sobota, 30 marca 2013

Od Autorki ;D

..........@..@..@........@...@...@
........@............@....@.................@
........@.......((....@...../)/)........@
..........@.....(=':')........(':'=).........@
............@...(..(")(")..(")(")..)...@
................@.....................@
....................@.............@
............... .........@.....@
.............................@
Moc prezentów od zajączka
co koszyczek trzyma w rączkach
Wielu wrażeń, mokrej głowy
w poniedziałek dyngusowy.
Życzę jaja święconego
i wszystkiego najlepszego!




poniedziałek, 25 marca 2013

Rozdział 28



Całą drogę powrotną spędziłam na tępym wpatrywaniu się w przednią szybę samochodu Damona. W mojej głowie toczyło się za dużo myśli, abym mogła spokojnie zasnąć. Po śmierci Ericka myślałam, że już nic gorszego nie może mnie spotkać. Dopiero teraz wiem jak bardzo się myliłam. Od dziś nie jestem swobodną jednostką. Od dziś jestem własnością wampira. W sumie byłam nią już od urodzenia, ale o tym nie wiedziałam. Nigdy nie zapomnę tej decyzji moim rodzicom. Wyjeżdżając z Los Angeles nawet się z nimi nie pożegnałam. Nie potrafiłam. Nienawidzę ich z całego serca. Damon kiedyś osoba, która swoją urodą i czarem przyciągała mnie do siebie i sprawiała, że gdy mnie dotykał czułam niesamowite dreszcze podniecenia, teraz stała się odległy i odrzucający. Na samą myśl, że mógłby mnie pocałować robi mi się niedobrze. Rodzi się teraz tylko jedno pytanie. Czy chce stać się jego niewolnicą, czy umrzeć ? Wybór był straszny. Myśl o śmierci przerażało mnie tak jak bycie własnością wampira. Do tego we wszystko wmieszał się Klaus. Stając się Królową Wilkołaków stałam się także i jego nieodzowną częścią . Muszę odnaleźć moich przyjaciół, a mogę to zrobić tylko pomagając pierwotnemu. Pozostaje mi przyjąć do wiadomości, że jestem narzeczoną Damona. Nie to jest chore! Nigdy. Powtarzam, NIGDY nią nie zostanę?! Musi być jakieś inne wyjście.
Głowa mi pękała, a oczy zamykały się ze zmęczenie, ale nadal nie mogłam zasnąć. Musiałam być czujna. Nie mogłam pozwolić, żeby starszy Salvatore chodź przez chwile mnie dotknął. Nie jestem małą dziewczynką. Dam sobie radę. Mieszkać w pensjonacie też już nie zamierzam, ale to już najmniejszy problem. Jutro mam odebrać kluczę od mojego domu. W sumie mogłabym już dziś tam nocować. Z determinacją wyciągnęłam telefon z kieszeni i wybrałam numer Caroline. Ona była wymarzoną kandydatką do wykonania mojego pomysłu. Czułam na sobie wzrok czarnowłosego, który śledził każdy mój ruch.
- Halo?
- Cześć! Masz wolny wieczór? – zapytałam
- Cześć, Amelka! Pewnie, a co tam?
- Jedź do pensjonatu i spakuj moje  rzeczy, apotem podwieź do mojego domu. Stefan, albo Elena podadzą ci dokładny adres.
- Dobrze, nie ma sprawy, ale stało się coś? – zapytała wampirzyca zmartwionym głosem.
- To nie rozmowa na telefon. Zrobisz to dla mnie?
- Oczywiście.
- Dziękuje.
- Do zobaczenie.
Dom stał nadal pusty. Nie miałam kiedy szukać mebli, więc będę musiała się tym zająć w tym tygodniu. Przynajmniej będę mniej myśleć o tej całej więzi. Co jeszcze potrzebuje? Zdecydowanie łóżko, albo chociaż wygodny materac. Wybrałam kolejny numer. Może przy okazji zrobię jakiś dobry uczynek.
- Słucham cię, kochana – usłyszałam już po pierwszym sygnale oczekiwania.
- Mam do ciebie prośbę, Klaus.
- A więc słucham?
- Chciałabym przenocować w moim domu, ale niestety nie mam tam żadnego łóżka. Mógłbyś coś załatwić jak dojedziesz do Mystic Falls?
- Prosisz najsilniejszą hybrydę na ziemi o to by kupiła ci wygodne łóżko ? – zapytał rozbawiony.
- Cóż, jak nie chcesz to nie. Po prostu Caroline ma się zająć przewiezieniem moich rzeczy z pensjonatu, ale jak nie to nie. Na razie.
