sobota, 25 maja 2013

Rozdział 32



Powoli smakowałam jego usta jak zakazany owoc. Miałam świadomość, że to one wysysały życie z ofiar, a pomimo to nie mogłam się od nich oderwać . Dopiero mocne oklaski przywróciły mnie do rzeczywistości. Szybko odsunęłam się od Damona i z wypływającym na twarz rumieńcem spojrzałam na nieproszonego gościa. O wejście do altanki opierał się Klaus z szerokim uśmiechem.
- Nie chciałem wam przeszkadzać, ale Carolinę bardzo martwiła się o ciebie Amelio.
- Nie było was pół godziny na sali! – powiedziała blondynka, która wolnym krokiem zmierzała w naszą stronę otulona marynarką hybrydy.
Na wiadomość ile czasu minęło poderwałam się z ławki całkowicie zapominając o zażenowaniu. Zgromadzeni spojrzeli na mnie zdziwieni.
- Przepraszam, ale muszę iść do toalety – powiedziałam z przepraszającym uśmiechem. – Zaraz wracam – te słowa skierowałam do Damona i szybszym krokiem ruszyłam w stronę willi.
Serce nie co mi przyśpieszyło ze strachu, kiedy zobaczyłam, że przy drzwiach czeka na mnie Kol. Co takiego chciał mi pokazać? Ten pierwotny zachowywał się jak rozwydrzony dzieciak i nigdy nie wiadomo było co chodzi mu po głowie. Na mój widok uśmiechnął się złowrogo. Czemu w ogóle tu przyszłam? Oczywiście jak zawsze moja ciekawość wygrała.
- A więc jestem – powiedziałam odważnie.
Bez słowa wskazał, że mam iść za nim. Poprowadził mnie przez dość tłumny korytarz. Potem skręciliśmy w kolejny, ale już mniej zaludniony, aż w końcu doszliśmy do tajemniczych metalowych drzwi. Wampir użył kluczy, aby je otworzyć. Za nimi znajdowały się kamienne schody w dół. Było dość ciemno, więc mocno musiałam uważać aby nie stracić równowagi.
- Wiem, że lochy u Salvatorów są porządniejsze, ale uwierz, że i tym nic nie brakuje – powiedział rozbawiony Kol zapewne słysząc jak z każdym krokiem przyśpieszało mi serce ze strachu.
- Słucham? W pensjonacie są jakieś podziemia? – zapytałam próbując sobie coś przypomnieć. W sumie nigdy nie byłam tam w piwnicy.
- Nie mogę w to uwierzyć, że przy oprowadzaniu ciebie nic o nich nie wspomnieli. W końcu to najciekawsze miejsce w całym pensjonacie – powiedział pierwotny, a co najgorsze mówił to z ogromnym przekonaniem.
- Co takiego chcesz mi tu pokazać ? – zapytałam dość piskliwym głosem. Zaczynałam się obawiać, że zechce mnie tu zamknąć.
- Zaraz zobaczysz – powiedział kiedy w końcu schody się skończyły, a lekko oświetlony korytarz ukazywał żelazne drzwi z kratami po obu stronach. Ta sytuacja robiła się co raz mniej zabawna. Mogłam zostać spokojnie z Damonem, zamiast włóczyć się z tym psychopatą. Objęłam się rękoma, mimo że nie było zimno. Dreszcze strachu pełzały mi po plecach. W końcu zatrzymał się przy jednej z celi i zaczął ją otwierać. Przestraszona odsunęłam się w tył, gdyby chciał mnie tam zamknąć. W sumie było to bez celowe, w końcu był tysiąc razy szybszy i silniejszy. Drzwi z głuchym dźwiękiem otworzyły się, a moim oczom ukazała się brudna cela, gdzie pod ścianą siedzieli moi przyjaciele. Nagle drzwi z ipędem zatrzasnęły się, a Kol został przygwożdżony do ściany przez Niklausa. Pierwotna hybryda rozwścieczona podduszała własnego brata.
