedzi ogromny czarny kruk. Mądre oczy ptaka spojrzały na mnie z ironicznym błyskiem.
- No to teraz na pewno zamkną mnie w wariatkowie – powiedziałam i wybuchłam śmiechem jednocześnie się trzęsąc.
Kruk lekko przekrzywił głowę, jakby chciał ocenić jak daleka jestem od tego stanu.
- Nie za wygodnie? Od kiedy to kobiety maja nosić mężczyzn? – zapytałam nadal chichocząc – I gadam z ptakiem.
W końcu dotarłam do pensjonatu, jednak mój wybuch dobrego humoru nadal się nie kończył. Kruk czujnie badał mnie wzrokiem, jednak kiedy złapałam za klamkę odleciał w przeciwnym kierunku.
W salonie czekał na mnie komitet powitalny. Stefan krążył niespokojnie wokół wkurzonej Eleny.
- Gdzie ty byłaś?! – wrzasnęła szatynka – Jest 4 rano!
Moja reakcja była natychmiastowa.
- Oh tańczyłam z Klausem i Damonem, bo wy mnie zostawiliście na pastwę losu – i znów wybuchłam gorzkim śmiechem.
Wbiegłam do swojego pokoju i rzuciłam się na łóżko. Jeszcze przez chwilę chichotałam, aż zamiast śmiechu zaczęłam płakać. Nie miałam już siły. Nie potrafię żyć! Nie mam siły żyć! Gdyby był gdzieś tu Damon poprosiłabym go, żeby mnie zabił, bo ja już nie wytrzyma kolejnego dnia. W końcu kiedy już zaczęło świtać zasnęłam ze zmęczenia.
Damon
Od razu po rozstaniu z Amelią pofrunąłem do swojego pokoju. Słyszałem jej rozmowę z Elenką i świętym Stefankiem oraz jej późniejszy płacz. Musiałam się powstrzymać by tam nie iść i jej nie przytulić. Możliwe, że tej nocy przesadziłem , ale czasem im ludziom potrzebny jest wstrząs. Kiedy w końcu zaczęła oddychać równomiernie poszedłem do jej pokoju. Zasnęła cała zapłakana w ubraniach. Delikatnie zdjąłem z niej moja kurtkę i okryłem ją kocem. Była taka delikatna.
- Przepraszam, ale on musiał umrzeć. Nie dałaś mi innego wyboru.– wyszeptałem w zamyśleniu. Potem podszedłem do okna i wyskoczyłem przez nie. Czas na posiłek. Od razu uśmiech powrócił na moją twarz.