- Czekaj?! Za godzinę będziesz miała najlepsze i najwygodniejsze łóżko w całych Stanach – powiedział i się rozłączył. Na moich ustach pojawił się delikatny uśmiech.
- Amelia? – na słowa Damona mina mi zbledła.
- Tak ? – odpowiedziałam jakby od niechcenia.
- Wiem, że mi nie ufasz, ale proszę uważaj na Niklausa.
- Myślałam, że się przyjaźnicie.
- Jeszcze wiele nie wiesz… - odpowiedział tajemniczo.
Chciałam zapytać o czym mówi, ale już po minie widziałam, że nic więcej mi nie powie.
Dopiero teraz dotarła do mnie moja gafa. Starszy Salvatore został zaproszony do mojego nowego domu, więc może tam wchodzić kiedy tylko chce. Reszta drogi minęła mi bardzo szybko. Damon od razu odwiózł mnie pod mój dom, gdzie czekała już Caroline z Klausem. No tak oni nie mogli wejść do środka.
Kiedy tylko wysiadłam znalazłam się nagle w ramionach blondynki.
- Boże, jak ty się trzymasz? Przepraszam, głupie pytanie. Chodź musisz odpocząć – mówiła.
Najwidoczniej Niklaus opowiedział jej całą sytuacje. Może i lepie, bo nie miałabym siły opowiadać tego wszystkiego.
- Zapraszam cię do środka, Caroline – powiedziałam zabierając kilka swoich walizek. W progu zatrzymało mnie ciche chrząknięcie.
- Klaus, przepraszam. Nie ufam ci aż tak bardzo – powiedziałam odwracając się do niego.
- Cóż, rozumiem  - powiedział zrezygnowany -  Zaraz powinni pojawić się panowie z łóżkiem. Klucz do domu ma Caroline. Pracownicy byli bardzo mili – powiedział z dziwnym uśmiechem. Mam nadzieję, że nie zrobił im nic złego.
- Dziękuje za wszystko.
Pierwotny ukłonił się ostentacyjnie i wsiadł do swojego wozu.
- Pomóc ci w czymś ? – zapytałam Damon podchodząc bliżej.
- Nie dziękuję. Poradzimy sobie z Caroline.
- Jeśli chciałabyś porozmawiać, to wiesz gdzie mnie szukać.
- Tak – odpowiedziałam i po prostu weszłam do środka zamykając za sobą drzwi. W końcu odetchnęłam z ulgą.
Po chwili pojawili się monterzy z meblami. Okazało się, że oprócz łóżka otrzymałam także toaletkę, komodę i przestronną szafę w komplecie. Wszystko było zrobione z ciemnego drewna, pięknie rzeźbionego.
- Nie spodziewałam się – powiedziałam do wampirzycy.
- Klaus czasem przesadza w takich sprawach, ale przyznam, że to miłe – powiedziała lekko się uśmiechając.
- Tak bardzo miłe. Będę musiała podziękować mu. Może na  balu… A właśnie. Wybierasz się na niego?
- Nie bardzo mam ochotę. Zaprosił mnie Klaus jako osobę towarzyszącą.
- Idź ze mną. Ja muszę iść jako jego nowa zdobycz i Królowa Wilkołaków, a na pewno nie pójdę w towarzystwie Damona.
- Właśnie, jak się trzymasz?
- Chyba nie chce o tym mówić. Jestem w sytuacji bez wyjścia. Muszę najpierw to sobie poukładać w głowie.
Rozmowę przerwał nam natarczywy dzwonek do drzwi. Niechętnie wstałam z nowego, wygodnego łóżka i poszłam otworzyć.
W drzwiach stała Elena z Bonnie. Obydwie rzuciły mi się na szyję, a następnie po prostu w paradowały do środka. Przyniosły ze sobą pizze, cole, chipsy i duże ilości wina.
- Co wy tu robicie?
- To moja wina – powiedziała z miną małej dziewczynki, blondynka. – Ja je zaprosiłam.
- Nie zostawimy cię w takiej chwili samej – powiedziała pewnie Elena rozdając nam po butelce winna.
- Cóż, przynajmniej wypróbujemy łóżko zakupione przez samego pierwotnego. Jak coś jutro zgłosimy  mu reklamacje – powiedziałam i wszystkie buchnęłyśmy śmiechem. Miały rację. Upicie się nie jest w takim momencie najgłupszą możliwością.
________________________________________________________________________________
Proszę o komentarze. Ta czynność naprawdę nie zajmuje dużo czasu, a mnie motywuje do dalszego pisania.
Z góry dziękuje i pozdrawiam ;*

