niedziela, 23 grudnia 2012

Rozdział 17

Rano znów obudziłam się pełna sił, ale już bez Damona. Pewnie wyszedł jak tylko zasnęłam. A może w ogóle go tu nie było… Może tylko mi się przyśnił?
Nie ważne! Teraz muszę zadbać o bezpieczeństwo Alice oraz własne. Od jutra zaczynam szkolenie na łowczynię wampirów oraz szkołę. Muszę być silna!
Z taką motywacją wyskoczyłam z łóżka i pobiegłam do łazienki. Potem ubrałam się w nowe ubrania. Były idealnie dopasowane i wszystkie bez wyjątku czarne. Stanęłam przed lustrem zapinając koszulę i wsuwając jej końce w rurki. Włosy zostawiłam luźno rozpuszczone. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia i zrobiłam lekki make- up. O tak! Teraz wyglądam na pewną siebie i tak się czuję.
Ze swojego pokoju poszłam od razu do sypialni Alice, ale jej już tam nie było. Znalazłam ją w kuchni pijącą ziółka pani Flowers. Przywitałam się grzecznie z właścicielką domu i zabrałam się za śniadanie.
- Co zamierzacie dziś robić dziewczynki? – zapytała nas siwowłosa pani.
- Myślę, że pokarze jej nasze wspaniałe miasteczko – odpowiedziałam z uśmiechem.
- A co ze szkołą, Alice?
- Niestety będę musiała dziś wrócić do domu – powiedziała smutno moja przyjaciółka.
W odpowiedzi położyłam jej rękę na ramieniu i pociągnęłam w stronę wyjścia.
- Coś wymyślimy obiecuje ci – dodałam już na zewnątrz.- A teraz chodź zawiozę cię do mojego domu, który już za tydzień będzie gotowy.
- Hej! Zamierzacie jechać beze mnie? Nie ładnie – usłyszałyśmy słowa Damona.
Jeszcze jego mi tu brakuje. Podszedł i z uśmiechem otworzył drzwi z tyłu mojej przyjaciółce. Spojrzał na nią tak, że poczerwieniała, a ja poczułam zazdrość ? Nie, nie możliwe.
Potem stanął przy mnie i otworzył mi drzwi pasażera.
- Obiecałem, że nic wam się nie stanie i dotrzymam słowa – powiedział i uśmiechnął się łobuzersko.
- Ok. ale ja poprowadzę – odpowiedziałam mu ze słodkim uśmiechem.
- Owszem możesz, jeśli chcesz zginąć w wypadku samochodowym zamiast z rąk mojego szurniętego pobratańca – po tych słowach miałam ochotę go uderzyć. Myśli, że nie umiem prowadzić! Ja mu pokarze! Wkurzona obeszłam go z ironicznym uśmiechem i sama wsiadłam za kierownicę. Odpaliłam samochód i jak tylko wsiadł do samochodu ruszyłam z piskiem opon.
- Po co ją wkurzałeś?  Teraz nas pozabija! – powiedziała Alice ledwo powstrzymując się od chichotu.
- Wszyscy wiedzą, że prowadzę najlepiej – powiedziałam i weszłam w zakręt na ręcznym.
-  No dobra. Wygrałaś, ale to dopiero runda pierwsza.
Na co wszyscy buchnęliśmy śmiechem. W miasteczku już nie mogłam wariować, bo co jakiś czas ktoś wychodził na ulicę nie zwracając uwagi czy ktoś jedzie czy nie.
Mój dom wyglądał teraz niesamowicie. Trawa była równo podcięta, a dom był pomalowany na beżowy kolor. Weranda odnowiona, pełna doniczek z kwiatami. Weszłam do środka z Alice, a Damon musiał zostać na zewnątrz. Uśmiechnęłam się pod nosem i kazałam rudowłosej iść zobaczyć piętro, a ja wróciłam do wampira.
- 2:0, Kocie  - powiedziałam cicho i odwróciłam się w przeciwnym kierunku.
- Nie masz zamiaru mnie zaprosić? Tak się traktuje gości?
- Cóż… Jak się tu wprowadzę, chce mieć spokój od psychopatów.