piątek, 12 października 2012

Rozdział 11

Od drzwi uderzyła we mnie woń alkoholu i tytoniu. Rozkojarzonym wzrokiem rozejrzałam się po sali przepełnionej wirującymi ciałami. W normalnej sytuacji ruszyłabym w ich ślady by poczuć muzykę w sobie, ale teraz marzyłam tylko, aby spakować się i uciec jak najdalej od tego miasteczka. Tylko co to by dało? Wygląda na to, że cały świat jest przepełniony potworami, które nie powinny istnieć.
Na moje nieszczęście blond wampirzyca nadal tańczyła z Klausem. Zimny dreszcz przebiegł mi po plecach kiedy ruszyłam w ich stronę.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale mam wiadomość od Damona dla Caroline – powiedziałam cicho.
- Co się stało? – zapytała zdziwiona wampirzyca.
- Kazał przekazać, że zabiera Tylera do domu – powiedziałam z dużą gulą w gardle. Przy hybrydzie czułam się bardzo nie na miejscu. Czułam jak z każdym słowem rośnie napięcie, a kiedy wypowiedziałam imię wilkołaka poczułam jakby coś eksplodowało falą czegoś co raziło podobnie do prądu. Dlatego stojąc teraz obok niego niemal się kuliłam pod naporem jego osobowości. Mimo, że wygląda na nie więcej niż 26 lat , to wszystko w nim mówiło, że trzeba bezwzględnie go szanować. Do tego ten niebezpieczny błysk w oku.
- Nigdzie nie pójdziesz! – powiedział ostro, łapiąc blondynkę za ramie z szybkością atakującej kobry.  Dziewczyna dotąd zadowolona z jego obecności teraz wyraźnie się bała.
- Proszę, muszę zobaczyć co z nim. Zawsze mu pomagałam – powiedziała z wahaniem nie będąc pewną jego reakcji. 
Nagle wściekłość hybrydy zniknęła, a na jego ustach pojawił się ironiczny uśmiech.
-Dobrze, ale towarzystwa za ciebie dotrzyma mi Amelia – powiedział wyciągając w moją stronę rękę. Każde słowo wypowiadał tak jakby się nim bawił dobierając starannie słowo i nadając mu brytyjskiego brzmienia. Sens jego słów dotarł do mnie dopiero po chwili. Zamarłam z przerażenia widząc jak Caroline żegna się z nami i posyła mi przepraszający uśmiech i wolno opuszcza bar, zostawiając mnie z wcieleniem diabła. Szybko rozejrzałam się po sali szukając kogoś znajomego, ale jak na moje nieszczęście nikogo takiego nie znalazłam. Ponaglona jego wyciągniętą ręką powoli podałam mu swoją z rosnącym przerażeniem. Od razu przyciągnął mnie do siebie i zaczął poruszać się w rytm muzyki. Mój umysł działał na najwyższych obrotach szukając wyjścia z tej sytuacji.
Z ust pierwotnego nawet na moment nie znikał ironiczny uśmiech. Pod tym względem byli bardzo podobni z Damonem. Właśnie! Gdzie się podziewa mój prześladowca! Ile można odnosić jednego wilkołaka? Jak go potrzeba to nigdy go nie ma. Wole zostać już zabita przez starszego Salvatore niż przez tą pierwotną szuję, która jakby czytała mi w myślach coraz szerzej się uśmiecha.
- Salvatore miał racje… Słodziutko pachniesz – powiedział zbliżając swoją twarz do mojego policzka.
Jeżeli chciał mnie przerazić, to mu się udało…
- Wiesz, ja to muszę już iść – powiedziałam z lekką chrypą – Damon pewnie będzie chciał odzyskać kurtkę.
- Tak masz rację. Chodźmy stąd – odpowiedział, a mnie zamurowało. Co robić? Co robić?!
- Yyyy… Poradzę sobie – powiedziałam chwytając się ostatniej deski ratunku.
- Damon by mi nie wybaczył gdybym zostawił cię na pastwę nocnych stworzeń – powiedział i pchnął mnie delikatnie w stronę drzwi. Miałam ochotę kopać, gryźć i krzyczeć tylko, że tak naprawdę nie miałam powodu. Wszyscy zgromadzeni uznaliby mnie za wariatkę, a Klaus miałby niezły ubaw.
Powoli przekroczyłam próg baru, powoli żegnając się z życiem. Każdy wiedział, że nie można ujść z cało ze spotkania z hybrydą, a na dodatek nie ma jak się przed nim bronić.
- Wiesz? To chyba nie jest dobry pomysł. I tak nie wiemy gdzie go szukać.
- Można go łatwo sprowadzić – powiedział wyjmując komórkę – a może nawet i ten cud techniki nie będzie nam potrzebny – powiedział z uśmiechem i popatrzył na coś za moimi plecami.
Powoli odwróciłam się w tamtą stronę i zobaczyła nagi tors mężczyzny. Podskoczyłam wystraszona. Nie miałam pojęcia, że ktoś tam stoi i to tak blisko mnie. Obok czarnowłosego stała uśmiechnięta Caroline. Odetchnęłam z ulgą, która niemal zabolała.
- Jak nasz wilczek ? – zapytał ironicznie Klaus.
- Wszystko z nim w porządku – odpowiedziała blondynka – Dzięki Damonowi – dodała zaraz.
- Ohh… Caroline. Przecież wiesz, że zrobiłem to, bo nie byłoby fajnie gdyby zobaczył go tam jakiś człowiek.  Ktoś zadzwonił by na pogotowie, gdzie by zbadali dokładnie wilczka i doszliby do tego, że coś z nim nie tak.
- Już myślałem, że będę musiał się zająć twoją dziewczynką – powiedziała hybryda.
- Sam się nią zajmę – odpowiedział Damon i szybko przyciągnął mnie do siebie.
- Caroline, chyba czas już na nas – powiedział i biorąc blondynkę pod rękę ruszył w stronę parkingu.
Znów zostałam sam na sam z wampirem. Serce biło mi szybko i mocno, ale nie wiedziałam czy to ze strachu, czy… No właśnie z czego jeszcze?
Jego ramiona ciasno przytulały mnie do siebie dając mi irracjonalne poczucie bezpieczeństwa. Przecież to nie nienormalne!
- To na czym skończyliśmy? – zapytał opierając swoją brodę na mojej głowie.
Moim ciałem wstrząsnął potężny dreszcz, na co Damon głośno się roześmiał.
- Ok. ok… Na dziś wystarczy. Wracamy do pensjonatu, Amelio.
____________________________________________________________________________
No to w końcu udało mi się coś wyskrobać. Mam nadzieję, że wam się spodoba.
Zapraszam do czytania i komentowania.
Całuje :*