sobota, 16 marca 2013

Rozdział 27



Biegałam jak najszybciej potrafiłam, jakbym w ten sposób mogła zgubić gdzieś za sobą wszystkie swoje problemy. Jednak one nie chciały tego uczynić byłam nimi splątana tak jak sznurem w moim śnie. Byłam pewnego rodzaju marionetką w rękach rodziców, którzy bez skrupułów sprzedali mnie potworowi. Jak mogli?! Serce kołatało mi się nie zdrowo w piersi i jednocześnie dotkliwie zranione przez najbliższych, bolało. Oczy miałam zasnute łzami, które skapywały na moją koszulkę.
W końcu stanęłam w jakimś odludnym miejscu i osunęłam się na ziemie. Najchętniej rozpłynęła bym się w tym zachodzącym słońcu, ale nie potrafiłam. Najgorsze było to, że nie miałam pojęcia jak będzie wyglądało dalsze moje życie. Nie wiedziałam jak wyjść z tej sytuacji. Najchętniej poszłabym się upić, aby zapomnieć o tym jak bardzo zranili mnie moi rodzice.
Z daleka dostrzegłam idącą w moją stronę postać. Przetarłam załzawione oczy, aby dostrzec kto mnie obserwuje. Na polane, na której właśnie się znajdowałam wszedł Klaus z poważną miną. No tak! Jeszcze do tego jestem jakąś cholerną królową…
- Odejdź! – chlipnęłam.
- Nie zostawię cię samej.
- Nie wtrącaj się to nie jest twoja sprawa!
- Owszem , obecnie jak najbardziej moja – powiedział i nie zwracając uwagi na moje sprzeciwy usiadł obok mnie. – Są trzy powody, dla których to jest moja sprawa. Po pierwsze jesteś potrzebną mi Królową Wilkołaków.
Na te słowa prychnęłam zniesmaczona.
- No tak! Nie pozwolisz mi się oddalić…
- Po drugi – kontynuował nie zrażony moim tonem – Damon to mój przyjaciel. Po trzecie, nawet cie polubiłem.
Na mojej zapłakanej twarzy na te słowa wypłynął delikatny uśmiech. Jakoś tak cieplej zrobiło mi się na sercu. Pierwotny odwzajemnił uśmiech ,a potem spojrzał w gwieździste niebo.
- Czasem, życie pisze zadziwiające scenariusze.
- Tuż przed wyjazdem, patrząc jak dziś w niebo poprosiłam spadającą gwiazdę, abym mogła się dowiedzieć czemu przeżyłam wypadek samochodowy – powiedziałam ulegając melancholijnemu nastrojowi Niklausa.
- Na to pytanie może ci tylko odpowiedzieć Damon.
- A co on ma z tym wspólnego?
- Porozmawiaj z nim, a się dowiesz – powiedział spoglądając w kierunku, z  którego przyszedł.
Na horyzoncie pojawiła się znana mi doskonale czarna postać.
- Nie mam ochoty z nim rozmawiać – powiedziałam zaciskając usta.
- Porozmawiasz z nim teraz grzecznie, bo martwa nie pomożesz swoim przyjaciołom – powiedział spokojnie pierwotny i jak gdyby nigdy nic wstał i odszedł kawałek – Widzimy się jutro w Mystic Falls i nic nie kombinuj, bo wykopie cię nawet z pod ziemi.
Po tych słowach szybkim krokiem ruszył w drogę powrotną zostawiając mnie z moim narzeczonym. Jak to w ogóle brzmi!
- Czemu martwa nie pomogę przyjaciołom? – zapytałam zaniepokojona słowami Klausa.
- Sytuacja jest dość ciężka. W skrócie twoje życie zależy od mojej obecności w nim. Kiedy zniknę z niego lub będę za daleko zaczniesz usychać jak ścięty kwiat.
Na te słowa przełknęłam głośno ślinę, a strach uderzył we mnie niespodziewanie.
- Jaką mam pewność, że ta więź istnieje?
- Dzięki niej mogę manipulować twoim ciałem. Kazałem ci założyć czerwona bieliznę. Mimo ze umysł się buntował ciało wykonało rozkaz.
- Można ją jakoś przerwać?
Kolejna fala strachu uderzyła we mnie, kiedy głowa Damona zaczęła kręcić się zaprzeczając. Wampir mógł ze mną zrobić co mu się tylko podobało. Mógł mnie do wszystkiego zmusić! Stałam między wampirem połączonym ze mną więzią, a pierwotnym, któremu byłam potrzebna w nie do końca wiadomym celu. Moja życiowa droga została zamknięta z każdej strony. Zostałam na niej sama i zagubiona.
- Podobno wiesz, czemu przeżyłam wypadek. Czy to ty… Czy ty zabiłeś Ericka?
- Owszem byłem tam, ale nikogo nie zabiłem. Polowałem, kiedy usłyszałem twój wrzask. Gdy dotarłem na miejsce było za późno dla twojego chłopaka.
- Uratowałeś mi życie.
- Drugi raz.
- Jak to? – zapytałam zdziwiona.
- Uratowałem twoich rodziców z płonącego domu. Twoja mama była wtedy w ciąży z tobą. W ramach wdzięczności ofiarowali mi ciebie. Uważali, że ze mną będziesz szczęśliwa.
Na te słowa parsknęłam śmiechem.
- Powinni raczej dać mi wybór z kim będzie mi lepiej! – powiedziałam gwałtownie wstając. – To co  jak nie chce umrzeć mam teraz wyjść za ciebie? Iść z tobą do łóżka? Czy coś jeszcze innego? – zaczęłam krzyczeć zrozpaczona – To tak ma  wyglądać moje szczęście?
- Proszę nie płacz – powiedział także wstając i przysuwając się do mnie. Podniósł rękę jakby chcąc otrzeć łzy spływające po moim policzku, ale ja cofnęłam się w tył. – Na początek wrócimy do Mystic Falls, bo Klaus ci nie odpuści.
Popatrzyłam na niego z powątpieniem. Mówił o tym jakby to wszystko było takie oczywiste i normalne. Na samą myśl, że mógłby mnie do czegoś zmusić robiło mi się nie dobrze. Głowa pulsowała mi z bólu, nie mogąc poukładać wszystkim informacji. Kręciło mi się od nich w głowie. Czułam się jakby moje życie od tej pory nie istniało. Od tej pory wszystko zależało od Damona. Bałam się. Tak okropnie się bałam przyszłości.
- Obiecuje ci, Amelko, że do niczego cię nie zmuszę. Nigdy.
- Jaką mam pewność.
- Nie masz jej – powiedział zrezygnowanym głosem i po prostu wyciągnął do mnie rękę. – Pozwól sobie pomóc.
Chwile wpatrywałam się w jego dłoń jak w węża, ale już po chwili wiedziałam, że sama sobie z tym nie poradzę. Wszystko zależało od niego. Podałam drżące palce i już po chwili znalazłam się w jego objęciach z głośnym szlochem. Nie potrafiłam się opanować. Musiałam wszystko z siebie wyrzucić. 
_______________________________________________________________________
Dziś nie co krotko, ale mam ostatnio bardzo mało czasu ;/
Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał.
Pozdrawiam:*