- Byj  milsza, chyba że chcesz szukać swoich przyjaciół sama.
Dobra. Mina mi zrzedła.
- To jak mogę wejść?
Odchrząknęłam i spojrzałam na własne stopy.
- Wejdź – powiedziałam w końcu.
Salvatore minął mnie, szepnął.
- 2:1
Pomaszerowałam do robotników porozmawiać kiedy mogę odebrać klucze. Niestety jeszcze ten tydzień będę musiała się przemęczyć z braćmi. Do Stefana nic nie mam, ale jego brat działa mi na nerwy. Musze wykombinować coś, żeby się nie dowiedział o moich lekcjach z Alaricem.
W końcu weszłam na piętro do mojej sypialni, gdzie zobaczyłam DAMONA CAŁUJĄCEGO ALICE W SZYJĘ! O mało nie padłam na zawał.
- Co robicie?!
Odskoczyli od siebie jak oparzeni, ale czarnowłosy tylko grał zażenowanego. Tak naprawdę na jego ustach ciągle igrał uśmiech. Jak mógł ją zahipnotyzować skoro rano wypiła wywar z werbeny ? Ze złości cała się trzęsłam. Mam nadzieję, że szybko Saltzman nauczy mnie sprawiać ból wampirom!
- Chodźmy już stąd –wysyczałam.
Rudowłosa wyszła pierwsza, a Damon perfidnie pochylił się nad moim uchem by wymruczeć.
- Remis…
- Zostaw w spokoju moją przyjaciółkę!
- Sama zaczęłaś tą zabawę, a muszę przyznać, że co raz bardziej mi się podoba. Już się poddajesz?? – powiedział śmiejąc się ze mnie.
O nie doczekanie. Ja się nigdy nie poddaje!
Kiedy to myślałam, usłyszeliśmy zduszony wrzask Alice. Damon szybko zniknął mi z oczu, a ja pobiegłam za dochodzącymi głosami.
Kiedy tam dotarłam czarnowłosy stał przy wjeździe i ogłupiały spoglądał we wszystkie strony. Mojej przyjaciółki nigdzie nie było. Nagle straciłam wszystkie siły i usiadłam na betonie próbując się nie rozpłakać. Gdybym nie droczyła się z czarnowłosym ona nadal byłaby bezpieczna… Jestem do niczego …
_______________________________________________________________________
Mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba.
Nie miałam zbyt dużo czasu na pisanie, bo ciągle coś trzeba zrobić przed świętami, ale udało mi się coś wyskrobać.
Oczywiście życzę wszystkim: Wesołych Świąt ! ;*

poniedziałek, 10 grudnia 2012

Rozdział 16

Co robić? Co by zrobił łowca? Myślałam chaotycznie czując zbliżającą się twarz wampira do mojej szyi. Nagle z za krzaków wyłoniła się kolejna postać. Wampir odrzucił mnie na bok i ruszył na czarną postać, w której rozpoznałam Klausa. Jedna nieznajomy nie rzucił się na pierwotnego tylko klęknął przed nim. Siedziałam tam z rozdziawioną buzią masując obolałą kostkę.
- Witaj Panie – powiedział, a ja mało nie wybuchłam śmiechem.
- Witaj. Mówiłem, żeby nie polować w tym miasteczku – powiedział z nagana w głosie.
- Tak wiem. Wybacz mi, proszę.
- Ja ci wybaczam… - powiedział Klaus z ironicznym uśmiechem.
- Ale ja nie – powiedział, pojawiając się z nikąd, Damon i wyrwał mu serce. – Te twoje mieszańce są jak wszy. Wszędzie ich pełno i bardzo mnie denerwują.
- Uhh będę musiał sobie sprawić nowego poddanego.
Korzystając z chwili ich nie uwagi podniosłam się i podbiegłam do rannej kobiety. Sprawdziłam jej oddech i puls. Były słabo wyczuwalne. Musiała stracić dużo krwi, ale na szczęście rana nie była poszarpana. Delikatnie przekręciłam ją w pozycję boczną i wyjęłam komórkę, aby zadzwonić po pogotowie. Jednak telefon został mi nagle wyrwany z dłoni.
- To nie będzie potrzebne. My się nią zajmiemy.
