poniedziałek, 30 lipca 2012

Rozdział 2

Dzisiejszego poranka wstałam dosyć wcześnie. W końcu musiałam dokończyć pakowanie i minimum przed jedenastą wyjechać tak, aby jutro dotrzeć do Mystic Falls. Tak, to dziś zaczynam swoje życie od nowa!
Po moim maleńkim pokoju na poddaszu walały się zapakowane pudła pełne rzeczy, które zdołałam zgromadzić przez te 18 lat. To właśnie w tych czterech ścianach płakałam i śmiałam się. To tu pierwszy raz odrabiałam pracę domową, zakochałam się w aktorze, pokłóciłam się z przyjaciółmi i całowałam się z Erickiem. Także tu opłakiwałam jego śmierć. Na samo wspomnienie jego pięknych brązowych oczu ból narastał w moim sercu. Zawsze dziwiłam się jak ktoś mówił, że uczucia mogą boleć wprost fizycznie. Nie chciałam znów zagłębiać się we wspomnienia, więc zagryzłam wargę i weszłam do łazienki. Rozkoszowałam się uczuciem, że spływająca po moim oliwkowym ciele woda, zmywa chociaż część smutku, który zakorzenił się we mnie.
 Po chłodnym prysznicu ubrałam się w czarne rurki i tego samego koloru bluzę z kapturem. Od śmierci mojej pierwszej i ostatniej miłości bardzo się zmieniłam. Kiedyś kochałam kolorowe, mocno opięte na ciele ubrania, a  teraz gustuje we wszystkim co jest workowate i bezosobowe.
Swoje brązowe, długie do pasa, lekko kręcone włosy, którymi się zawsze szczyciłam, teraz upinałam w luźnego koka i chowałam pod kapturem. Nie robiłam sobie żadnego makijażu, bo był on zbędny, gdyż ciągle chodziłam w ciemnych okularach.
-Gotowa?!- Usłyszałam wołanie taty.
-Tak już idę!- odkrzyknęłam.
Ostatni raz sprawdziłam czy spakowałam najważniejsze przedmioty i zeszłam na dół z podręczną walizką. Resztą paczek zajął się mój ojciec. Wszystko zapakowaliśmy do mojego samochodu – czarnego audi A6.
Nadeszła najgorsza chwila, czyli pożegnania. Już dawno porzuciłam myśl poinformowania moich przyjaciół o wyjeździe. Wiem, że to głupie, ale nie miałam najmniejszej ochoty wysłuchiwać, że wcale nie muszę wyjeżdżać. Jednak prawda jest inna. Zostając tu nigdy nie będę sobą. Zawsze zostanę tą dziewczyną, której chłopak zginął w wypadku, a ona cudem przeżyła. Jednak bez żadnego pożegnania z osobami, które były zawsze blisko mnie i nawet po śmierci co dzień odwiedzali mnie w domu nie mogłam odjechać. Wpadłam na pomysł napisania listów, które właśnie wyjęłam z podręcznej torby. Przycisnęłam je do serca i podałam białe koperty z podpisami kolejno :Alice, Josh, Ana i Karol , swojej mamie.
-Dasz je im dziś jak przyjdą, aby mnie odwiedzić.
Mama popatrzyła na mnie z smutną miną.
-Jesteś pewna, że tak chcesz to załatwić?
W odpowiedzi pokiwałam głową i mocno przytuliłam swoją rodzicielkę, której w oczach stanęły łzy. Chciałam zrobić dla niej wszystko, byle tylko przeze mnie nie cierpiała. Ostatkami sił trzymałam się, aby nie powiedzieć, że dla niej zostanę tu w Los Angeles.
-Kocham Cię mamo-szepnęłam.
-Ja ciebie bardziej, Amelka. Pamiętaj, że zawsze możesz tu wrócić. My z tatą zawsze będziemy czekać.