piątek, 8 marca 2013

Rozdział 26



- Klaus, co ty tu robisz? – zapytałam totalnie zdezorientowana.
- Powiedzmy, że nowe okoliczności sprowadziły mnie, aż tu – odpowiedział  z uśmiechem szaleńca.
- Witaj, Amelko! – usłyszałam uradowany głos mojej mamy, która wybiegła z domu, a za nią wyszedł tata. Rodzicielka zamknęła mnie w mocnym uścisku, jakby chciała się przekonać, że jestem cała. Także bardzo się za nimi stęskniłam, ale teraz moją głowę zaprzątały inne sprawy. Musiałam mieć pewność, że rodzice są bezpieczni i dowiedzieć się czego tu chce pierwotny?
- Witaj, mamo – odezwałam się w końcu i wtuliłam się w jej matczyne ramiona.
- Wejdźmy do domu – powiedział sucho tato, wcale nie zwracając na mnie uwagi. Było to co najmniej dziwne z jego strony. Jednak nie zapytałam o co chodzi, tylko posłusznie poszłam w stronę wejścia. Zatrzymałam się przy drzwiach, aby zaprosić do środka Damona, ale on bez najmniejszych problemów przekroczył próg.
- Ale jak? – zachłysnęłam się powietrzem. Zdecydowanie coś w tym wszystkim było nie tak. Wampir nie kwapił się z wyjaśnieniami, tylko wyciągnął do mnie rękę, abym mogła ją uchwycić tak jak na cmentarzu. Odtrąciłam ją stanowczo, mimo że wyraźnie potrzebowałam psychicznego oparcia w drugiej osobie i sama pomaszerowałam do kuchni, gdzie siedziała już hybryda i moi rodzice.
- Czy wyjaśni mi ktoś łaskawie, co mają moi rodzice do Wilkołaczej Jedności Los Angeles? – zapytałam siadając naprzeciwko Niklausa. Rodzice spuścili wzrok, a Damon stojący w wejściu do kuchni spoglądał z wyczekiwaniem na hybrydę, więc i ja posłałam w jego stronę zimne spojrzenie.
- Doszły mnie słuchy, że twoi rodzice bardzo interesują się tą organizacją.
- Owszem – przytaknął mój ojciec.
- Kto ci to powiedział?
- Niech pan powie, co uruchamia gen? – powiedział Nick nie zwracając uwagi na moje pytanie.
- Uruchamianie go jest zakazane – odpowiedział spokojnie mój ojciec.
- Chyba się nie zrozumieliśmy. Masz odpowiedzieć szczerze na każde moje pytanie – powiedział spokojnym głosem Klaus, ale jego nakaz wywarł na mnie ogromne wrażenie. Ja nawet mając werbenę przy sobie nie wiem czy była bym w stanie mu odmówić.
- A więc? – ponaglił mojego ojca, na którego czole pojawiły się kropelki potu.
- Do uruchomienia genu potrzebna jest Królowa Wilkołaków.
- Tak lepiej. Kim ona jest?
- To…  - powiedział zaciskając mocno szczękę, ciężko ze sobą walczyć – To moja córka.
Szczęka opadła mi do samej ziemi. Jak to? Ja mam być jakąś Królowa Wilkołaków?!
- Skąd ta pewność? – prowadził dalej przesłuchanie, blondyn.
- Ma znak na plecach.
- Jaki znak? Nie mam żadnego znaku! – krzyknęłam szybko wstając z krzesła.
- Jest niewielki i dla ludzkiego oka przypomina zwykły pieprzyk. Po uruchomieniu genu znak się rozrośnie.
Krążyłam niespokojnie po pomieszczeniu jak zamknięta w klatce. Faktycznie miałam między łopatkami nieduży pieprzyk. Czy to może być ten znak królowej?