sobota, 22 września 2012

Rozdział 10

Właścicielem cieplutkiej kurtki okazał się Damon Salvatore. Wpatrywał się we mnie z ironicznym uśmiechem, który miał być odpowiedzią na mój strach. Cofnęłam się jak oparzona wpadając na barierkę. Tego mi jeszcze brakowało. Czarnowłosy powoli przysunął się do mnie i oparł ręce na metalowym pręcie za moimi plecami zamykając mi ostatnią ścieżkę ratunku. Jego bliskość paraliżowała mnie.
- Oj nie rób takiej zmartwionej miny. Przecież mówiłem, że jeszcze się spotkamy – powiedział niskim, uwodzicielskim głosem. Gdybym go nie znała, pomyślałabym, że mnie podrywa.
Nie byłam w stanie wydobyć z siebie głosu, więc przełknęłam głośno ślinę. Moja odpowiedź wyraźnie go rozbawiła, ponieważ uśmiechnął się ukazując swoje idealnie białe zęby, które wprawiały mnie w przerażenie nawet wtedy, kiedy nie widziałam kłów.
Czarnowłosy ostentacyjnie wciągnął powietrze do płuc, pochylając się w moją stronę.
- Mmm… Twój zapach jest niesamowity. Skoro tak pięknie pachniesz ,to ciekawe jak smakujesz? – mówiąc to pochylił swoją twarz w kierunku mojej szyi. Starał się zmusić swoje ciało do waliki, jednak zamiast tego stałam tam jak słup soli walcząc ze łzami. Byłam zła na siebie o swoją bierność.
Jego oddech drażnił skórę mojej szyi. Serce biło jak oszalałe, a w głowie mi się kręciło. Czułam, że lada moment poczuje przeszywający ból, ale zamiast niego usłyszałam przerażający dźwięk dochodzący zza  moich pleców. Był połączeniem wilczego wycia i ludzkiego jęku. Wampir zaniepokojony spojrzał na coś za mną. To był jedyny moment na ucieczkę. Z całych sił pchnęłam Damona tak, że odsunął się ode mnie o parę kroków, mimo że natarłam na niego jak na mur. Obawiałam się, że niebieskooki zareaguje na to agresywnie, jednak tak naprawdę nawet nie zaszczycił mnie wzrokiem patrząc na coś co głośno zawarczało. Powoli odwróciłam się do kierunku z którego dobiegały dźwięki. Zobaczyłam dużego, czarnego wilka z żółtymi oczyma. Z moich ust wydarł się krótki wrzask. Nagle jak za dotknięciem czarodziejskie różdżki znalazłam się za Damonem, który przyjął pozycję jak do skoku. Byłam niemal pewna, że teraz jego oczy zieją czarną pustką, a z ust wystają dwa kły. Kiedy znów usłyszałam niepokojący dźwięk pochodzący od wilka wychyliłam się lekko zza wampira i ku mojemu zdumieniu na ziemi leżał nagi Tyler wydając z siebie ciche jęki. jego zmęczone ciało lśniło od potu. Wampir zabawnie zasłonił mi oczy i obrócił tyłem do wilkołaka.
- To nie są widoki dla dam – powiedział żartobliwie. Rozpiął swoją koszulę i zniknął. Stałam przez chwile wpatrując się w brudną ścianie baru próbując sobie wszystko poukładać w głowie. Powoli przestawałam wierzyć własnym zmysłom.
Powoli obróciłam się w kierunku leżącego chłopaka, który teraz w biodrach był przepasany czarną koszulą Damona. Wiedziałam, że Tyler jest wilkołakiem, ale co innego wiedzieć, a co innego widzieć. To było dla mnie za dużo. Chciałabym wrócić szybko do pensjonatu spakować się i wyjechać jak najdalej od tego miasteczka. W sumie zawdzięczam życie wilkołakowi, który także mógł mnie zabić. O ironio! W sumie to nie byłoby takie złe. W końcu i tak mnie Damon dopadnie.
Jednak teraz kiedy próbował pomóc Tylerowi przez myśl przemknęło mi się, że może on nie jest taki zły na jakiego wygląda? Bzdura! Przecież przed chwilą próbował mnie zabić.
 Z drugiej strony, czemu pomaga swojemu przeciwnikowi?
Jego jasny tors kontrastował z czernią nocy i jednoczenie jego hebanowe włosy lśniły w świetle księżyca. Widziałam każdy ruch jego mięśni kiedy podnosił z ziemi wilkołaka. Tak był niesamowicie przystojny i jednocześnie śmiertelnie niebezpieczny.
Stop! O czym ja w ogóle myślę przecież to mój wróg?! Byłam totalnie roztrzęsiona i nie potrafiłam składnie myśleć. To jedyne wytłumaczenie.
Nagle wzrok wampira spoczął na mnie.
- Zamknij buzię, bo ci jakiś komar wleci – powiedział z firmowym uśmiechem by nagle spoważnieć – powiedz Caroline, że niosę wilczka do domciu – i w wampirycznym tempie zniknął mi z oczu.  Nadal zdezorientowana, chwiejnym krokiem ruszyłam w stronę baru.
_______________________________________________________________________________
Tak wiem zabijecie mnie . Łapę duże opóźnienie z powodu szkoły i innych spraw osobistych, ale w końcu znalazłam czas, żeby coś dodać. Wiem, że krótkie, ale na nic więcej nie mogłam się dziś zdobyć.
Mam nadzieję, że wam się spodoba.
Zapraszam do czytania i komentowania.
Pozdrawiam ;*