Wiedziałam o tym, ale jej słowa ukoiły moje nerwy związane z samodzielnym wyjazdem. Owszem chciałam wyjechać, ale bałam się, że nie poradzę sobie sama w nowym, nieznanym miejscu. Teraz pełna nowych sił oderwałam się od mamy by mocno przytulić się do taty, który w odpowiedzi ucałował mnie w czoło.
-Szczęśliwej drogi!- krzyknęli jeszcze oboje, kiedy wsiadałam do samochodu.
Gdybym mogła teraz bym płakała, ale z mojej twarzy nie spłynęła ani jedna łza od momentu kiedy dowiedziałam się, że Erick nie żyje. Oczywiście nie mogłam opuścić miasta bez pożegnania z moim zmarłym chłopakiem.
Kupiłam jedną czerwoną róże i weszłam na cmentarz. Zawsze pozostanie dla mnie zagadką  jak nasze rozszarpane tętnice policjanci uznali za wynik wypadku. Automatycznie przed moimi oczami stanął obraz z przed dwóch miesięcy.
Był piękny wiosenny wieczór. W parku tuż pod dębem stała zakochana w sobie para. Chłopak mocno przytulał dziewczynę do siebie i szeptał jak bardzo ją kocha. Wtedy ona poprosiła go, aby nigdy jej nie opuszczał. Chłopak obrócił ją tak, aby spojrzeli sobie w oczy i palcami przeczesał jej długie do pasa, lekko kręcone, brązowe włosy.
-Kochanie możesz być tego pewna, że nigdy cię nie opuszczę. Zawsze już będę tuż przy tobie, bo cię kocham najmocniej na świecie- i pocałował ją.
Wspomnienie zabolało jeszcze bardziej. Pochyliłam się nad grobem i z wyrzutem powiedziałam
-A jednak mnie zostawiłeś, a teraz ja muszę opuścić ciebie… Kocham cię nad życie, ale  teraz muszę powiedzieć to słowo ,, Żegnaj’’.
Dotknęłam jeszcze zimnej płyty nagrobka i ruszyłam do samochodu. Kiedy zatrzasnęłam za sobą drzwi audi zrozumiałam, że dobrze robię wyjeżdżając stąd. Poczułam, że ogarnia mnie spokój i ciepło. Może to mój Anioł Stróż tak na mnie podziałał? Jedno było pewne. Mknęłam swoim samochodem drogą wprost po nowe życie i kto wie, może właśnie tam w Mystic Falls odkryje to dlaczego nadal żyje.
Z radia popłynęły piękne słowa ,, Co nam pisane’’ – Mrozu.   
Droga mijała mi szybko. Tylko trzy razy zatrzymałam się aby kupić paliwo i coś do jedzenia.
Kiedy w końcu minęłam znak mówiący, że znalazłam się w Mystic Falls ogarnęło mnie przerażenie i sczepcie jednocześnie. Miasteczko było niewielkie i otoczone z każdej strony lasem. Pensjonat, którego szukałam miał znajdować się na wschodniej granicy. Kierowałam się tam, ale nigdzie nie było widać żadnego domu. Kiedy zobaczyłam, że zagłębiłam się w sam środek lasu i nie widać żadnego innego samochodu od razu zawróciłam. Takie miejsca od pamiętnego wypadku przerażają mnie i przypominają o istocie, którą niespodziewanie wykreował mój pijany umysł. A może to był sen? Nie wiem…
Byłam zmęczona podróżą i nie miałam pojęcia, gdzie mogłabym się zatrzymać. Czułam się co raz bardziej zestresowana. Na szczęście znalazłam niewielki bar pod nazwą ,,Grill’’. Postanowiłam się  w nim zatrzymać zjeść coś i popytać o drogę do hotelu.
W zadymionym pomieszczeniu siedziało dosyć dużo, jak na poniedziałkowe przedpołudnie, osób. Rozejrzałam się szybko i usiadłam przy małym stoliczku ściągając z głowy kaptur. Okulary jak zawsze pozostały na swoim miejscu. Już po chwili podszedł do mnie kelner o blond włosach i ładnym uśmiechu.