Dopiero po słowach Damona zorientowałam się, że stoją nade mną dwa wampiry czujnie się przyglądając.
- Potrzebna jest jej pomoc medyczna – powiedziałam rzeczowo.
Wtedy Klaus pokręcił zrezygnowany głową i nagryzł sobie rękę i zaczął karmić swoją krwią ranną kobietę.
- Robię to pierwszy i ostatni raz, a teraz zabieraj stąd tą małą Damon.
- Hej ja tu jestem! – powiedziałam wkurzona.
- Owszem i co raz bardziej mnie denerwujesz!
Przeraziła mnie reakcja pierwotnego, więc szybko wstałam i poszłam za śmiejącym się Damonem.
Dopiero w drodze do domu zrozumiałam jak mogłam skończyć gdyby nie te dwie wampirze szuje. Czy kiedykolwiek będę w stanie pokonać wampira lub mieszańca. Cholera! Nawet nie zaczęłam szkolenia, a już zaczynam wątpić, że coś z tego wyjdzie. Adrenalina lekko mnie opuszczała i zrobiłam się bardzo zmęczona. Dobrze, że pozwoliłam poprowadzić czarnowłosemu.
- Lubisz wpadać w kłopoty – stwierdził mój kierowca.
- Niestety czepiają się mnie jak rzepy.
- Jednak powiem ci, że widok ciebie jako walecznej Xenny było niesamowity!
Co?! Oni mnie od początku obserwowali?
- Miło, że jednak zdecydowaliście się mi pomóc – powiedziałam z jadem w głosie i opuściłam samochód trzaskając drzwiami.
- Nie ma za co! – usłyszałam jeszcze za sobą.
Miałam ochotę zjeść coś i położyć się spać jednak nie było mi to dane. Już od wejścia zorientowałam się, że coś jest nie tak.
Obok Stefana i Eleny siedziała Alice. Moja przyjaciółka z Los Angeles. Rozejrzałam się po salonie zdezorientowana. Przyjechała sama? Przecież nasza paczka nie rusza się nigdzie osobno.
Jednak bardzo się ucieszyłam z jej widoku. Rzuciłyśmy się sobie w ramiona mówiąc jak bardzo się za sobą stęskniłyśmy.
- Wow! Jaki w operze mydlanej! Zaraz się rozpłacze – powiedział wchodząc do pensjonatu Damon.
Miałam go ochotę rozszarpać. Alice oderwała się ode mnie i spojrzała w stronę wejścia. Jej źrenice rozszerzyły się w zdziwieniu. Pewnie zafascynowała ją postać Stefana, a co dopiero przystojny i mroczny niebieskooki mężczyzna, który właśnie ostentacyjnie przewiesił sobie wieszak z moją czarną bielizną przez ramie, a w rękach trzymał resztę toreb.
Zaraz , zaraz co sobie przewiesił przez ramię ? O matko! Czułam jak czerwony rumieniec wypływa mi na twarz. szybko rzuciłam się na czarnowłosego zabierając moją bieliznę i resztę rzeczy.
- Idiota! – wysyczałam rozwścieczona.
Wszyscy obecni buchnęli śmiechem, a ja pognałam do sypialni. Pośpiesznie rzuciłam wszystko przy łóżku i chciałam jak najszybciej wrócić do gości ale coś za oknem przykuło moją uwagę. Jakby cień coś poruszyło się w ogrodzie obok małej słonecznej latarni. Zaintrygowana, powoli podeszłam do okna. Z budowy ciała wyraźnie miałam pewność, że jest to mężczyzna o ciemnych włosach. Powoli obrócił się w moja stronę i spojrzał w moje okno jakby wiedział, że jest podglądany.
Niemy wrzask zamarł mi w gardle. Przecież to Erick! W popłochu wycofałam się od okna, ale zaraz szybko do niego wróciłam jednak na dworze nie było już nikogo, a latarnia niepokojąco migotała.
Nie…  Nie! Musiało mi się coś przewidzieć! Na pewno.
Odetchnęłam kilka razy i z przyklejonym uśmiechem wróciłam na dół.