sobota, 1 września 2012

Rozdział 9

Mądre oczy ptaka patrzyły na mnie z dozą ironii, która od razu kojarzyła się z Damonem. Może to głupie, ale ucieszyłam się, że to on, a nie ktoś inny. Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że nadal słucha chociaż trochę brata. Szłam spokojnym krokiem przed siebie, a ptak co jakiś czas przelatywał z jednego drzewa na drugie. Zaczynało to być dość irytujące, ale bałam się odezwać, aby nie urazić wampira. Mimo że po śmierci Ericka byłam niemal pewna, że chce śmierci, tak teraz niemal boleśnie pragnę żyć.
Ostatecznie wzięłam się w garść. Skoro mam tu mieszkać, nie mogę zawsze na jego widok uciekać gdzie pieprz rośnie. Stanęłam niepewnie i wcisnęłam dłonie w kieszenie spodni.
- Dobra. Powiesz mi czego chcesz? – skierowałam swoje słowa w kierunku ogromnego kruka. No nie! Ja rozmawiam z ptakiem! Oj tam. Ważne, że pomogło, bo na gałęzi drzewa już nikogo nie było.
- Chce cię dobrze poznać - powiedział ktoś za mną. Pisnęłam cicho, lekko podskakując do góry. Serce waliło mi głośno kiedy odwracałam się w kierunku mówcy. Stał blisko mnie na tyle, że czułam jego oddech na skórze. Księżyc delikatnie oświetlał jego idealnie wyrzeźbioną twarz. Jego czarne jak heban, nieco przydługie włosy opadały mu niedbale na stalowoszare oczy. Cały był ubrany na czarno. Wyglądał niesamowicie seksownie i jednocześnie zabójczo. Wzbudzał wokół siebie falę niebezpieczeństwa. Dopiero teraz dostrzegłam, że tam gdzie pojawiał się nie było słychać ani widać żadnych zwierząt. Spoglądał na mnie z rozbawieniem i niemą groźbą. Dopiero po chwili zorientowałam się, że patrzę na niego z szeroko otwartymi oczami od dłuższego momentu. Damon był idealnym Dzieckiem Nocy. Dopiero teraz zrozumiałam sens tych słów.
Odchrząknęłam zmieszana, przestając się na niego patrzyć.
- Czy mógłbyś mnie poznawać  w bardziej cywilizowany sposób? – odezwałam się w końcu.
- Owszem mógłbym, ale wtedy nie byłoby zabawy - powiedział i wyciągnął rękę w moją stronę. Początkowo się odsuwałam, ale wiedziałam, że to nie ma sensu. Jestem w samym środku lasu z wampirem. Nie zdołam uciec. Spoglądając na mnie zabawnie marszczył brwi jakby zastanawiając się nad czymś poważnie. Delikatnie ściągnął mi z głowy kaptur i pogładził palcami policzek. Pod wpływem jego dotyku zadrżałam.
- Pięknie pachniesz – szepnął budując strefę intymności wokół nas. Mogłam go słuchać godzinami. Hipnotyzował mnie i doprowadzał do obłędu.
Co on wygaduje. Pewnie śmierdzę potem…. Dopiero po chwili dotarł do mnie sens jego słów. Przełknęłam głośno ślinę i nie wiele myśląc zerwałam się do biegu. Nie potrafiłam spokojnie czekać na śmierć. Biegłam ile sił w nogach, oddychając ciężko. Gorączkowo próbowałam sobie przypomnieć jak mogę zabić wampira. Nie mam zapałek, żeby go spalić…
W tedy całym pędem uderzyłam mocno w coś ciemnego. Upadłam na ziemie lekko zamroczona. Dopiero po chwili zorientowałam się, że moją przeszkodą był starszy Salvatore.
- Nikt cię nie nauczył, że nie ma przede mną ucieczki? – zapytał ukazują dwa ostre kły.
Z przerażeniem rozejrzałam się w poszukiwaniu jakiejś obrony. Mój wzrok spoczął na gałęzi leżącej obok szybko ja złapałam i uniosłam tak aby ukazać, że nie zawaham się jej wbić w jego serce. Jednak pod wpływem mojej niemej groźby wampir roześmiałam się i niespodziewanie wyrwał mi z rąk ostatnią broń. Jego oczy tonęły pustką. Były czarne i niedostępne, jakby oszalałe. Dopiero teraz przypomniałam sobie mój wypadek. Czy to możliwe, że Damon zabił Ericka? A ja? Czemu przeżyłam?
Pod wpływem wspomnień przestałam się bronić. Wampir podniósł mnie i przechylił nie co moją głowę. Do oczu cisnęły mi się łzy. Chciałam wrzeszczeć, ale wiedziałam, że nic to nie da. Czy przeżyłam wtedy tylko po to, aby teraz zakończyć swoje życie? Przecież to nie ma sensu.
Czekałam na ból spowodowany ukąszeniem, ale nie doczekałam się go.
- Nie długo znów się spotkamy -  powiedział czarnowłosy i tak po prostu zniknął.
Byłam totalnie oszołomiona i przerażona. Stałam tam jakiś czas nie wiedząc co się dzieje wokół mnie. Dopiero światła reflektorów jadącego pojazdu przywróciły mnie do życia. Samochód zwolnił i przystanął obok mnie. W szybie zobaczyłam zdziwioną Bonnie. Mimo że nie przepadałam za nią to z ogromną radością wsiadłam do jej wozu. Wszystko zaczęło się wyjaśniać. Damon uciekł w obawie przed zemstą czarownicy. Chyba będę zmuszona polubić mulatkę.
