wtorek, 24 grudnia 2013

Rozdział 38

- Spokojnie, księżniczko. Co on ci takiego powiedział?
- Katherina odnalazła Łowce. Posiada on moc Pierwotnego Łowcy. Są już w Mystic Falls - na te słowa ciało Damona, który trzymał mnie w objęciach, zesztywniało.
- Do tego okazało się, że Klaus wcale nie jest tu tym złym. On chce ratować sobie i nam tyłek przed starożytnym nieśmiertelnym Silasem.
Nawet nie wiem czemu nagle zaczęłam wszystko opowiadać czarnowłosemu. Może to przez nasza więź.
- Wszystko będzie dobrze - powiedział i tuląc mnie do siebie wprowadził do domu. Usadowił przy kuchennym stole z gorącą herbatą, a potem odszedł do salonu wykonać kilka telefonów. Słysząc jego podniesiony głos byłam niemal pewna, że rozmawia z Stefanem, a potem z samym Klausem. Ja potrafiłam tylko myśleć o tym, że przez moje paktowanie z Katheriną może zginąć Damon, a jeśli on by umarł to ja zaraz po nim. Wszystko poszło zupełnie nie tak! Nie dość, że zamierza nas zabić jakiś Silas to teraz jeszcze Łowca. W końcu po godzinie czasu mój przyrzeczony powrócił do kuchni już w nie co lepszym humorze.
- Myślisz, że Kath przyjdzie pochwalić się swoją zdobyczą ? - zapytał
- Tak, na pewno przyjdzie.
- Chętnie zaczekam.
- Co chcesz zrobić ? - zapytałam pochylając się w jego stronę.
- Tym się nie martw - powiedział szybko skradając mi buziaka. Fala ciepła rozeszła się po moim ciele i nawet nie wiem kiedy Damon okrążył stół i zaczął mnie całować łapczywie. Zapomniałam o wszystkim co się dzieje. Mogłam się skupić tylko na jego smakowitych ustach. Moje ręce automatycznie wplotły się w jego kruczoczarne włosy. Jego dłonie delikatnie przesuwały się po moich plecach. Całował mnie co raz bardziej zaborczo. Nagle wzmocnił uścisk i poderwał mnie z miejsca sadzając na stole. Przeszły mnie rozkoszne dreszcze. Złapałam się za rozpinanie jego czarnej koszuli, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Odskoczyliśmy od siebie ciężko dysząc. Unikając wzroku Damona zeskoczyłam ze stołu i podeszłam do drzwi wejściowych. Uchyliłam je delikatnie widząc Katherinę, a za nią przystojnego szatyna.
- Amelio, poznaj Christiana - powiedziała wesoło wampirzyca. Potem wszystko potoczyło się bardzo szybko. Łowca wyciągnął kołek i przepychając się obok mnie rzucił się na Damona. Ja wraz z Katheriną krzyknęłyśmy :Nie!
Walka trwała na dobre, kiedy w końcu otrząsnęłam się i zaprosiłam wampirzyce do środka. Z całych sił próbowała odciągnąć Christiana od mojego wampira. Kiedy w końcu jej się to udało Damon leżał na środku salonu z kołkiem wbitym w klatkę piersiową. Podbiegłam do niego i pałam na kolana głośno szlochając. Patrzył na mnie mętnym wzrokiem, a z mojego gardła wyrwał się głośny wrzask, który przerodził się w przerażające wycie, a potem z całej siły wyciągnęłam kołek tkwiący w ciele mojego narzeczonego. Damon zachłysnął się powietrzem, a potem z wytrzeszczonym wzrokiem spojrzał na coś za mną.  Jednak dla mnie liczyło się tylko to, że kołek ominął serce, a Salvatore będzie nadal żył.  Dopiero przeciągłe warczenie i trzask wybitej szyby przywróciło mnie do rzeczywistości.  Za moimi plecami stało stado wilków patrzących nienawistnie w stronę okna. Nigdzie nie było Katheriny i Christiana.
- Coś pięknego - powiedział pojawiając się nie wiadomo skąd, Klaus.
- Co ? Co tu się stało? - zapytałam nadal klęcząc przy Damonie, który właśnie starała ise podnieść z podłogi.
- Wezwałaś je - powiedział Klaus pokazując na zdezorientowane zwierzęta.