Wszyscy siedzieli spokojnie i rozmawiali przy herbacie przygotowanej pewnie przez panią Flowers. Damon ochoczo opowiadał coś Alice. Nie dam mu przyjaciółki! Niech się bawi kim chce, ale nie nią.
Perfidnie wcisnęłam się między nich i uściskałam jeszcze raz Alice.
- Czemu przyjechałaś sama? – zapytałam po pewnym czasie. – Nadal się na mnie gniewają?
- Nikt się na ciebie nie gniewał. Zrozumieliśmy twoją decyzję – powiedziała smutno. – Przyjechałam, bo… coś niepokojącego dzieje się w Los Angeles. Od twojego wyjazdu zaczęli znikać ludzie.  Najpierw Karol, a potem Ana i Josh… Amelka, tak strasznie się boję, że będę następna! – powiedziała i się rozpłakała. Przytuliłam ja mocno do siebie gładząc po rudawych włosach. Stefan i Elena wymienili przerażone spojrzenia, a Damon nie powiedział nic złośliwego co było dość dziwne.
Jak to możliwe? Przecież ludzie tak po prostu nie znikają?! Byłam przerażona, zdziwiona i całkowicie wykończona.
- Ćśś… Nie pozwolę, żeby coś ci się stało – pocieszałam ją jak mogłam.
Kiedy nie co się uspokoiła zaprowadziłam ją do pokoju gościnnego i położyłam spać. Biedaczka od razu zasnęła.
Przetarłam zmęczone oczy i pokierowałam się do swojego pokoju, gdzie czekał na mnie Stefan z nietęgą miną.
- Myślisz, że to sprawka jednego z was? – zapytałam zmęczonym głosem.
- Nie wykluczone. W końcu jeden zaatakował ciebie i twojego chłopaka…
Mimowolnie się wzdrygnęłam. W końcu nie dalej jak dwie godziny temu wydawało mi się, że widzę mojego zmarłego chłopaka. Chyba do końca zwariowałam.
- Porozmawiajmy jutro. Proszę – powiedziałam.
- Oczywiście. Dobranoc, Amelio!
- Dobranoc! – pożegnałam zielonookiego.
Szybko wzięłam prysznic i ułożyłam się do snu, ale widok Ericka ciągle mnie prześladował. Bałam się, że zaczynam wiedzieć duchy. Skoro istnieją wampiry, wilkołaki, to czemu i nie duchy? Na samą myśl zadrżałam. Powoli podniosłam się z łóżka i podeszłam do okna. Miejsce przy latarni było puste, ale nadal czułam niepokój. Do tego nie wiedziałam co się stało z moimi przyjaciółmi.
Wyszłam z pokoju i po cichu zajrzałam do sypiali Alice. Kiedy zobaczyłam, że spokojnie śpi zeszłam po schodach na dół. Przed kominkiem siedział Damon ze szklanka Burbona.
- Nie śpisz? – zapytał, kiedy usiadłam obok.
- Jakoś nie mogę. Wiesz… Dziekuje ci , Damon za pomoc.
- Kiedyś odbiorę swój dług – powiedział unosząc znacząco brwi. – Masz seksowną bieliznę. Ciekawe jak w niej wyglądasz?
- Właśnie dostałbyś poduszą w głowę, ale nie mam na to siły – powiedziałam lekko rozbawiona.
Zmierzył mnie swoimi zimnymi oczami  i lekko przekrzywił głowę.
- Chodź – powiedział wyciągając w moją stronę rękę.
- Nie, nie mam siły siedzieć dziś na dachu.
Po  moich słowach usłyszałam śmiech, który tak lubiłam.
- No chodź… - ponaglił mnie.
Chwyciłam jego dłoń i pomaszerowałam za nim do mojej sypialni. Szybko wślizgnęłam się pod kołdrę, a Damon usadowił się obok.
- Możesz spokojnie spać. Nie pozwolę żeby coś tobie lub twojej przyjaciółce się stało – powiedział przygarniając mnie do siebie. Poczułam się bezpieczna w jego ramionach i już po chwili spokojnie spalam.
_________________________________________________________________
Miałam dodać dopiero w weekend, ale nie mogłam się powstrzymać.
Życzę miłego czytania i komentowania ;*

Łączna liczba wyświetleń