-Co podać pięknej pani?- zapytał uprzejmie.
Ja nie odwzajemniłam uśmiechu, co go wyraźnie zdziwiło, ale nie zniechęciło.
- Poproszę frytki i zimną kolę.
-Oczywiście, już się robi.
Kiedy zostałam sama dyskretnie rozejrzałam się po pomieszczeniu. Przy stole od bilardu stała grupka młodzieży i o czymś wyraźnie dyskutowała. Piękna brązowowłosa dziewczyna o idealnej sylwetce i ładnym uśmiechu wyraźnie przewodniczyła ich grupce i pewnie to na temat jej problemów dyskutowała niska mulatka i delikatna blondynka. Obok nich stał też nie co młodszy od nich czarnowłosy chłopak. Zafascynowana tymi osobami nie zauważyłam kiedy kelner wrócił z moim zamówieniem.
-Jesteś tu nowa, czy tylko przejazdem?- zapytał.
-Wygląda na to, że nowa, ale mam problem z odnalezieniem Pensjonatu niejakiej pani Flowers. Wiesz może gdzie to jest?- zapytałam.
-Oczywiście, że wiem, ale tam łatwo się zgubić, więc mam dla ciebie coś lepszego-mówiąc to odwrócił się w stronę tajemniczej grupki i krzyknął- Elena!
Brązowowłosa piękność odwróciła się z uśmiechem do blondyna i z gracją podeszła do mojego stolika.
-Co tam Matt?- zapytała ukradkiem spoglądając na mnie. Od razu zarzuciłam kaptur na głowę.
-Słuchaj moja klientka… A w ogóle jak masz na imię ?- zapytał mnie kelner
-Jestem Amelia Johnson- powiedziałam wstając i wyciągając do niego rękę w geście powitania.
-Matt Donovan, a to Elena Gilbert- powiedział chłopak.
Uściskałam, więc także dłoń dziewczyny, która swoimi czekoladowymi oczami patrzyła się tak jakby chciała poznać wszystkie moje tajemnice.
-Więc w czym mogę ci pomóc?- zapytała.
Matt uśmiechnął się i pokazał, że na razie zostawia nas same i odszedł.
-Mam mały problem z dojechaniem do Pensjonatu pani Flowers. Może mogłabyś mi pomóc?
Na chwile na jej twarzy pojawiło się przerażenie, które już po chwili przeszło w dobroć.
-Oczywiście, że wiem gdzie to jest. Właśnie się tam wybieram, bo chce odwiedzić mojego chłopaka, a ciebie co tu sprowadza?
Teraz to na mojej twarzy pojawił się ból wywołany wspomnieniem nocy, w której moje życie się zawaliło, ale nie miałam najmniejszej ochoty jej o tym opowiadać.
-Mam zamiar zamieszkać w tym miasteczku, ale mój dom jest w remoncie, więc na razie mam zamiar zatrzymać się w pensjonacie.
-Och… No to może dokończ jedzenie i pojedziemy do pensjonatu?
Przytaknęłam na jej propozycje i zabrałam się za jedzenie, kiedy ona zawołała swoich znajomych i przedstawiła ich po kolei. Niska mulatka to Bonnie Bennett, a blondynka- Carolina Forbes. Chłopak to młodszy brat Eleny- Jeremy. Wszyscy byli dla mnie bardzo mili, ale wyraźnie coś ukrywali. Byli otwarci,  ale jednocześnie odsuwali mnie od siebie. Tylko z Eleną poczułam większą więź. Wyraźnie mnie polubiła po mimo tego, że siedziałam tam z nimi w kapturze i ciemnych okularach odzywając się dosyć rzadko.