_______________
Wesołych Świąt!
Przepraszam za tak długą nieobecność. Mam nadzieję, że już nie zniknę na tak długi czas.
Ps: Zapraszam na świetnego bloga mojej koleżanki http://klauspierwotnahybryda.blogspot.com/ .
Pozdrawiam ;*

sobota, 26 października 2013

Rozdział 37

Spoglądałam raz na Bonnie, raz na Klausa. Mieli posępne miny i walczyli na wzrok. Hybryda nie chciał wyjawiać mi żadnych szczegółów. Natomiast czarownica najwidoczniej miała dość tajemnic.
- Czemu pierwotny boi się jakiegoś Silasa? - zapytałam ostrożnie.
Cisza jaka zapadła między nami była nie do wytrzymania. Czułam zimny dreszcz przechodzący po moich plecach.
- Jest starszy i potężniejszy od nas wszystkich razem wziętych i posiada jedyną broń na Klausa - w końcu udzieliła mi odpowiedzi mulatka z westchnieniem siadając w fotelu.
Zdziwionym wzrokiem popatrzyłam na hybrydę, który z przyklejoną maską obojętności nalał sobie kolejną szklankę Burbona i wypił jednym duszkiem.
- Ma lekarstwo na wampiryzm - powiedział w końcu
- Najchętniej pomoglibyśmy Silasowi wepchnąć ci je do gardła, tylko że nieśmiertelny zabił by nas wszystkich. Nienawidzi tego, że przez wampiryzm i magie stracił swoją ukochaną - dopowiedziała Bonnie zamykając oczy ze zmęczenia.
- Przepraszam, ale chyba czegoś nie rozumiem. Próbujesz ratować nas wszystkich, a wmawiasz nam, że próbujesz zniszczyć nam życie? - zapytałam kręcąc głową z niedowierzaniem.
- Raczej ratuje sobie w ten sposób tyłek - odpowiedziała czarownica. - Ktoś nieopatrznie mógłby stwierdzić, że zabicie Klausa to jedyna możliwość na wolność, a tak naprawdę wpakowałby nas w większe kłopoty.
- Twierdzicie, że moi przyjaciele po przemianie w hybrydy byliby silniejsi?
- Najprawdopodobniej, ale nadal nie wiemy jak uruchomić gen, moja droga - odezwał się w końcu Klaus - ale za to wiem kto mógłby nam pomóc.
- Kto?
- Paul i Katherina - powiedział z uśmiechem szaleńca.
Kiedy chwile później opuszczałam rezydencję Mikealsonów byłam totalnie zdezorientowana. Paul był wilkołakiem takim jak moi przyjaciele, ale pochodził z innej sfory, z Włoch. Sprowadziła go niewątpliwie Katherina, aby zdobyć jeszcze więcej informacji o Wilkołaczej Jedności. Za wszelką cenę chciała zniszczyć pierwotnego nie zadając sobie trudu, aby dowiedzieć się do czego tak naprawdę potrzebne mu są nowe, silniejsze hybrydy. Podobnie jak my wszyscy z góry założyliśmy, że wynika to z jego egoizmu. Nie wiedziałam też jak długo Klaus chce ukrywać nadchodzące niebezpieczeństwo. Od tej pory miałam ukrywać tajemnice hybrydy, do tego tajemnicę Katheriny i do tego zrealizować plan uwolnienia moich przyjaciół. Zagmatwałam się we wszystkim. Musiałam komuś wszystko to opowiedzieć. Przedyskutować sytuację. Jednak wiązało się to z zaufaniem komuś, ale czy ja jestem w stanie komuś zaufać? Była tylko jedna osoba. Wyciągnęłam telefon i wybrałam numer.
- Damon? - chciałabym z tobą porozmawiać? - powiedziałam kiedy tylko usłyszałam przywitanie.
- Dobrze. Kiedy i gdzie?
- Za godzinę u mnie w domu?
- Będę - powiedział od razu się rozłączając.
Powolnym krokiem dotarłam przed swój dom, gdzie na schodach siedział Paul. Zdziwiła mnie jego obecność.
- Co ty tu robisz? - zapytałam stając nad nim.
Mężczyzna podniósł się z siedziska i spojrzał mi w oczy.
- Katherina wraca do miasteczka z łowcą, który posiada moc Pierwotnego Łowcy. Zniszczymy Klausa - powiedział zadowolony z siebie, za to mnie ścieło z nóg.
- Jak to możliwe? - zapytałam przerażona.
- Katherina ma nam później wszystko wyjaśnić. Chce się z nami spotkać późnym wieczorem. Wszystko w porządku ? - zapytał widząc moją minę.
- Tak - odpowiedziałam walcząc z mdłościami.
- Co tu się dzieje? - zapytał pojawiając się nagle Damon.
- Nie twój interes warknął Paul zaczynając się trzęść.
- Doprawdy? - powiedział czarnowłosy też obnażając kły.
- Stop! - wrzasnęłam. Miałam dość buzującego wokół mnie testosteronu. Wilkołak szybko się wycofał, a Damon podszedł do mnie otaczając mnie ramieniem. Musiałam się powstrzymać, aby nie rozpłakać się jak mała dziewczynka.