Nagle Klaus zmaterializował się za mną i uniósł mi koszulkę.
- Zostaw mnie ! – wrzasnęłam, próbując się wyrwać, mimo że i tak to było nie możliwe.
- Wszystko dobrze, księżniczko – powiedział uspokajająco Damon – Tylko spojrzymy.
Mimo że chciałam zaprzeczyć i wyrwać się z rąk Niklausa, moje ciało przestało się szarpać jakby przestało mnie słuchać.
- O cholera! – sapnął Damon, a Klaus zaśmiał się pogodnie.
- To niewątpliwie piękny dzień . Powiedz nam jeszcze jak Królowa ma uruchomić gen?
- Nie mam pojęcia. Ciągle nad tym pracuje.
- Cóż, z tym sobie już poradzimy prawda, kochanie? – powiedział pierwotny opuszczając moją koszulkę i poklepując mnie po plechach.
- Nie mam zamiaru w niczym ci pomagać, nie mając pojęcia po co chcesz uruchomić gen?
- Doprawdy? A ja mówię, że zrobisz wszystko co ci powiem, by uratować swoje ukochane baranie stadko.
Wiedział gdzie uderzyć, abym całkowicie się poddała.
- Jeśli jest Królową to także wilkołakiem? – zapytał zaniepokojony Damon.
No tak to możliwe! Co ja teraz zrobię? Nic gorszego przytrafić mi się nie mogło. Nie dość, że stanę się własnością Klausa to miałabym przeżywać przemianę co miesiąc. Wiedziałam od Tylera, że ból jest praktycznie nie do wytrzymania.
- Nie, Królowa jest zwykłym człowiekiem, więc wasza więź pozostanie bez zmian.
- Co? Jaka więź?! – zapytałam.
- Czekałem na ten moment – powiedział Klaus i rozsiadł się wygodnie na krześle oczekując na przedstawienie.
- Nie powiedziałeś jej ? – zapytała mama.
Czułam jak atmosfera zgęstniała, a po moich plecach przeszedł zimny dreszcz. Nie wiedziałam, czy chce usłyszeć to co zawisło teraz nad nami.
Wampir odchrząknął jakby chciał się pozbyć swoich obaw.
- Amelio – zaczął spokojnie – pamiętasz co mówiłem na cmentarzu?
Przytaknęłam przypominając sobie , jego wyznanie, że nigdy nie chciał bym cierpiała.
- Twoi rodzice oddali mi ciebie, przyrzekli. Od urodzenia jesteś moją narzeczoną.
Popatrzyłam się na niego jak na wariata i po prostu wybuchłam śmiechem. To co mówił było po prostu niedorzeczne. Tylko on potrafił wymyśleć taką głupotę, ale kiedy nikt inny się nie śmiał, a tata patrzył na mnie przepraszającym wzrokiem przestałam być czegokolwiek pewna.
Wampir zrobił krok w moją stronę, a ja poczułam strach, przerażenie, obrzydzenie. Zostałam zdradzona przez najbliższych.
- Nie zbliżaj się!
- Wyjaśnimy ci wszystko. Obiecuje – mówił Damon i nadal szedł w moją stronę.
- Pogięło was? Ukochani rodzice sprzedali mnie potworowi! To nie średniowiecze! – krzyczałam spanikowana – Nikt do niczego mnie nie zmusi! – wrzasnęłam na nich i po prostu wybiegłam z domu dziękując Bogu, że nikt mnie nie zatrzymywał. Biegłam przed siebie wiedząc, że nie mam gdzie się udać. Łzy ciekły mi po twarzy strumieniami. Jak  rodzice mogli mi coś takiego zrobić? Nie miałam pojęcia co to dla mnie znaczyło, ale nie chciałam nikogo z nich widzieć. Chciałam się rozpłynąć w tym zachodzącym słońcu.
Nienawidziłam ich.
Nienawidziłam siebie.