- Zabijesz mnie? – wycharczał Kol, z uśmiechem na twarzy. On musi być naprawdę stuknięty. – Pamiętaj, że w ten sposób zabijesz także siebie.
- Ale zawsze mogę cię zasztyletować – odpowiedział mu spokojnie – Wszyscy opuszczają mój dom. Koniec balu – powiedział.
Nie wiem czemu nadal tam stałam. Wiem, że właśnie zahipnotyzował wszystkich znajdujących się w willi, po za tymi którzy mają przy sobie werbenę lub ją piją. Nie mogłam się stąd ruszyć. Nie teraz kiedy wiedziałam, że tam za drzwiami są wszyscy, których kocham. Po chwili Klaus wyjął zza paska spodni sztylet i wbił w serce przerażonemu Kolowi. Jego twarz zaczęła kamienieć, a ja w końcu rzuciłam się w stronę celi. Z całych sił ciągnęłam za metalową zasuwę, ale ona nawet nie drgnęła. Ktoś siłą oderwał mnie od drzwi.
- To nie ma sensu – powiedział cicho Damon mocno przytulając mnie do siebie.
- Jak mogłeś ! – Wrzeszczałam na stojącego obok Klausa, który smutno spoglądał w stronę Caroline, która stała kilka kroków dalej, ale już po chwili jego twarz przybrała maskę zimnego zabójcy i szaleńca.
- Mówiłem, że uwolnię twoje baranie stadko jak mi pomożesz. Nie powiedziałem z czyich rąk ich uwolnię.
- Wypuść ich!
- Przykro mi. Są mi potrzebni.
Po tych słowach Damon siłą wyprowadził mnie z lochów. Wyminęliśmy skamieniałe ciało Kola, a następnie w salonie także Elijaha i Rebekah.
- Czemu i ta szuja nie skamieniała skorą są połączeni?!
- Klaus jest hybrydą. Na niego sztylet nie działa.
- A ty? Czy ty wiedziałeś, gdzie są moi przyjaciele?
Wampir nie odpowiedział. Wyrwałam się z jego objęcia i pomaszerowałam samotnie w stronę domu. Jak mogłam być taka głupia i im zaufać, a oni wciągnęli w tą grę niewinnych ludzi, którzy są najbliżsi mojemu sercu. Trzymali ich w średniowiecznej celi! Na samą myśl po moich policzkach płynęły łzy. Wkurzona szybkim ruchem otarłam policzki i zabrałam się za otwieranie drzwi.
- Widzę, że Kol oświecił cię co do Klausa – usłyszałam  za sobą niski głos Eleny, a raczej Katheriny.
- I słono za to zapłacił – powiedziałam odwracając się w jej stronę.
- Uratujemy go – powiedziała pewnie.
- Nie brakuje mi go.
- Ale chcesz dobrać się do skóry Klausowi – powiedziała zakładając ręce na piersi i spoglądając na mnie spod przymrużonych oczu.
- Masz rację, Katerino – odpowiedziałam podchodząc do niej – A więc co mam robić?
- Jak na razie pokaż Klausowi, że nadal będziesz z nim współpracować, a ja znajdę pierwotnego łowcę.
- Jesteśmy w kontakcie- skinęłam głową i już po chwili nie było wampirzycy. 
________________________________________________________
Ps.: W zakładce ' Bohaterowie' zmieniłam wygląd Amelii. Mam nadzieję, że ten wam bardziej przypadnie do gustu.