Dopiero po godzinie siedzenia w barze udało się nam wyjść stamtąd i ruszyć w stronę hotelu. Przez całą drogę nowo poznana koleżanka nie odezwała się ani słowem po za krótkimi wskazówkami, gdzie mam skręcić. Wyraźnie także posmutniała. W sumie ja tez już nie miałam ochoty na przyjazne pogawędki. Chciałam znaleźć się w sama w pokoju i zasnąć spokojnie.
Droga była zawiła i prowadziła w głąb lasu. Sama nigdy bym tam nie trafiła. W końcu drzewa stały się rzadsze i z pomiędzy nich zaczęło być widać duży, piękny dom starej budowy. Zajechałam samochodem prawie pod samą werandę parkując koło czerwonego ferrari. Chciałam wysiąść, kiedy brunetka złapała mnie za rękę.
- Amelia, jeżeli chcesz tu mieszkać to uważaj na siebie. To miasteczko nie jest zwykłe. Nie chodź w nocy nigdzie sama.
Popatrzyłam się na nią zdziwiona. Bardziej spodziewałam się tego, ze zakaże mi się zbliżania do jej chłopaka pod groźba wydrapania oczu. Jednak jej czekoladowe, szeroko otwarte oczy wyrażały strach o mnie.
-Wiesz nie bardzo chce mi się żyć, ale jeśli nalegasz to będę uważała- powiedziałam widząc jej błaganie.
Wsiadając zaczęłam się intensywnie zastanawiać co chciała mi przekazać Elena, ale szybko zaniechałam tego, kiedy w drzwiach pojawił się przystojny szatyn. Wyglądał tak nieziemsko z bladą cerą ubrany w czarne spodnie i ciemnoszary t-shert, że mało co nie upuściłam torby.
Oczywiście zaraz po tym w jego objęciach znalazła się szatynka. W końcu czego ja się spodziewałam. Ona piękna, więc jaki miał być jej chłopak?
Kiedy łaskawie się od siebie oderwali Elena wyjaśniła mu powód mojej wizyty. Podeszłam do nich niechętnie i zrobiłam największy błąd w życiu. Spojrzałam w oczy bruneta. Miała je tak zielone, że ostatkiem sił wyrwałam się z tego hipnotyzującego spojrzenia. To mi coś przypomniało, ale  nie byłam pewna co. Chłopak spojrzał się na mnie i posłał szczery uśmiech powalający z nóg i wyciągnął rękę.
-Jestem Stefano Salvatore – powiedział.
-Amelia Johnson.
Kiedy nasze dłonie się spotkały przez ciało przeszedł mi dreszcz strachu. Przed oczami stanęły mi piekielne oczy, które zobaczyłam w pamiętną noc trzydzieści osiem dni temu.
Wiem, że moje umiejętności pisarskie są znikome. Robie wiele błędów, ale zawsze się staram. Chciałam zaznaczyć tu i teraz, że nigdy nie będę polonistką, więc proszę o wyrozumiałość. Pisanie opowiadań takich jak to przynosi mi dużo radości i tylko to się dla mnie liczy. Jeśli to komuś przeszkadza to nie musi być chamski. Wystarczy, żeby zamknie tę stronę czerwonym krzyżykiem znajdującym się w prawym górnym rogu. Nie mówię, że nie przyjmuje krytyki, bo tak nie jest. Chętnie przeczytam co zrobiłam źle i jak mogę się poprawić.
