sobota, 22 września 2012

Rozdział 10

Właścicielem cieplutkiej kurtki okazał się Damon Salvatore. Wpatrywał się we mnie z ironicznym uśmiechem, który miał być odpowiedzią na mój strach. Cofnęłam się jak oparzona wpadając na barierkę. Tego mi jeszcze brakowało. Czarnowłosy powoli przysunął się do mnie i oparł ręce na metalowym pręcie za moimi plecami zamykając mi ostatnią ścieżkę ratunku. Jego bliskość paraliżowała mnie.
- Oj nie rób takiej zmartwionej miny. Przecież mówiłem, że jeszcze się spotkamy – powiedział niskim, uwodzicielskim głosem. Gdybym go nie znała, pomyślałabym, że mnie podrywa.
Nie byłam w stanie wydobyć z siebie głosu, więc przełknęłam głośno ślinę. Moja odpowiedź wyraźnie go rozbawiła, ponieważ uśmiechnął się ukazując swoje idealnie białe zęby, które wprawiały mnie w przerażenie nawet wtedy, kiedy nie widziałam kłów.
Czarnowłosy ostentacyjnie wciągnął powietrze do płuc, pochylając się w moją stronę.
- Mmm… Twój zapach jest niesamowity. Skoro tak pięknie pachniesz ,to ciekawe jak smakujesz? – mówiąc to pochylił swoją twarz w kierunku mojej szyi. Starał się zmusić swoje ciało do waliki, jednak zamiast tego stałam tam jak słup soli walcząc ze łzami. Byłam zła na siebie o swoją bierność.
Jego oddech drażnił skórę mojej szyi. Serce biło jak oszalałe, a w głowie mi się kręciło. Czułam, że lada moment poczuje przeszywający ból, ale zamiast niego usłyszałam przerażający dźwięk dochodzący zza  moich pleców. Był połączeniem wilczego wycia i ludzkiego jęku. Wampir zaniepokojony spojrzał na coś za mną. To był jedyny moment na ucieczkę. Z całych sił pchnęłam Damona tak, że odsunął się ode mnie o parę kroków, mimo że natarłam na niego jak na mur. Obawiałam się, że niebieskooki zareaguje na to agresywnie, jednak tak naprawdę nawet nie zaszczycił mnie wzrokiem patrząc na coś co głośno zawarczało. Powoli odwróciłam się do kierunku z którego dobiegały dźwięki. Zobaczyłam dużego, czarnego wilka z żółtymi oczyma. Z moich ust wydarł się krótki wrzask. Nagle jak za dotknięciem czarodziejskie różdżki znalazłam się za Damonem, który przyjął pozycję jak do skoku. Byłam niemal pewna, że teraz jego oczy zieją czarną pustką, a z ust wystają dwa kły. Kiedy znów usłyszałam niepokojący dźwięk pochodzący od wilka wychyliłam się lekko zza wampira i ku mojemu zdumieniu na ziemi leżał nagi Tyler wydając z siebie ciche jęki. jego zmęczone ciało lśniło od potu. Wampir zabawnie zasłonił mi oczy i obrócił tyłem do wilkołaka.
- To nie są widoki dla dam – powiedział żartobliwie. Rozpiął swoją koszulę i zniknął. Stałam przez chwile wpatrując się w brudną ścianie baru próbując sobie wszystko poukładać w głowie. Powoli przestawałam wierzyć własnym zmysłom.
Powoli obróciłam się w kierunku leżącego chłopaka, który teraz w biodrach był przepasany czarną koszulą Damona. Wiedziałam, że Tyler jest wilkołakiem, ale co innego wiedzieć, a co innego widzieć. To było dla mnie za dużo. Chciałabym wrócić szybko do pensjonatu spakować się i wyjechać jak najdalej od tego miasteczka. W sumie zawdzięczam życie wilkołakowi, który także mógł mnie zabić. O ironio! W sumie to nie byłoby takie złe. W końcu i tak mnie Damon dopadnie.
Jednak teraz kiedy próbował pomóc Tylerowi przez myśl przemknęło mi się, że może on nie jest taki zły na jakiego wygląda? Bzdura! Przecież przed chwilą próbował mnie zabić.