sobota, 18 maja 2013

Rozdział 31



- Zniszczyć Klausa – powiedziała uśmiechając się z wyraźnym zadowoleniem z siebie.
- Jak chcesz zabić Pierwotną hybrydę – zapytałam z wyczuwalną drwiną w głosie. Czy ta kobieta nie wiedziała, że porywa się z motyką na słońce?
-Powiedzmy, że na świecie oprócz pierwotnych wampirów mamy też pierwotnego łowcę. Natura kocha równowagę.
- Dobrze, ale co ja mam z tym wspólnego?
- Nie pozwolę ci aktywować wilkołaczego genu.
-Zrobię wszystko co Klaus będzie mi kazał. Tylko on może uratować moich przyjaciół.
Dziewczyna zaśmiała się gardłowo, jakby nie mogąc uwierzyć jak bardzo jestem naiwna.
- Przekonasz się jak bardzo nie można ufać pierwotnemu – powiedziała i po prostu rozpłynęła się w powietrzu.
Stałam tam jeszcze przez jakiś czas, oczekując na powrót wampirzycy. Miałam nadzieję, że wyjaśni mi o co chodzi. Jednak już po chwili wiedziałam, że czekanie jest bezcelowe. Katerina odezwie się kiedy sama będzie tego chciała. Zawróciłam powrotem do domu i zadzwoniłam do Alarica z przeprosinami, że nie pojawiłam się na treningu.
W piątek od rana wszyscy wokół mnie mówili o nadchodzącym balu u Mikealsonów. Ta atmosfera nie co mi się udzieliła, kiedy kupowałam z Caroline ostanie dodatki do mojej sukienki. Dziś miała się odbyć moja pierwsza randka z Damonem – moim przyrzeczonym. Nadal nie wiedziałam czy chce się wpakować w związek z wampirem, ale na pewno nie chciałam umrzeć. Po szkole wróciłyśmy z Caroline, Bonnie i Eleną do mnie do domu i rozpoczęłyśmy wielkie szykowanie. Robiłyśmy sobie nawzajem fryzury i makijaże, a przy tym śmiałyśmy się do upadłego. W końcu każda pięknie ubrana, uczesana i umalowana stanęła przed lustrem, gdzie razem zrobiłyśmy sobie pamiątkową fotografię. Każda z nas wyglądała pięknie. Już po naszych strojach mogłam wywnioskować, że bal u pierwotnych jest organizowany z wielkim rozmachem. Równo o osiemnastej pojawili się nasi mężczyźni by zabrać nas do willi Mikealsonów. Pierwszy do domu wszedł Jeremi, a za nim bracia Salvatore. Chłopaki mieli na sobie białe koszule, czarne garnitury i muchę pod szyją. Pierwszy raz zobaczyłam Damona nie ubranego całkowicie na czarno. Przez dłuższy czas nie mogłam się przyzwyczaić do jego nowego wyglądu. Wyglądał jak zawsze zniewalająco seksownie. Ciało idealnie wykrojone jak z marmuru zapierało mi dech w piersiach, a biel koszuli podkreślała jego niebieskie oczy.
-  A ty Blondi idziesz sama? – zapytał rozbawiony Damon.
- Nic ci do tego – odpowiedziała spokojnie Caroline. Wtedy rozległo się  delikatne pukanie do drzwi. Wszyscy spojrzeliśmy w ich stronę, a na ustach czarnowłosego pojawił się szeroki uśmiech. Jako pani domu podeszłam do drzwi i powoli jej otworzyłam. O framugę opierał się Klaus ubrany w czarny frak. Stałam przez chwilę z rozdziawioną buzią. Pierwotny we fraku? To równie dziwne jak to, że Damon założył białą koszulę. Hybryda zdecydowanie gustował w szykownych, ale luźnych ubraniach.
- Mogę wejść ? – zapytał swoim brytyjskim akcentem, unosząc jedną brew do góry. Obróciłam się w stronę blond wampirzycy zadając nieme pytanie.
- Nie zgodziłam się nigdzie z tobą iść – powiedziała zirytowana Caroline.
Pierwotny posłał jej pół uśmiech i przechylił nie co głowę, wyciągając dłoń do przodu. Twarz wampirzycy spłonęła rumieńcem. Powoli zgrabnie podeszła do drzwi i ujęła dłoń Niklausa. Już razem odeszli w stronę samochodu. Powoli zamknęłam drzwi i nadal zdziwiona tym co przed chwilą się stało odwróciłam się w stronę reszty gości.
- Co to było?
- Zakochane zło świata – powiedział Damon, podchodząc do mnie i podając ramię – Czas iść na bal.
Wszyscy skierowaliśmy się w stronę willi Mikealsonów wolnym spacerkiem. Za chwilę miałam poznać resztę pierwotnych. Jak do tej pory znałam tylko Klausa i Rebekah. Idąc u boku Damona nie miałam czego się bać. Jego dotyk sprawiał, że lekko drżałam i jednoczenie czułam się niesamowicie ważna. Ta więź chyba wyżarła mi mózg. Powoli  wkroczyliśmy do ogromnego salonu pełnego ludzi ( a raczej nie tylko ludzi) w rożnym wieku. Przy drzwiach stał kelner rozdając wszystkim szampana z nieobecnym wzrokiem. Zapewne pierwotni zadbali, aby ich tajemnica nie wyszła na jaw. Tuż przy marmurowych schodach znajdujących się w centrum salonu stała samotnie Caroline. Wskazałam ją lekkim skinieniem głowy Damonowi. Podeszliśmy do niej.
- Hej, Caroline, gdzie masz Klausa? – zapytałam ostrożnie.