Pozdrawiam:*

wtorek, 24 lipca 2012

Rozdział 1

Minął miesiąc. Całe trzydzieści jeden dni. Minuta, godzina, dzień, noc, wszystko zlało się w jeden ciąg ciemności. Prawie nic z nich nie zapamiętałam. Siedziałam w pokoju i wpatrywałam się w jeden punkt. Czasem tylko ktoś zakłócał mój spokój zbędnym gadaniem typu :,, Wszystko będzie dobrze’’, ,,Zapomnij’’, ,,Wyjdź z domu. Rozerwij się’’. Jednak dla mnie świat już nie istniał. Wraz ze śmiercią Ericka umarłam i ja. Straciłam tak dużą cząstkę siebie, że nie potrafiłam bez niej funkcjonować. Nie byłam wstanie nawet płakać. Jednak najgorsza była myśl, że jego śmierć była moją winą. Tylko moją! Nigdy tego sobie nie wybaczę! Gdybym tyle nie wypiła! Gdybym nie zatańczyła z Karolem! Gdybym nie rozproszyła go podczas jazdy! Ale już nic nie można zrobić… Nic. Wszystko wkoło przypomina mi Ericka. Nadal czuje jego zapach i smak ust, a nocą ciągle przeżywam ten sam koszmar. Ten sam wypadek. Według policji wpadliśmy do rowu. Tylko ja znałam inny ciąg wydarzeń. Te oczy… Te kły…
Ale kto mi uwierzy? Przecież wampiry nie istnieją. Tylko pytanie dlaczego widziałam to co widziałam? Nie wiem i pewnie nigdy się nie dowiem. Dziś mała rocznica jego śmierci. To dla niej wstałam i ubrałam się w pierwsze lepsze ubrania .Ruszyłam z domu wprost na cmentarz. Słońce jak przystało na wakacje grzało mocno. Naciągnęłam kaptur na głowę i założyłam ciemne okulary. Chciałam się pod tym ukryć, bo nie miałam ochoty znów wysłuchiwać ludzkiego współczucia. Pod cmentarzem kupiłam czerwoną różę i weszłam w miejsce przesiąknięte śmiercią. Ja też tu powinnam leżeć! Czemu przeżyłam? Wszyscy mi powtarzają, że miałam wielkie szczęście, ale ja tak nie uważam. Położyłam delikatnie kwiat na płycie nagrobka i przysiadłam obok w trawie. Nie byłam tu od pogrzebu. Wszystko odbyło się tak szybko, że nie wiele pamiętam. Ze zdjęcia Erick posyłał mi swój uśmiech, który tak bardzo kochałam. Wiem, że on nie chciałby, żebym się smuciła, ale nie potrafię tego nie robić. Smutek zakorzenił się w mojej duszy. Na każdym kroku wszystko przypominało mi o nim. Tu pierwszy raz się spotkaliśmy, tu byliśmy na randce, a tu mnie pocałował. Nie mogłam tak dalej żyć! Musiałam to zmienić.
-Dla ciebie się nie poddam…- szepnęłam w stronę grobu. Pogładziłam jeszcze ręką zimną płytę i odwróciłam się. Szłam prosto do domu, zostawiając dawne życie za sobą.
Weszłam do domu i od razu włączyłam Internet. Szukałam małego mieszkania w miłym miasteczku. Na ekranie pojawił mi się mały domek: dwa pokoje, kuchnia i łazienka. Jak dla mnie idealnie. Zjechałam myszką na dół strony, aby sprawdzić jaki jest cel mojej wyprawy. Dużymi literami było napisane MYSTIC FALLS 13 A. Czułam, że to jest moja szansa na powrót do życia. Wydrukowałam stronę i wyłączyłam komputer, kiedy do pokoju zajrzała mama.
-Córeczko zejdziesz na kolacje? – powiedziała z nadzieją w głosie
-Tak. Już idę.
Wiedziałam, że będzie ciężko wytłumaczyć mój pomysł rodzicom, ale nie mogłam też tej rozmowy odkładać zbyt długo. Chciałam jak najszybciej wyjechać stąd. Widziałam  uśmiechy, ukrywane przez moich rodziców. Cieszyli się, że po raz pierwszy od wypadku zasiadłam z nimi do stołu. Jedząc naleśniki znów czułam ich prawdziwy smak. Ostatnio wszystko smakowało dla mnie dosłownie jak trawa. Po między jednym kęsem, a drugim zaczęłam  rozmowę.