Przez resztę drogi wypytywała się dlaczego szłam w nocy przez las i dlaczego wyglądam na przerażoną. Opowiedziałam jej wszystko za wyjątkiem mojego spotkania z wampirem. Przeczuwałam, że mógłby się na mnie wkurzyć, że powiedziałam Bonnie o naszym spotkaniu, ale z drugiej strony tylko ona mogła zapewnić mi obronę. Już nie co spokojniejsza wysiadłam z samochodu i poszłam wraz ze znajomą do domu. Tam czekali na nas Caroline, Elena i Stefano z radosnymi minami. Było to dość podejrzane, ale jak tylko szatynka z blondynką złapały mnie za ręce ciągnąc na piętro, wszystko się wyjaśniło.
- Będziesz się dobrze bawiła! Zobaczysz! – przekrzykiwały siebie.
Tak. Chcą abym poszła dziś z nimi na dyskotekę do Grilla. To ma być coś w rodzaju pożegnania wakacji. Niby przypadkiem zapewniły mnie, że będzie tam też Matt.
Caroline rozkazała mi ubrać czarną miniówkę i czarny gorset. Wyglądałam w tym jak dziwka. Próbowałam jej to wyperswadować z głowy, ale ona jak się uprze to nie ma przebacz. Wcisnęła mi jeszcze czarne szpilki i kazała się cieszyć, że uszanowała moje zamiłowanie do ciemnych kolorów.
Szatynka natomiast zabrała się za moje włosy. Utrwaliła delikatnie moje naturalne kręcone włosy i zabrała się za makijaż. Skupiła się głównie na moich brązowych oczach podkreślając je czarną kredką i tuszem. Na usta nałożyła mi malinowy błyszczyk.
Nie czułam się sobą. Od śmierci Ericka nie chciałam, aby faceci widzieli we mnie kobietę, dlatego ubierałam się w luźne, workowate rzeczy. Z czasem to polubiłam, a nawet bardzo. Teraz  w obcisłym stroju czułam się niemal naga.
Dopiero na koniec mojego szykowania do pokoju weszła Bonnie i z miłym uśmiechem  podarowała mi kolczyki i naszyjnik pasujący do bransoletki, w której jest werbena.
Byłam im bardzo wdzięczna, bo sama nie potrafiłabym się przełamać. Przytuliłam je wszystkie dziękując.
W końcu wyszłyśmy z pokoju.
- Ej, ja mam drzwi do pokoju! – krzyknęłam szczęśliwa.
- Tak, Damon nigdy nie kłamie w takich przypadkach – powiedział uśmiechnięty Stefan. – Nie wiedziałem, że mieszkam z taką piękną kobietą.
- No wiesz Stefan! Mnie tak nie komplementujesz. Robie się zazdrosna – powiedziała nie co wkurzona Elena.
Wszyscy wybuchliśmy śmiechem. Poprzednie wydarzenia przestały się liczyć. Strach zamienił się w radość. Co raz lepiej czułam się w swoim nowy stroju. Kiedy znaleźliśmy się w barze od razu rozpoczęliśmy od dwóch piw. Życie stało się łatwiejsze, a ja poczułam się seksownie. Po kolejnych dwóch byłam gotowa ruszyć na parkiet, ale nie bardzo miałam z kim. Elena wirowała z Stefanem, Bonnie z Jeremim, a Caroline z Klausem… Co? Z KLAUSEM?! Wyglądali na dość wyluzowanych, jakby lubili swoje towarzystwo. Wypiłam jeszcze jedno piwo i pomaszerowała w stronę samotnego Matta.
- Hej! – krzyknęłam, aby usłyszał mnie po przez bębniącą muzykę.
- O cześć! Fajnie, że wpadłaś. Prawie nie poznałem cię w tym stroju.
- To zasługa Caroline, Bonnie i Eleny.
Na imię blondynki chłopak zareagował skrzywioną miną. No tak on coś do niej czuje. To był zły wybór. Zabrałam mu piwo i dopiłam je po czym szybko się pożegnałam. Tłumy wirowały w takt muzyki, a ja siedziałam sama czując się co raz bardziej samotna. Przed oczami stanął mi obraz mojego zmarłego chłopaka. Nasze wspólne dyskoteki i melanże. Jego uśmiech, który był zarezerwowany tylko dla mnie. Do oczu napłynęły mi łzy. Szybkim krokiem wyszłam z baru.
Na zewnątrz owionęło mnie chłodne powietrze powodując chwilowe wytrzeźwienie. Po co ja  tu przyszłam! Przecież mam żałobę!  Gorset ściskał mnie mocno odsłaniając więcej niż zakrywając. Poczułam się nie na miejscu.
Księżyc w pełni mocno oświetlał ulicę, ale nie dawał nic ciepła. Lekko dygotałam z zimna. No tak nie ma Tylera, dziś grasują wilkołaki. Nie zbyt dobre warunki na spacer do pensjonatu.
Nagle poczułam czyjaś kurtkę na ramionach, która delikatnie mnie ogrzewała. Z uśmiechem odwróciłam się do wybawcy, jednak to kogo zobaczyłam spowodowało, że zamarłam w bezruchu.
_______________________________________________________________________________
Właśnie rozpoczął się ostatni dzień wakacji… O niee!! Błagam! Tylko nie szkoła!
Ehh…
Kolejne rozdziały będą pojawiać się co dwa tygodnie.
Pozdrawiam wszystkich i całuje ;*