Damon
Chciałem za nią wyjść i wszystko wyjaśnić. Zapewnić, że wszystko będzie dobrze, tylko że sam nie byłem tego pewny. Wiedziałem jedno, że ona nie może być teraz sama. Przed wyjściem zatrzymał mnie Klaus.
- Nie będzie chciała teraz z tobą rozmawiać.
- To mam ją tak zostawić? – zapytałem poirytowany i wkurzony.
- Chyba nie chcesz jej zniewolić?
Miał rację. Nie chce zrobić z niej marionetki, a inaczej nie dałbym rady jej uspokoić. Musiałbym wykorzystać więź.
- To co proponujesz? – zapytałem, krążąc po pokoju. Najchętniej rozszarpał bym komuś gardło i zatopił się w żądzy krwi. Zapomniał o problemach.
- Ja z nią porozmawiam.
- Dobrze, ale idziemy razem.
- Nie ufasz mi ? – zapytał rozbawiony, Nick.
- Już nie. Dobrze wiemy, że nie cofniesz się przed niczym, by te wilkołaki stały się hybrydami – powiedziałem i nie czekając na niego wyszedłem szukać Amelii. Już z daleka słyszałem jej szloch, a ja nie mogłam nic zrobić…
_____________________________________________________________________________

Wreszcie sytuacja nie co się wyjaśniła. Mam nadzieję, że wam się podobało.
Zapraszam do komentowania.
Pozdrawiam ;*