-Mamo, tato jestem wam wdzięczna, że tak się mną opiekowaliście po…. po śmierci Ericka, ale czas, żebym zaczęła życie od nowa i z tego powodu chce wyjechać stąd.
-Jak to? Dokąd? – pytali jedno przez drugie
-Chce zamieszkać w Mystic Falls.
-To daleko od nas córciu- powiedział tato
-Tak wiem, ale tam nic nie kojarzy mi się z… z Nim- nadal było mi ciężko o rozmawiać o moim zmarłym chłopaku.
-Masz racje – powiedziała spokojnie mama ignorując zdziwienie ojca- ale pamiętaj, że zawsze możesz tu wrócić.
Podniosłam się i mocno uściskałam moich rodziców. Na pewno będzie mi ich tam brakowało. Zresztą nie tylko ich. Mam tu wielu przyjaciół. Zawsze trzymaliśmy się całą paczką. Nawet po śmierci Ericka. Pozostaje mi mieć nadzieję, że mnie zrozumieją. Tata od razu zajął się kupnem małego domku. Okazało się, że potrzebny jest tam remont, więc na początek zamieszkam w  pobliskim pensjonacie. Wyjazd zaplanowałam na za tydzień. Teraz pozostaje mi tylko powoli się pakować.
Tuż przed snem wyszłam z domu. Było ciemno i wszędzie unosiła się mgła. Mimowolnie przypomniał mi się wieczór sprzed miesiąca. Nadal nie mogłam się uwolnić od wizji tych magnetycznych czarnych oczu. Nie możliwe, że po alkoholu miałam zwidy, a więc jeśli to była rzeczywistość to czemu przeżyłam? Z nieba spadła pojedyncza gwiazda. Pomyślałam życzenie. ,,Chce się dowiedzieć, czemu nadal żyje?’’
Wiem, wiem rozdział bardzo krótki, ale postaram się aby kolejny był dłuższy. Przysięgam! ;P
Rozdział dedykuje Kasiequ za wprowadzenie poprawek. Jesteś kochana ;*
Zapraszam do czytania i komentowania. Jeśli ktoś chce być informowany o nowych rozdziałach to proszę o zostawienie linka do bloga lub numery gg pod komentarzem.
Pozdrawiam;*

niedziela, 22 lipca 2012

Prolog

Kolejny dzień, który jest tak bezsensowny jak każdy poprzedni. Od stuleci zaczyna się tak samo i kończy, a co najdziwniejsze podoba mi się ta pozorna monotonia. Każdy z tych kruchych istot, którymi są ludzie oddały by za moją nieśmiertelność wszystko, ale nie mogą mieć tego co posiadłem ja. Są i będą tylko moim pokarmem z wyjątkiem nielicznych szczęściarzy. Szczęściarzy? Przecież jestem potępiony? Nie ważne! Moim życiem jest ta ciepła, smakowita, brunatna ciecz. Zabijam tylko po to, aby poczuć jak spływa z moich ust do gardła gasząc palący w nim ogień. Wychodzę z domu i kieruje swoje kroki do baru. Rozglądam się uważnie. Niestety nie widzę tu nikogo godnego, być moim pokarmem. Wzrasta we mnie głód. Kły zaczynają boleć, ale w moim umyśle rodzi się plan ,,piekielnej’’ zabawy. W swoim szybkim tempie dobiegam do lasy, przez którą przebiega droga do Miasta Aniołów.
                                                    ---------------------------------------------------------

-Kochanie nie gniewaj się na mnie! Wiem, że przesadziłam dziś z alkoholem, ale z Karolem nic nie było! - tłumaczyłam się plączącym językiem.
-Przecież widziałem! - krzyknął Erick, jeszcze bardziej przyśpieszając.
-Nie prawda! Widziałeś tylko, że mnie przytulił w tańcu. To nie przestępstwo! - powiedziałam i usiadłam zakładając ręce na piersi z miną obrażonej pięcioletniej dziewczynki.