niedziela, 26 sierpnia 2012

Rozdział 8

Obudziły mnie poranne promienie słońca, które świeciły mi prosto w oczy. Wszystko było skąpane w złotawej poświacie. Otaczające kolory zapraszały do wstania z łóżku.  W  takiej scenerii wszystko to czego doświadczyłam wczoraj wieczorem wydawało się złym snem, ale tak niestety nie było.
Do późnej godziny Elena próbowała mnie uspokoić i wyjaśnić jak najwięcej rzeczy. Wiem już, że wampir nie może wejść do domu mieszkalnego bez wyraźnego zaproszenia właściciela. Wampiry potrafią się szybko przemieszczać, mają wyostrzone zmysły i są niewiarygodnie silne. Do tego potrafią hipnotyzować ludzi i zmieniać się w zwierzęta nocne. Zabić może ich tylko drewniany kołek wbity w sam środek serca lub słońce, ale tego drugiego nie boją się bracia, ponieważ mają zaczarowane pierścienie. Zranić może ich werbena, czyli zioło, która chroni też przed hipnozą. Mam ją umieszczoną w bransoletce. Okazało się też, że Carolina też jest wampirem, a Bonnie wiedźmą. Alaric oprócz nauczania młodzieży w miejscowym liceum, jest też łowcą wampirów. Tyler też nie jest człowiekiem, tylko wilkołakiem. Jednak najgroźniejszy z nich wszystkich jest Damon i jego przyjaciel , pierwotna hybryda, która pojawiła się w miasteczku z powodu Eleny.
Szatynka jest sobowtórem niejakiej Katherine – wampirzycy, która przemieniła braci Salvatore. Wszystko było tak poplątane i jednocześnie niemożliwe, że napawało mnie strachem.
Miałam ochotę zagrzebać się w pościeli i nie wstawać. Puchowa forteca dawała mi odrobinkę bezpieczeństwa. Najlepszym wyjściem z tej sytuacji byłby powrót do domu, ale oznaczałby on moja porażkę. Totalnie nie wiedziałam, co mam robić.
Ostatecznie wygrzebałam się z łóżka. Nie mogłam tu zostać do końca życia. Wzięłam ciepły prysznic i ubrałam się w czarne rurki i granatową bluzę. Ruszyłam wolno w stronę kuchni uważnie rozglądając się po pensjonacie. Co chwile sprawdzałam, czy na moim nadgarstku nadal jest bransoletka.
W końcu wkroczyłam do kuchni, w której przy stoliku siedział zielonooki sącząc coś z kubka. Wzdrygnęłam się na samą myśl brunatnej cieczy, która mogłaby się tam znajdować.
- Cześć – powiedziałam zdobywając się na słaby uśmiech. Szatynka tłumaczyła mi wczoraj, że jej chłopak nic mi nie zrobi i z całą pewnością mogę mu ufać.
- Cześć, Amelia. Jak się spało? – zapytał ciepło się uśmiechając.
- Dobrze – odpowiedziałam wciskając do kieszeni drżące dłonie.
Powili ruszyłam w stronę lodówki, aby znaleźć sobie coś do jedzenia. Zdecydowałam się zrobić kilka kanapek. Jednak pomysł okazał się zupełnie niewykonalny. Ręce trzęsły mi się tak, że ledwo zdołałam posmarować chleb masłem.
- Daj nóż. Ja zrobię ci kanapki – powiedział szatyn.
- Dam sobie radę – powiedziałam.
- Wiem, ale obawiam się o twoje ręce. Nie chce żebyś wyszła stąd bez palca – zażartował.
Oddałam mu posłusznie przyrządy i zasiadłam na krześle zerkając na kubek stojący na stoliczku. Uderzyła mnie woń kawy. Mimowolnie  odetchnęłam z ulgą.
Nie długo później pojawiły się przede mną trzy kanapki z szynką i pomidorem oraz świeża kawa.
- Dziękuje – powiedziałam.
- Nie masz za co. Mam nadzieję, że będą ci smakować.
Wgryzłam się w pierwszą kanapkę, które była naprawdę dobra.
- Część młodzieży! – usłyszałam nagle za sobą i omal nie zadławiłam się kęsem kanapki.
- Witaj, bracie – odpowiedział mu Stefan.
Ja miałam na tyle ściśnięte gardło, że nie mogłam przełknąć jedzenia, a co dopiero odpowiedzieć na przywitanie. Odłożyłam kanapkę na talerz i wstałam biorąc w ręce kawę.
- Już nas opuszczasz? – zapytał arogancki głos. Widziałam, że jego właściciel zbliża się do mnie. Posłałam pełne przerażenia spojrzenie szatynowi. Jednak on w odpowiedzi uśmiechnął się tylko pokrzepiająco.
Powoli opadłam powrotem na siedzenie kuląc się i napinając mięśnie. Damon delikatnie przysiadł się obok na krześle, a w ręku trzymał kryształową szklankę, w której znajdował się złotawy płyn. Po zapachu można było jednoznacznie stwierdzić, że to alkohol.