sobota, 2 marca 2013

Rozdział 25



Sprawdzenie bazy danych w szkole nie zajęło nam dużo czasu. Kobieta w sekretariacie niemal przykleiła się do Damona. Wyśpiewała nam wszystko co wiedziała, nawet bez hipnozy. Paul pojawił się w szkole tuż po moim wyjeździe. Podobno szukał informacji o Anie, jednak nikt w szkole nie chciał mu ich udzielić.
 Następnym punktem naszej wycieczki była Publiczna Biblioteka znajdująca się niecałą przecznicę dalej. Budynek był stary, przesiąknięty zapachem starych książek. Często, mieszkając w Los Angeles ,odwiedzałam to miejsce. Lubiłam panującą tu atmosferę. Zaraz przy wejściu siedziała młoda bibliotekarka. Powitała nas szerokim uśmiechem, który oczywiście głównie skierowany był do starszego Salvatore. Podsunęła mi księgę odwiedzin i jawnie zaczęła flirtować z czarnowłosym.
- Damon, mamy robotę do wykonania – warknęłam.
- Oczywiście. Gdzie możemy znaleźć informacje o organizacji Jedności Los Angeles, skarbie?
- Szukajcie w przedziale sto dwunastym.
W końcu oddaliliśmy się od napalonej dziewczyny. Powoli miałam tego dosyć. Nie, nie byłam zazdrosna, po prostu te jego podrywy utrudniały nam pracę. Nie potrzebnie traciliśmy czas.
- Mógłbyś sobie choć raz odpuścić ? – zapytałam, wchodząc między liczne półki.
- A czemu miałbym rezygnować z chwili przyjemności?
- Mamy zadanie. Kiedy je skończymy przez resztę wieczności będziesz mógł podrywać kogo chcesz.
Chłopak popatrzył na mnie dziwnie z wysoko uniesionymi brwiami. Kiedy miał już się odezwać moja komórka rozdzwoniła się na całego. Odwróciłam się tyłem do Damona i wyciągnęłam telefon. Na ekranie widniał napis: KLAUS. No tak, jeszcze jego mi teraz brakuje.
- Tak?
- Witaj, kochanie! Jak mija ci ten słoneczny dzień? Mam nadzieję, że równie pracowicie jak mi.
- Owszem. Byliśmy już w szkole, a teraz zamierzamy szukać potrzebnych informacji w bibliotece o Jedności Los Angeles. Paul pojawił się w mieście…
- Wilkołacza – przerwał mi nagle głos o brytyjskim akcencie w słuchawce.
- Słucham?
- Ta organizacja nazywa się Wilkołacza Jedność Los Angeles
- Dobrze – odpowiedziałam zdziwiona. – Więc czego dokładnie mamy szukać?
- Jak uruchomić gen.
- Przecież ty jesteś pół wilkołakiem i nie wiesz jak to działa?
- Wilkołaki z Los Angeles są inne, a teraz do zobaczenia – rzucił nagle i się rozłączył.
Czyli według pierwotnego Paul był wilkołakiem, co by tłumaczyło jego nagłe napady szału. Jednak co z tym wspólnego mają moi zaginieni przyjaciele?
Odwróciłam się w zamyśleniu do Damona, kiedy nagle odepchnął mnie tak, że upadłam na ziemie, a on już po chwili trzymał tuż przy swoim brzuchu drewniany kołek. Zamknęłam przerażona oczy, a kiedy je otworzyłam nie było już tam czarnowłosego. Zza kolejnych regałów docierał do mnie stłumiony wrzask kobiety. Szybko podniosłam się z ziemi i pobiegłam w tamtym kierunku. Serce głośno waliło mi w piersi. Biblioteka w jednej chwili przestała być tak przyjemna, jak kiedyś myślałam.
W końcu odnalazłam właściwy korytarz wśród półek i odnalazłam Damona wgryzającego się w stażystkę, która poznaliśmy przy wejściu. Nie mogłam pozwolić by ją zabił. Nie mogłam!
- Damon! Damon błagam cię puść ją! Proszę… - krzyczałam, walcząc z cisnącymi się do oczu łzami. W końcu złapałam wampira za rękę i pociągnęłam najmocniej jak mogłam.
Czarnowłosy oderwał się od swojej ofiary z cichym pomrukiem niezadowolenia, ale jak tylko zobaczył, że to ja trzymam go za rękę automatycznie cofnął kły, a jego twarz stała się bardziej ludzka.
- Wszystko w porządku, Amelia – powiedział spokojnie. Do tego momentu nawet nie wiedziałam, że cała drżałam.
Ciało kobiety w jego rękach było bezwładne. Przez głowę przelatywały mi najgorsze scenariusze.
- Nic jej nie jest. Po prostu zemdlała. Amelia, to ona nas zaatakowała.
- Ale czemu?
- Nie wiem, nie chciała nic powiedzieć. Z jej nieskładnych wrzasków wiem tylko, że zleceniodawczynią była wampirzyca. Zahipnotyzowała tę dziewczynę.
Odsunęłam rękę od Damona i kawałek dalej usiadłam na ziemi. Przez chwile ogarnęła mnie słabość.
Miał być to spokojny wyjazd, a o mały włos nie zostałam przeszyta drewnianym kołkiem jak wampir. Wiedziałam, że ten układ z Klausem w coś mnie wpakuje.
Mój partner - wampir nie zwracając na mnie uwagi, przyniósł drewniane krzesło i długi kabel. Posadził bezwładne ciało bibliotekarki na nim i przywiązał.
- Co robisz? – zapytałam dziwnie piszczącym głosem.
- Szykuje małe przesłuchanie – odpowiedział i jakby dopiero teraz uświadomił sobie, że nadal tu jestem zapytał z wyraźną ironią w głosie.
- Wszystko dobrze? Mam nadzieję, że ratując ci życie zbytnio cię nie poobijałem?
- Dziękuje – powiedziałam. Gdyby nie on, już bym nie żyła.
- Ooo, nasza drewniana dziewczynka się budzi – powiedział, nie zwracając uwagi na moje podziękowania. Kobieta była wyraźnie przerażona. Z jej rany na szyi nadal płynęła krew.