-Porozmawiamy jak wytrzeźwiejesz - powiedział stanowczym głosem, który oznaczał, że rozmowa została zakończona. Powoli wjeżdżaliśmy w długi las prowadzący do Los Angeles. Uważnie przyjrzałam się ukochanemu. Jego ręce kurczowo zaciskały się na kierownicy, a delikatne usta zacisnęły się w wąski pasek. Był na mnie zły. Owszem przesadził ze swoją chorą zazdrością, ale moje miłość do niego nie mogła pozwolić by się denerwował na mnie. Wyciągnęłam dłoń do jego twarzy delikatnieją gładząc. Erick to brunet o ciemnej karnacji i pięknych, nisko osadzonych, brązowych oczach. Przez chwile patrzyliśmy się na siebie jak zahipnotyzowani. Kiedy odwróciliśmy głowę w stronę jezdni zobaczyliśmy ciemna postać stojącą tuż przed naszym jadącym samochodem. Wszystko zaczęło się dziać szybko. Erick mocno zahamował, ale i tak go potraciliśmy. Wpadłam w panikę. Nie wiedziałam co robić! Potrącony człowiek leżał kilka metrów dalej i nie poruszał się. Automatycznie wytrzeźwiałam.
-Zaczekaj tu na mnie Amelka. Pójdę sprawdzić co z nim - przerażona pokiwałam głową.
Kiedy wysiadł i powoli podchodził do naszej ofiary ja zajęłam się grzebaniem w torebce, aby znaleźć komórkę i zadzwonić po pomoc. Jednak kiedy podniosłam wzrok na jezdnie to nie zobaczyłam ani mojego chłopaka, ani potrąconego człowieka. Powoli otworzyłam drzwiczki od samochodu i wysiadłam z niego. Rozejrzałam się uważnie wkoło. Było ciemno i nie miło z powodu otaczającego lasu. Nie jechał ani  jeden samochód . Gęsta mgła spowiła otaczające mnie miejsce. Wtedy usłyszałam otwieranie i szybkie zamykanie drzwi od strony kierowcy odwróciłam się w tamtą stronę i zobaczyłam na siedzeniu kierowcy mojego ukochanego z rozszarpaną tętnica szyjną. Wrzasnęłam przerażona. Odwróciłam się aby uciec z tamta, ale za mną stała ta sama ciemna postać, która powinna leżeć teraz nieżywa. Widziałam tylko jego czarne oczy, od których nie mogłam się oderwać, a potem był tylko ból i ciemność.

3 dni później
Czułam, że powoli powracam z ciemności do światła. Już przed otworzeniem oczu czułam ból całego ciała, a zwłaszcza szyi. Uchyliłam powoli zaspane powieki. Światło uderzyło we mnie tak mocno, że ponownie je przymknęłam. Przez myśl przeleciało mi, że już nie żyje i dlatego tu tak jasno. Jednak przy drugiej próbie już nie było tak źle. Leżałam na łóżku pod białą kołdrą. Sala była utrzymana w kolorach zieleni. Coś mi to przypominało, ale nie byłam pewna co.
-Słyszysz mnie Amelio? – zapytała jakaś kobieta w biały kitlu.
Pokiwałam głową potakująco.
-Świetnie. Jesteś w szpital. Wraz z twoim chłopakiem mieliście wypadek samochodowy. Pamiętasz coś?
Owszem pamiętam, ale co miałam powiedzieć, że zaatakował nas jakiś potwór o czarnych oczach i wystających kłach? Zdecydowałam, że zachowam te sensacje dla siebie. W końcu niczego nie jestem pewna byłam pijana.
-Nie nic nie pamiętam. Co z Erickiem? Co z moim chłopakiem?
Pielęgniarce jeszcze bardziej zrzedła mina.
-Tak mi przykro Amelko.
Świat jakby zwolnił. Zatrzymał się. Wszystko co zbudowałam w swoim życiu przestało istnieć.

Łączna liczba wyświetleń