- Nie jesz? – zapytał  ironicznie się uśmiechając.
- Nie jestem głodna – odpowiedziałam roztrzęsionym głosem.
Na co on zareagował szerszym uśmiechem i porwał mi jedną z kanapek.
- Tak się zastanawiam, czy może miałabyś ochotę poznać mojego przyjaciela? – powiedział jedząc z grymasem niezadowolenia
- Dziś mam zajęty cały dzień! – powiedziałam chyba nie co za szybko.
- A kto mówi coś o dniu? Zdecydowanie wole noce… - powiedział jakby rozmarzony i odłożył nagryzioną kanapkę na miejsce.
Szybkim ruchem wstałam od stołu i upiłam łyk kawy.
- Przepraszam, że opuszczę miłe towarzystwo, ale muszę jechać do lakiernika, bo pewien KRUK zarysował mi karoserię – powiedziałam nie wiele myśląc.
- Kocham te ptaki – powiedział rozbawiony Damon.
- Poczekaj zabiorę się z tobą do centrum – rzucił krótko Stefan i już szliśmy w stronę wyjścia.
Przez całą drogę nie rozmawialiśmy ze sobą prawie wcale, po za uprzejmym wzmiankami o pogodzie. W moich myślach kołatała mi się myśl, że ja tu nie mogę zostać. Nikomu nie mogę ufać.
Dopiero burczenie w brzuchu przywróciło mnie do rzeczywistości. Przez bruneta nie udało mi się nic zjeść, więc podwiozłam Stefana do Eleny i ruszyłam w stronę ,,Grilla’’.
W miejscowym barze nie było tłoczno z powodu wczesnej godziny, ale na moje szczęście nie widziałam nikogo z paranormalnego świata. Usiadłam w rogu sali i zrzuciłam z głowy kaptur.
- Cześć! Co podać – usłyszałam znajomy głos.
- Hej, Matt. Tak , chce dużego hamburgera  i cole – powiedziałam z lekkim uśmiechem.
Chłopak zabawnie zasalutował i poszedł.
W moich myślach niespodziewanie pojawił się mój zmarły chłopak. Nie pomyślałam po wypadku, żeby wierzyć w moje wspomnienia. Może jest szansa, aby pomścić jego śmierć i dowiedzieć się czemu żyje? Jednak mam znikome szanse na odnalezienie napastnika, a co dopiero na zabicie go. Może powinnam zrezygnować i wrócić do domu?
Wtedy drzwi od ,,Grilla’’ otworzyły się z małym skrzypnięciem, a w nich stanął mój czarnowłosy wróg i pewny siebie blondyn.
- Smacznego – usłyszałam głos Matta.
Chyba zauważył, że jestem nieobecna, bo poszedł za moim wzrokiem. Przełknął głośno ślinę, co było dowodem, że zapewne to ta straszna, nieśmiertelna hybryda.
- Z czasem jest łatwiej – powiedział nagle chłopak i ruszył do stolika wampirów.
Naciągnęłam na głowę kaptur i zabrałam się za jedzenie.
Po kolejnym kęsie spojrzałam na stolik moich wrogów. Napotkałam parę stalowych oczu.
Czarnowłosy znacząco spoglądał na bułkę w moich rękach , powstrzymując głośny śmiech. Spuściłam oczy i szybko dokończyłam jedzenie.
Kiedy w końcu je skończyłam pędem wypadłam z baru.
Jedno jest pewne. Nie mogę z nimi dłużej mieszkać, bo oszaleje! Wsiadłam w samochód i ruszyłam do mojego przyszłego domu. Niestety moje modły nie zostały wysłuchane. Remont potrwa jeszcze przynajmniej półtora tygodnia. No to już po mnie…
Pod wieczór zajechałam do lakiernika, który bardzo podejrzliwie patrzył na zadrapana przy lusterku. Tłumaczyłam mu, że to jakieś dziecko się nudziło. Miałam zostawić auto do jutra u niego.
Pięknie i jak ja teraz wrócę do domu? Włożyłam ręce do kieszeni i ruszyłam w stronę pensjonatu. Robiło się co raz ciemniej ,a na myśl spacerku po lesie  robiło mi się niedobrze. Szłam co raz szybszym krokiem. Po pewnym czasie  już niemal biegłam, aż stanęłam przed ścianą drzew. Ostatni odcinek do domu musiałam pokonać właśnie przez las. Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam nasłuchując niepokojących dźwięków. Niestety spokojem zbyt długo się nie nacieszyłam, ponieważ nagle coś z głośnym świstem przeleciało mi nad głową i przysiadło na gałęzi dębu. Mimo że było ciemno to pióra ptaka, który przed chwilką mnie zaatakował, lśniły w świetle księżyca. Tak zdecydowanie to był ,, mój ulubiony ‘’ kruk.
___________________________________________________________________________
Rozdział dedykuje Kaśce, za nasze nocne rozmowy ;*
Mam nadzieję, że wam się podobało…
Czytajcie i komentujcie.
Pozdrawiam ;*