- Zaraz zobaczysz tradycyjne rozpoczęcie balu u pierwotnych – powiedziała szeroko się uśmiechając. Rzeczywiście zaraz na szczycie schodów pojawiły się cztery postacie. Rozpoznałam w śród nich Klausa i Rebekah. Szli jako pierwsi w dół schodów. Za nimi szło dwóch mężczyzn. Pierwszy był wyraźnie najstarszy z rodzeństwa. Wyglądał dostojnie i pewnie. Natomiast drugi wyglądał bardzo młodo, a na jego ustach igrał złośliwy uśmieszek. Zeszli powolnym krokiem do połowy schodów. Tam się zatrzymali i unieśli w górę swoje kieliszki. Wszyscy jak zaczarowani patrzyli na nich i powtórzyli ich ruch. Ja także niepewnie uniosłam kieliszek w górę sprawdzając, czy Damon także to robi.
- Witamy wszystkich przybyłych na tegoroczny bal – rozpoczął przemowę najstarszy z rodzeństwa.
- Jesteśmy bardzo szczęśliwi mogąc was tu gościć – powiedziała Rebekah.
- Wznieśmy toast za naszą rodzinę – powiedział Kol jakby nie co znudzony.
- Na zawsze razem, rodzina Mikealsonów – zakończył Klaus i pierwotni wypili zawartość swoich kieliszków. Wszyscy powtórzyli ten czyn, a potem rozległy się oklaski.
- W swoich kielichach mają swoją krew zmieszaną. W ten sposób stają się jednością na około dwadzieścia cztery godziny. Jeśli jedno zginie, zginą wszyscy.
- Nie boją się – zapytałam zdziwiona.
- Można ich zabić tylko za pomocą kołka z białego dębu. Ostatni jest własnością Klausa. Po za tym jeśli oni zginą to z nimi wampiry które stworzyli, czyli tak naprawdę wszystkie wampiry świata, a jeśli my zginiemy to i wilkołaki i inne magiczne stworzenia. W naturze musi być równowaga.
- Już mi to ktoś ostatnio mówił – mruknęłam pod nosem.          
- Zapraszamy do naszego tradycyjnego tańca – powiedział Klaus i wraz z Caroline poprowadzili wszystkie pary do sali obok.
- Damon, ale ja nie umiem tego tańczyć – powiedziałam spanikowana. Bal to nie dyskoteka.
- Spokojnie. Daj się poprowadzić – powiedział unosząc mi głowę tak abym mu spojrzała w oczy. Powoli ruszyliśmy. Muzyka była delikatna i sprawiała, że w tańcu płynęliśmy. Nie wiem jakim cudem, ani razy nie pomyliłam się w tańcu. Silne ramiona niebieskookiego podtrzymywały mnie podpowiadały co mam robić. Szybki obrót i znalazłam się znów w czyichś ramionach. Nastąpiła zmiana partnerek. Powoli uniosłam głowę i napotkałam złośliwy uśmieszek, który może należeć tylko do najmłodszego brata Niklausa. Jego dotyk nie sprawiał mi przyjemności, a po za tym pod jego czujnym, zimnym wzrokiem czułam się nie za bezpiecznie.
- Czyżbym miał zaszczyt poznać nową zabawkę Damona i Klausa?
- Nie jestem niczyją zabawką – odpowiedziałam hardo co wyraźnie jeszcze bardziej go rozbawiło.
- Jak ci na imię?
- Amelia.
- Kol. A więc Amelio, mam nadzieję, że rozmawiałaś już z Katheriną?
Na jego słowa ciało mi napięło. Jak to możliwe?
- Widzę, że już rozmawialiście. To bardzo dobrze – powiedział ciesząc się jak dziecko.
- Chyba nie  powiesz mi, że z nią współpracujesz?
- A jak myślisz? Nie lubię leżeć w trumnie przez kilka wieków – powiedział mi do ucha – Muszę ci coś pokazać. Za pół godziny wyjdź sama przed dom – powiedział po czym wykonałam obrót i znów znalazłam się w ramionach Damona. Przywarłam do niego na tyle mocno na ile pozwalał mi taniec.
- Chyba nie polubiłaś uroczego Kola – zapytał żartobliwie.
- Jest przerażający.
- Jak ta cała popaprana rodzinka – zaśmiał się czarnowłosy  - Może zechcesz iść ze mną na spacer? Mam dość tego zatłoczonego miejsca.
- Myślę, że to dobry pomysł – powiedziałam z lekkim uśmiechem. Wampir za rękę wprowadził mnie lawirując miedzy tańczącymi parami, a następnie poprowadził mnie do dużego ogrodu z oświetloną świecami altanką.
- Pięknie tu – powiedziałam z zachwytem.
- To moje ulubione miejsce podczas corocznych balów – powiedział i sięgnął za ławkę na której przysiedliśmy i wyjął butelkę Burbona. Roześmiałam się z tego jak przytulił butelkę i lekko pogłaskał. Po czym sam wybuchł śmiechem.
- Chcesz trochę? – zapytał.
- Daj – powiedziałam nadal rozbawiona.
- Jak dasz buziaka to dam łyka – powiedział uśmiechając się zadowolony z siebie. Szybko cmoknęłam go w policzek i chciałam się odsunąć, ale nie dałam rady. Wampir objął mnie nie dając mi się odsunąć. Mój oddech nie co przyśpieszył znajdując się tak blisko niego. Wiedziałam co chce zrobić, ale najgorsze było to, że ja też tego chciałam . Jego usta w końcu dotarły do moich. Pocałował mnie delikatnie jakby bojąc się, że zaraz mnie spłoszy. Mimowolnie oddalam pocałunek czując smak jego ust. 
________________________________________________________________

Przepraszam za tak długą nieobecność. Mam nadzieję, że nadal ktoś czytam moje wypociny ;*

Łączna liczba wyświetleń