 Z drugiej strony, czemu pomaga swojemu przeciwnikowi?
Jego jasny tors kontrastował z czernią nocy i jednoczenie jego hebanowe włosy lśniły w świetle księżyca. Widziałam każdy ruch jego mięśni kiedy podnosił z ziemi wilkołaka. Tak był niesamowicie przystojny i jednocześnie śmiertelnie niebezpieczny.
Stop! O czym ja w ogóle myślę przecież to mój wróg?! Byłam totalnie roztrzęsiona i nie potrafiłam składnie myśleć. To jedyne wytłumaczenie.
Nagle wzrok wampira spoczął na mnie.
- Zamknij buzię, bo ci jakiś komar wleci – powiedział z firmowym uśmiechem by nagle spoważnieć – powiedz Caroline, że niosę wilczka do domciu – i w wampirycznym tempie zniknął mi z oczu.  Nadal zdezorientowana, chwiejnym krokiem ruszyłam w stronę baru.
_______________________________________________________________________________
Tak wiem zabijecie mnie . Łapę duże opóźnienie z powodu szkoły i innych spraw osobistych, ale w końcu znalazłam czas, żeby coś dodać. Wiem, że krótkie, ale na nic więcej nie mogłam się dziś zdobyć.
Mam nadzieję, że wam się spodoba.
Zapraszam do czytania i komentowania.
Pozdrawiam ;*

sobota, 1 września 2012

Rozdział 9

Mądre oczy ptaka patrzyły na mnie z dozą ironii, która od razu kojarzyła się z Damonem. Może to głupie, ale ucieszyłam się, że to on, a nie ktoś inny. Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że nadal słucha chociaż trochę brata. Szłam spokojnym krokiem przed siebie, a ptak co jakiś czas przelatywał z jednego drzewa na drugie. Zaczynało to być dość irytujące, ale bałam się odezwać, aby nie urazić wampira. Mimo że po śmierci Ericka byłam niemal pewna, że chce śmierci, tak teraz niemal boleśnie pragnę żyć.
Ostatecznie wzięłam się w garść. Skoro mam tu mieszkać, nie mogę zawsze na jego widok uciekać gdzie pieprz rośnie. Stanęłam niepewnie i wcisnęłam dłonie w kieszenie spodni.
- Dobra. Powiesz mi czego chcesz? – skierowałam swoje słowa w kierunku ogromnego kruka. No nie! Ja rozmawiam z ptakiem! Oj tam. Ważne, że pomogło, bo na gałęzi drzewa już nikogo nie było.
- Chce cię dobrze poznać - powiedział ktoś za mną. Pisnęłam cicho, lekko podskakując do góry. Serce waliło mi głośno kiedy odwracałam się w kierunku mówcy. Stał blisko mnie na tyle, że czułam jego oddech na skórze. Księżyc delikatnie oświetlał jego idealnie wyrzeźbioną twarz. Jego czarne jak heban, nieco przydługie włosy opadały mu niedbale na stalowoszare oczy. Cały był ubrany na czarno. Wyglądał niesamowicie seksownie i jednocześnie zabójczo. Wzbudzał wokół siebie falę niebezpieczeństwa. Dopiero teraz dostrzegłam, że tam gdzie pojawiał się nie było słychać ani widać żadnych zwierząt. Spoglądał na mnie z rozbawieniem i niemą groźbą. Dopiero po chwili zorientowałam się, że patrzę na niego z szeroko otwartymi oczami od dłuższego momentu. Damon był idealnym Dzieckiem Nocy. Dopiero teraz zrozumiałam sens tych słów.
Odchrząknęłam zmieszana, przestając się na niego patrzyć.
- Czy mógłbyś mnie poznawać  w bardziej cywilizowany sposób? – odezwałam się w końcu.
- Owszem mógłbym, ale wtedy nie byłoby zabawy - powiedział i wyciągnął rękę w moją stronę. Początkowo się odsuwałam, ale wiedziałam, że to nie ma sensu. Jestem w samym środku lasu z wampirem. Nie zdołam uciec. Spoglądając na mnie zabawnie marszczył brwi jakby zastanawiając się nad czymś poważnie. Delikatnie ściągnął mi z głowy kaptur i pogładził palcami policzek. Pod wpływem jego dotyku zadrżałam.