_____________________________
Bardzo was przepraszam za moją długa nie obecność, ale miałam trudną sytuację. W sumie nada mam, ale zrozumiałam jak bardzo pisanie mnie odpręża.
Ps: Nie długo pojawi się także nowy rozdział na moim drugim blogu.

poniedziałek, 16 września 2013

Pomocyyyy

Potrzebuje jakiegoś ciepłego słowa z waszej strony, ponieważ ostatnio całkowicie zgubiłam gdzieś wenę. Zastanawiam się czy jeszcze ktoś czyta moje opowiadania. Czy mam dla kogo pisać ? Czy podoba wam się to co tworze?

piątek, 30 sierpnia 2013

Rozdział 36

Grając odważną i pewną siebie niemal uwierzyłam, że taka jestem naprawdę. Bez wyraźnego pozwolenia właściciela domu podeszłam do barku i nalałam sobie kieliszek drogiego alkoholu i wypiłam duszkiem. Hybryda obserwował mnie z oddali oparty o framugę drzwi. Powoli obróciłam się w jego stronę.
- Będę z tobą współpracować, jeśli wyjaśnisz do czego ci moi przyjaciele.
- Nie można było tak od razu? - zapytał się rozkładając ręce - Już ci wszystko mówię - powiedział siadając z gracją na sofie i pokazując, abym uczyniła to samo. Powoli podeszłam i przysiadłam się do niego. Nie był to dobry wybór, ponieważ tak blisko zabójcy było trudniej udawać odważną.
- Jak już dobrze wiesz, twoi przyjaciele są wilkołakami należącymi do Wilkołaczej Jedności Los Angeles - rozpoczął swoją opowieść - Czyni ich to bardzo niezwykłymi osobnikami. Otóż, mogą się przemieniać w każdej chwili, przez co są silniejsze od zwykłych wilków. Chce ich zamienić w hybrydy i sprawdzić jak wtedy będą silne.
- Potrzebujesz ochrony? Nie wystarczy ci ta którą masz?
- Nie wystarczy - powiedział w zamyśleniu.
- Co z tym wspólnego mam ja? -zapytałam obawiając się odpowiedzi.
- Jesteś ich Królową. Tylko ty możesz uruchomić gen w ich ciałach. Jak na razie są zwykłymi ludźmi.
- Jak można uruchomić gen?
- Tego właśnie nie wiem. Wszystkie księgi zabrała Katherina.
- Przed czym chcesz się bronić ?
- Chyba powinnaś już iść - powiedział nagle wstając i podchodząc do okna.
- Jeśli mam współpracować to musisz mi wszystko powiedzieć.
- Musimy być w stanie stawić czoła Silasowi - starożytnemu nieśmiertelnemu - powiedziała wchodząc do salonu Bonnie. Zdziwił mnie zarówno jej widok jak i słowa, które wypowiedziała.

***

Czarny samochód sunął drogą przez długi las, który otaczał małe miasteczko do którego zmierzali. Młodzieniec zajęty był sytuacją na drodze, a przy najmniej tak wyglądał. Jednak w jego umyśle toczyła się zacięta walka myśli. Był blisko Pierwotnego, którego musiał zabić. Nie miał praktycznie na to wpływu. Widział wampira, więc go zabijał. Wpadał w pewnego rodzaju amok. Nie był sobą. Nie wiedział jednak jakim cudem powstrzymał się przed zabiciem tej zarozumiałej wampirzycy, która siedziała obok niego. Od półtora roku nie było takiego przypadku, czyli od nocy, w której moc wstąpiła w niego. Czarownica, która pojawia się wtedy w jego mieszkaniu, powiedziała, że jej właściciel właśnie zginął z rąk Pierwszego. Nigdy nie dowiedział się, czemu wybrała akurat jego. Otrzymał od niej także niezniszczalny kołek z białego dębu, który od tamtej pory ma zawsze przy sobie.
Obok siedząca wampirzyca wyjęła telefon i wybrała dobrze jej znany numer. Już po dwóch sygnałach oczekiwania usłyszała zmartwiony głos wilkołaka.
- Karherina?
- Tak to ja. Wracam z łowcą do Mystic Falls. Niedługo będziemy.
- Jak to? Amelia powiedziała, że Łowca został zabity ponad rok temu przez Klausa i Salvatorów.
- Owszem, ale jego moc została przekazana przez Esther Christianowi. Więcej powiem później. Zobaczmy się za dwie godziny pod domem Amelii - powiedziała i odrzuciła połączenie.