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Rozdział 7

- Tak nie bój się. Nie jesteśmy przecież seryjnymi mordercami – powiedział brunet i roześmiał się z jakiegoś ukrytego żartu. – Masz racje jesteśmy czymś gorszym – mówiąc to gwałtownie przestał się śmiać.
Mimowolnie przesunęłam się bardziej w stronę zielonookiego.
- No tak! Czego tu się bać? Poruszacie się szybciej niż wszyscy, macie ogromną siłę. Ty – wskazałam na Stefana – wymazałeś mi pamięć, a ty – w tym momencie wskazywałam Damona – zachowujesz się jak psychopata i … wyglądasz jak ten z mojego wypadku. Tylko nie masz czarnych oczu… Do tego kruki umieją pisać, a bransoletka ma mnie przed czymś chronić? Zapomniałam o czym jeszcze?! – wrzeszczałam jak opętana.
Nad nami zawisły niewypowiedziane słowa, tak ciężkie, że nikt nie potrafił się z nimi uporać. Zapadła cisza. Powoli odzyskiwałam prawidłowy puls i oddech. W tedy do pokoju weszła pani Flowers z tacą pełną kubków. Mnie podała biały z cieczą o dość dziwnym zapachu. Popatrzyłam się podejrzliwe na starszą panią. W tamtym momencie nie ufałam już nikomu.
- To tylko zioła na uspokojenie. Uwierz, że ci się przydadzą.
Potem podała czerwony kubek szatynowi, a czarny – brunetowi. Sobie wzięła ostatni i zasiadła na krześle przy biurku.
Damon spojrzał się na swój napój i znów zaśmiał się.
- Widzę, że pani zapamiętała moją ulubioną grupę k… - posłał mi dziwne spojrzenie – witaminy K.
- O jakim wypadku mówiłaś? – zapytał do tej pory milczący Stefan.
Przed moimi oczami stanęło wspomnienie tamtej nocy i Erick z rozszarpaną tętnicą. Jednak ten obraz szybko zniknął, a na jego miejsce pojawiła się ciemna postać. Jej czarne magnetyczne oczy i długi kły. Dlaczego nie zapamiętałam jego twarzy i innych szczegółów? Westchnęłam ciężko.
- Ponad miesiąc temu miałam wypadek wraz z moim chłopakiem. Według policji wpadliśmy do rowu. Tylko ja pamiętam inny ciąg wydarzeń. W sumie, kto ma jeszcze pamiętać? Mój chłopak nie przeżył. Podobno wykrwawił się z rozszarpanej tętnicy szyjnej.
Stefanowi stężała twarz. Natomiast brunet uśmiechał się z dumą ?
- Według ciebie co tam się stało? – zapytał szatyn.
- Potrąciliśmy człowieka, który jak potem się okazało nie był nim. – Przełknęłam głośno ślinę. – Pamiętam, że mnie ugryzł, ale wiem, że to nie możliwe. Byłam pijana. Musiałam mieć jakieś zwidy.
Stefan pokręcił zasmucony głową. Wtedy w moją stronę ruszył Damon z swoim ironicznym uśmiechem. Miałam wrażenie, że jego twarz nie potrafi się inaczej wygiąć. Pod wpływem jego stalowego wzroku zadrżałam. Stanął przede mną i wyciągnął w moją stronę kubek.
- Nie! Damon! – wyrwało się z ust młodszego Salvatore, ale mój wzrok już poszybował w stronę znajdującej się w kubku cieczy.
Moje oczy szeroko się rozwarły widząc brunatną gęstą krew. W głowie mi się zakręciło. Złapałam się ręką za usta i mijając bruneta rzuciłam się w stronę łazienki. Żołądek podszedł mi do gardła wywołując wymioty. O Matko, o Matko, o Matko! Mój koszmar stał się rzeczywistością. Umyłam twarz i ciężko oparłam się o umywalkę. W lustrze zobaczyłam swoją zmęczoną twarz, ale coś się w niej zmieniło. Moje brązowe oczy jakby zrobiły się puste, a w mojej głowie zaświtała tylko jedna myśl : ,, Znajdę tego, który zabił ciebie, Erick  i pomszczę twoją śmierć!’’.
Już pewniejszym krokiem weszłam z powrotem do mojego pokoju. Powiodłam wzrokiem po zgromadzonych z jakąś ostatnią cząstką nadziei.
- Tak. Ja i mój brat jesteśmy wampirami – rozwiał moją nadzieję szatyn.
Odwróciłam się od nich i swoje kroki skierowałam w stronę wyjścia. Jednak drogę zagrodził mi Damon ze swoją ironiczną miną.
- Dokąd to się wybierasz? Kolacji jeszcze nie było – powiedział takim tonem, że  moje nogi zadrżały.
- Zabij mnie, albo wypuść. Mnie to wszystko jedno – powiedziała wypranym z emocji głosem.
Wampir powoli zaczął podchodzić do mnie. Głośno przełknęłam ślinę wmawiając sobie, że to właśnie śmierci pragnę od  ponad miesiąca.
Jego chłodna dłoń znalazła się na moim policzku. Pod wpływem jego dotyku wstrzymałam oddech. Przymknęłam lekko powieki, aby skupić się na bijącym za szybko sercu. Coś mi mówiło, że nie chce tak młodo umierać. Ostatkiem sił trzymałam się, aby nie błagać o życie.
- Wypuszczając cię stąd w nocy, to jak szykować cię na pewną śmierć. To miasteczko roi się od wampirów, wilkołaków i hybryd – powiedział spokojnym, uwodzicielskim głosem. Mogłam go słuchać bez przerwy.
- Oraz pierwotnych – dodał cierpko szatyn.
- Och braciszku, co masz do mojego przyjaciela?
- Np. to, że ciągle próbuje uśmiercić moją dziewczynę? – powiedział z ironią w głosie Stefan.
W odpowiedzi czarnowłosy przekręcił teatralnie oczyma. W tym momencie rozbrzmiała moja komórka. Wszyscy popatrzyli na mnie uważnie jakby próbując odczytać, to jak się teraz zachowam. Powoli ruszyłam w stronę biurka na którym leżał telefon, jednak drogę znów zagrodził mi czarnowłosy.
- Przepuść ją. Nic nikomu nie powie – powiedziała dotąd milcząca pani Flowers.
Widocznie wampir ma szacunek do pani domu, bo bez słowa ustąpił mi z drogi.
Na wyświetlaczu migał napis ,, Mama’’. Odchrząknęłam cicho i odebrałam telefon.
- Tak mamo?
- Kochanie, co się nic nie odzywasz? Martwiliśmy się już z ojcem.
- Nic mi nie jest. Ja po prostu … - w tym momencie poczułam czyjąś rękę na ramieniu – po prostu miałam dużo do załatwienia.
- Tak rozumiemy. Nie przeszkadzam ci?
- Wiesz mamo, właśnie oglądamy filmy ze znajomymi. Mogę jutro do ciebie zadzwonić?
- Tak, to do usłyszenia.
- Pa.
Kątem oka zobaczyłam, że za mną stoi Stefan i ściskając mi ramię próbuje dodać otuchy.
- Co teraz będzie? – zapytałam.
- Nic się nie zmieniło. Życie toczy się dalej – odpowiedział.
- Chce zostać sama.
Bez słowa wszyscy ruszyli na korytarz. Tylko Damon tuż przy drzwiach odwrócił się w moją stronę.
- Za wyznanie komuś naszej tajemnicy grozi śmierć. Rozumiemy się?
Pokiwałam potakująco głową.
- A no i przepraszam za drzwi. Jutro ci je odkupie – powiedział i wyszedł, aby za chwile znów wrócić.
- Mam nadzieję, że lubisz kruki – i rozpłynął się w powietrzu.
Kiedy w końcu zostałam sama usiadłam na podłodze jakby opuściły mnie wszystkie siły.
W co ja się wpakowałam?  Jak wampir może być krukiem? Co jeszcze potrafią? Jak dużo ich jest? Jak się bronić? W mojej głowie pojawiały się co raz nowsze pytania. Ułożyłam się powoli na łóżku z podkulonymi nogami, ale doświadczenia dzisiejszego dnia nie dawały mi zasnąć. Drzwi do pokoju były rozwalone, więc miałam wgląd na oświetlony korytarz. Nie chciałam być teraz sama. Chciałam poczuć obecność kogoś, kto jest w podobnej sytuacji.
Jak na zawołanie do pokoju weszła Elena z nieśmiałym uśmiechem, a ja jak małe dziecko rzuciłam się w jej ramiona.
______________________________________________________________________________
Jak dziś gorąco ;/ Po prostu topie się. Niech ktoś pożyczy klimatyzacji ;D
Zapraszam do czytania i komentowanie.
Pozdrawiam ;*

Łączna liczba wyświetleń