- Pięknie pachniesz – szepnął budując strefę intymności wokół nas. Mogłam go słuchać godzinami. Hipnotyzował mnie i doprowadzał do obłędu.
Co on wygaduje. Pewnie śmierdzę potem…. Dopiero po chwili dotarł do mnie sens jego słów. Przełknęłam głośno ślinę i nie wiele myśląc zerwałam się do biegu. Nie potrafiłam spokojnie czekać na śmierć. Biegłam ile sił w nogach, oddychając ciężko. Gorączkowo próbowałam sobie przypomnieć jak mogę zabić wampira. Nie mam zapałek, żeby go spalić…
W tedy całym pędem uderzyłam mocno w coś ciemnego. Upadłam na ziemie lekko zamroczona. Dopiero po chwili zorientowałam się, że moją przeszkodą był starszy Salvatore.
- Nikt cię nie nauczył, że nie ma przede mną ucieczki? – zapytał ukazują dwa ostre kły.
Z przerażeniem rozejrzałam się w poszukiwaniu jakiejś obrony. Mój wzrok spoczął na gałęzi leżącej obok szybko ja złapałam i uniosłam tak aby ukazać, że nie zawaham się jej wbić w jego serce. Jednak pod wpływem mojej niemej groźby wampir roześmiałam się i niespodziewanie wyrwał mi z rąk ostatnią broń. Jego oczy tonęły pustką. Były czarne i niedostępne, jakby oszalałe. Dopiero teraz przypomniałam sobie mój wypadek. Czy to możliwe, że Damon zabił Ericka? A ja? Czemu przeżyłam?
Pod wpływem wspomnień przestałam się bronić. Wampir podniósł mnie i przechylił nie co moją głowę. Do oczu cisnęły mi się łzy. Chciałam wrzeszczeć, ale wiedziałam, że nic to nie da. Czy przeżyłam wtedy tylko po to, aby teraz zakończyć swoje życie? Przecież to nie ma sensu.
Czekałam na ból spowodowany ukąszeniem, ale nie doczekałam się go.
- Nie długo znów się spotkamy -  powiedział czarnowłosy i tak po prostu zniknął.
Byłam totalnie oszołomiona i przerażona. Stałam tam jakiś czas nie wiedząc co się dzieje wokół mnie. Dopiero światła reflektorów jadącego pojazdu przywróciły mnie do życia. Samochód zwolnił i przystanął obok mnie. W szybie zobaczyłam zdziwioną Bonnie. Mimo że nie przepadałam za nią to z ogromną radością wsiadłam do jej wozu. Wszystko zaczęło się wyjaśniać. Damon uciekł w obawie przed zemstą czarownicy. Chyba będę zmuszona polubić mulatkę.
Przez resztę drogi wypytywała się dlaczego szłam w nocy przez las i dlaczego wyglądam na przerażoną. Opowiedziałam jej wszystko za wyjątkiem mojego spotkania z wampirem. Przeczuwałam, że mógłby się na mnie wkurzyć, że powiedziałam Bonnie o naszym spotkaniu, ale z drugiej strony tylko ona mogła zapewnić mi obronę. Już nie co spokojniejsza wysiadłam z samochodu i poszłam wraz ze znajomą do domu. Tam czekali na nas Caroline, Elena i Stefano z radosnymi minami. Było to dość podejrzane, ale jak tylko szatynka z blondynką złapały mnie za ręce ciągnąc na piętro, wszystko się wyjaśniło.
- Będziesz się dobrze bawiła! Zobaczysz! – przekrzykiwały siebie.
Tak. Chcą abym poszła dziś z nimi na dyskotekę do Grilla. To ma być coś w rodzaju pożegnania wakacji. Niby przypadkiem zapewniły mnie, że będzie tam też Matt.
Caroline rozkazała mi ubrać czarną miniówkę i czarny gorset. Wyglądałam w tym jak dziwka. Próbowałam jej to wyperswadować z głowy, ale ona jak się uprze to nie ma przebacz. Wcisnęła mi jeszcze czarne szpilki i kazała się cieszyć, że uszanowała moje zamiłowanie do ciemnych kolorów.