____________________________________________
Przepraszam, przepraszam i przepraszam.
Wiem, że znów dawno mnie nie było, ale w tym czasie udało mi się zdać prawo jazdy ;D
Mam nadzieję, że nadal ktoś czyta?
Pozdrawiam ;*
Ps: W zakładce Bohaterowie pojawiło się zdjęcie Christiana ;)

sobota, 3 sierpnia 2013

Rozdział 35

Długo po odejściu Damona nie mogłam zasnąć. Włóczyłam się po ciemnym domu z szklanką ciepłego mleka. Plan Katheriny jest do niczego. Nie można zabić Klausa tak, aby inne wampiry przeżyły. Zresztą Łowca od jakiegoś czasu nie żyje. Pozostało mi tylko zagrać w grę Klausa. Pomagać mu jednocześnie modląc się, żeby pozwolił mi się chociaż na chwilę spotkać z przyjaciółmi. Z tego powodu wstałam rano i zamiast na trening pomaszerowałam do willi Mikaelsownów  Poranek był chłodny i dżdżysty. Mocno zakryłam się kurtką czując powiew zimnego wiatru. Wkurzona przeklinałam siebie w myślach. Mogłam wziąć samochód, a nie spacerować samotnie w taki poranek przez las. Wzięłam głęboki wdech. Zapach zroszonej ziemi dotarł do moich nozdrzy. W tym całym zamieszaniu całkowicie zapomniałam o sobie, o tym co sprawia mi przyjemność.
- Czekałem na ciebie - usłyszałam głos gdzieś nie daleko siebie. Podskoczyłam przestraszona, rozglądając się do dokoła. Z lasu wyszedł Paul wciągając na siebie po drodze ciemny t-shert. Wyglądało to co najmniej dziwnie.
- Czego chcesz? - zapytałam podejrzliwie.
Na co on wybuchł śmiechem.
- Nie jestem jelonkiem.
Na te słowa spojrzałam na niego nie wiedząc o czym on mówi.
- W sensie nie jestem leśnym zboczeńcem. Biegałem trochę po lesie w postaci wilka, więc teraz po przemianie musiałem się ubrać.
- Ok ok - powiedziałam unosząc dłonie jak bym się poddawała. - Po co na mnie czekałeś?
Jego mina nie co zrzedła.
- Rozmawiałaś jakoś wczoraj w nocy lub dziś rano z Katheriną?
- Była u mnie jakoś po tym jak bal został brutalnie zakończony - odpowiedziałam powoli - Stało się coś?
Chłopak smętnie pokiwał głową.
- Zaraz potem dostała cynk gdzie przebywa Łowca i ruszyła na spotkanie z nim.
- Spokojnie nic jej nie będzie, bo Łowca nie żyje od jakiegoś roku!
- O czym ty mówisz? - zapytał zdziwiony wilkołak.
- Zabił go Klaus z pomocą braci Salvatore.
- To nie możliwe - powiedział zamyślony.
- A jednak ... - powiedziałam.- Teraz pozwól, że zostawię cię i pójdę do Pierwotnych. Muszę zobaczyć się z ich więźniami.
Chłopak szybko złapał mnie za ramię. Spojrzałam na niego wkurzona.
- Uważaj na siebie.
Wyrwałam się mu i ruszyłam w swoim kierunku.
- O mnie się nie martw.