- Ja… ja nie chciałam. Przysięgam! Tylko nie róbcie mi krzywdy – błagała.
- Jak będziesz grzeczna to się zastanowię, a teraz powiedz kto ci kazał to zrobić? – zapytał Damon, pochylając się nad bibliotekarką.
- Ona… ona będzie zła… Bardzo zła.
Po jej słowach z gardła wampira wyrwał się dziki warkot, a dziewczyna się rozpłakała.
- Ona zabrała wszystkie księgi o Jedności Los Angeles – wyszlochała.
- Jak wyglądała?
- Miała długie, kręcone, brązowe włosy i duże czekoladowe oczy. Miała na imię … ona… ja… nie mogę wymówić.
- Katherine – powiedział Damon, odsuwając się od swojej ofiary.
- Skąd wiesz? – zapytała wystraszona i zdezorientowana bibliotekarka.
- Kto to jest Katherine? – zapytałam wstając z podłogi.
- Jej sobowtórem jest Elena.
 Na te słowa szczęka opadła mi do samej ziemi. No tak dziewczyna Stefana coś o niej wspominała.
- Ale jak? Po co? – dukałam.
- Chce odegrać się na Klausie, za to, że musi ciągle przed nim uciekać – po tych słowach wcisnął mi kluczyki do ręki i kazał zaczekać w samochodzie, a on tu posprząta.
- Nie, nie możesz! Nie możesz jej zabić! – panikowałam.
- Niby czemu ? – zapytał podchodząc do mnie i wpatrując się w oczy.
No właśnie… Nie mogłam mu zabronić. Byłam za słaba, a Alaric jak na razie nauczył mnie tylko uciekać. Spuściłam głowę i nie patrząc na związaną dziewczynę, wyszłam z biblioteki. Chciałam się odciąć od wszystkich myśli krążących mi w głowie. Nie chciałam wiedzieć co robi Damon w bibliotece. Czy Katherine będzie chciała mnie zabić? Czemu wilkołak szuka moich przyjaciół?
Oczyszczenie umysłu nie było trudne. Często tak robiłam po śmierci Ericka. W głowie miałam pustkę. Nie rejestrowałam niczego co dzieje się wokół. Bezwiednie wykonywałam czynności.
Obudziły mnie dopiero zamykane drzwi od strony kierowcy. Wampir chwile czujnie mi się przyglądał, a potem po prostu odpalił silnik samochodu i ruszyliśmy w drogę.
- Żyje. Wymazałem jej pamięć – powiedział, kierując pojazd na niewielką dróżkę prowadzącą na cmentarz.
Czułam, że właśnie w tym miejscu chwile odpocznę. Możliwe, że po cichu marzyłam, że Erick się pojawi i będę mogła chwile z nim porozmawiać. Potrzebowałam ostoi. Miejsca gdzie mogłabym znaleźć siłę. Kiedyś były nią ramiona Ericka, a teraz nie miałam niczego. Byłam sama wśród paranormalnego świata. Wśród stworzeń, które mogą mnie w każdej chwili zabić, a jeden z nich uratował mi po raz kolejny życie.
Położyłam na zimnym nagrobku kupioną przy wejściu czerwoną róże i przysiadłam obok w trawię. Czarnowłosy na szczęście zatrzymał się kawałek dalej zostawiając mi odrobinę przestrzeni.
- Witaj, Ericku – powiedziałam z przeciągłym westchnieniem.
- Witaj, Amelio.
Na te słowa podskoczyłam na miejscu, ale już się nie bałam. Przecież to chłopak, z którym spędziłam całe dzieciństwo.
- Co chcesz mi przekazać?
- Odpowiedzi na swoje pytania znajdziesz w rodzinnym domu. Dalej musisz radzić sobie sama…
- Brakuje mi ciebie.
-Wiem. Mnie ciebie też, ale już nie długo zrozumiesz, że musiałem umrzeć, żebyś ty była szczęśliwa w przyszłości.
Po jego słowach długo wpatrywaliśmy się w siebie, jakbyśmy chcieli ostatni raz nacieszyć się swoja obecnością.
Nagle chłopak wstał i odszedł powoli znikając w smudze światła. Po moim policzku popłynęła jedna samotna łza, ale siły wróciły. Czułam, że będą mi teraz bardzo potrzebne.
- Amelia, wszystko w porządku ? – zapytał Damon łapiąc mnie za rękę i ocierając zabłąkaną łzę.
- Tak – odpowiedziałam z lekkim uśmiechem. – Już tak.
- Cokolwiek się stanie pamiętaj, że nie chciałem, żebyś była nieszczęśliwa – powiedział nagle wampir ze smutkiem w głosie.
W odpowiedzi pokiwałam tylko głową i pociągnęłam go za sobą w stając z trawy.
- To gdzie teraz jedziemy? Gdzie znajdziemy jakieś informacje o organizacji?
- Myślę, że wiem gdzie coś znajdziemy – odpowiedział Damon i trzymając się za ręce ruszyliśmy do samochodu.
Po raz pierwszy byłam szczęśliwa, że miałam przy sobie starszego Salvatore. Chyba naprawdę zaczynałam go lubić. Jego obecność uspakajała mnie. Pomimo tego, że kiedyś próbował mnie zabić, teraz mogłam mu zaufać.
- Mieliśmy jechać gdzieś, gdzie dowiemy się więcej o tutejszych wilkołakach? – zapytałam widząc dokąd zmierza wampir.
- Właśnie po o tu jedziemy.
- Ale to mój dom!
- No właśnie – powiedział i zaparkował samochód. Po czym szybko z niego wysiadł.
- Zaczekaj! Skąd wiesz gdzie mieszkam? – zawołałam za nim.
- Raczej zapytaj co on tu robi?
- Kto? – zapytałam zdezorientowana i skołowana.
- Witajcie, moi drodzy! – usłyszałam znajomy głos o brytyjskim akcencie.
- Klaus?
________________________________________________________________________
W rozdziale pojawiło się dużo dialogów, ale akcja się rozkręciła. Mam nadzieję, że wam się spodoba. ;D

Łączna liczba wyświetleń