Szatynka natomiast zabrała się za moje włosy. Utrwaliła delikatnie moje naturalne kręcone włosy i zabrała się za makijaż. Skupiła się głównie na moich brązowych oczach podkreślając je czarną kredką i tuszem. Na usta nałożyła mi malinowy błyszczyk.
Nie czułam się sobą. Od śmierci Ericka nie chciałam, aby faceci widzieli we mnie kobietę, dlatego ubierałam się w luźne, workowate rzeczy. Z czasem to polubiłam, a nawet bardzo. Teraz  w obcisłym stroju czułam się niemal naga.
Dopiero na koniec mojego szykowania do pokoju weszła Bonnie i z miłym uśmiechem  podarowała mi kolczyki i naszyjnik pasujący do bransoletki, w której jest werbena.
Byłam im bardzo wdzięczna, bo sama nie potrafiłabym się przełamać. Przytuliłam je wszystkie dziękując.
W końcu wyszłyśmy z pokoju.
- Ej, ja mam drzwi do pokoju! – krzyknęłam szczęśliwa.
- Tak, Damon nigdy nie kłamie w takich przypadkach – powiedział uśmiechnięty Stefan. – Nie wiedziałem, że mieszkam z taką piękną kobietą.
- No wiesz Stefan! Mnie tak nie komplementujesz. Robie się zazdrosna – powiedziała nie co wkurzona Elena.
Wszyscy wybuchliśmy śmiechem. Poprzednie wydarzenia przestały się liczyć. Strach zamienił się w radość. Co raz lepiej czułam się w swoim nowy stroju. Kiedy znaleźliśmy się w barze od razu rozpoczęliśmy od dwóch piw. Życie stało się łatwiejsze, a ja poczułam się seksownie. Po kolejnych dwóch byłam gotowa ruszyć na parkiet, ale nie bardzo miałam z kim. Elena wirowała z Stefanem, Bonnie z Jeremim, a Caroline z Klausem… Co? Z KLAUSEM?! Wyglądali na dość wyluzowanych, jakby lubili swoje towarzystwo. Wypiłam jeszcze jedno piwo i pomaszerowała w stronę samotnego Matta.
- Hej! – krzyknęłam, aby usłyszał mnie po przez bębniącą muzykę.
- O cześć! Fajnie, że wpadłaś. Prawie nie poznałem cię w tym stroju.
- To zasługa Caroline, Bonnie i Eleny.
Na imię blondynki chłopak zareagował skrzywioną miną. No tak on coś do niej czuje. To był zły wybór. Zabrałam mu piwo i dopiłam je po czym szybko się pożegnałam. Tłumy wirowały w takt muzyki, a ja siedziałam sama czując się co raz bardziej samotna. Przed oczami stanął mi obraz mojego zmarłego chłopaka. Nasze wspólne dyskoteki i melanże. Jego uśmiech, który był zarezerwowany tylko dla mnie. Do oczu napłynęły mi łzy. Szybkim krokiem wyszłam z baru.
Na zewnątrz owionęło mnie chłodne powietrze powodując chwilowe wytrzeźwienie. Po co ja  tu przyszłam! Przecież mam żałobę!  Gorset ściskał mnie mocno odsłaniając więcej niż zakrywając. Poczułam się nie na miejscu.
Księżyc w pełni mocno oświetlał ulicę, ale nie dawał nic ciepła. Lekko dygotałam z zimna. No tak nie ma Tylera, dziś grasują wilkołaki. Nie zbyt dobre warunki na spacer do pensjonatu.
Nagle poczułam czyjaś kurtkę na ramionach, która delikatnie mnie ogrzewała. Z uśmiechem odwróciłam się do wybawcy, jednak to kogo zobaczyłam spowodowało, że zamarłam w bezruchu.
_______________________________________________________________________________
Właśnie rozpoczął się ostatni dzień wakacji… O niee!! Błagam! Tylko nie szkoła!
Ehh…
Kolejne rozdziały będą pojawiać się co dwa tygodnie.
Pozdrawiam wszystkich i całuje ;*

Łączna liczba wyświetleń