***
Dziewczyna obudziła się w aucie do którego właśnie wsiadł odnaleziony przez nią Łowca. Niepewnie rozprostowała swoje kości nadal odczuwając słabość po werbenie, którą jej podał chłopak. Spojrzała na niego ze złością wypisaną na twarzy.
- Ja ci podsuwam Pierwotnego na tacy, a ty tak mnie traktujesz - wysyczała.
- Oj księżniczko, musiałem mieć czas, żeby się spakować. Więc? Jaki jest kierunek naszej drogi? - zapytał uśmiechając się całkiem szczerze.
- Mystic Falls - odpowiedziała poprawiając się na siedzeniu i zakładając nogę na nogę.
- Christian - rzucił niedbale młodzieniec i ruszył z piskiem opon.
- Katherina - odpowiedziała wampirzyca uśmiechając się zalotnie.


***
 W końcu dotarłam do Mikaelsownów. Byłam totalnie zdeterminowana. Musiałam ich zobaczyć, że są cali i zdrowi. Po prostu musiałam. Uniosłam drżącą dłoń, aby zapukać kiedy otworzyły się przede mną drzwi. Stanęłam oko w oko z Pierwotnym.
- Cieszę się, że przyszłaś - powiedział ze swoim brytyjskim akcentem.
Przez chwilę wahałam się, czy nie zawrócić. Jednak wiedziałam, że muszę być zdeterminowana.
- Czasem mnie przerażasz, Niklausie - powiedziałam po prostu wpychając się obok niego do domu. Hybryda zaśmiał się pogodnie i zamknął za nami drzwi.

czwartek, 11 lipca 2013

Rozdział 34

Dobrze, że był teraz przy mnie. Potrzebowałam znaleźć się w silnych ramionach mężczyzny i on mi to dał. Nie wiem czemu, ale uwierzyłam w jego wyznanie. Mogłam się spodziewać, że zrobi wszystko, aby chronić swoją rodzinę. Ja też to muszę uczynić. Muszę ochronić swoich najbliższych. Jednak jak na razie nie miałam siły stawić temu czoła. Wtuliłam się w koszulę czarnowłosego i mocno zaciągnęłam się jego zapachem. Mogłam przesiedzieć z nim tak reszte życia. Tylko, że on ma przed sobą wieczność. A ja? Czy byłabym w stanie żyć z nim już do końca świata? W tej chwili wydawało się mi to możliwe.

- Co zamierzasz zrobić ? - zapytał przerywając mi błogi odpoczynek. Odsunęłam się lekko i spojrzałam w rozgwieżdżone niebo.

- Nie wiem - skłamałam odruchowo.
Jego dłonie sprawnie przekręciły mi głowę tak bym patrzyła mu w oczy.

- Nie wierze - odparł zabawnie marszcząc brwi. - Taka dziewczyna jak ty nie ma żadnego planu?

- Może i mam, ale...

- Żadne "ale" ! Daj mi szanse, a pokaże ci, że nawet takiemu draniowi jak ja można czasem zaufać.

- Ale nie spodoba ci się to co powiem - dokończyłam w końcu spokojnie.
Mężczyzna wziął moją dłoń i delikatnie ucałował.

- Zaryzykuje i posłucham.

- Pomogę Katherinie zniszczyć Klausa.

- A więc to ona stoi za wszystkim? - zamyślił się.

- Tak. Chce odnaleźć Łowce. Twierdzi, że istnieje taki, który jest zdolny go zabić.

- Istniał - powiedział powoli Damon. - Jednak zabił go Klaus i to z naszą pomocą.

- Kim on był?

- Pierwotnym Łowcą. Ojcem Klausa.

- Czemu mu pomogliście? To była szansa na wolność! - zapytałam oniemiała.

- Katherina nie wie wszystkiego.

- To samo powiedział dziś Klaus, więc może oświecisz nas trochę ? - zapytałam czując narastajacy ból głowy.

- Istnieje legenda, że po śmierci pierwszego ginie jego cała linia krwi.

- Wszystkie dzieci?

- Wszystkie wampiry, które stworzył. Wymieniać ? Proszę bardzo : Katherina, Stefan, Caroline i ja.

- Czyli nie ma już łowcy, a na dodatek nie można zabić Klausa nie zabijając was? - zapytałam naprawdę przerażona.

- Otóż to - odpowiedział smętnie.



***


Ciemnowłosa dziewczyna szła spokojnie ciemną ulicą Nowego Orleanu. Była pewna siebie i swojego zwycięstwa. Wystarczyło odnaleźć Łowce i zabrać go do Mystic Falls. Odczuwała odrobinę strachu przed pierwszym ich spotkaniu. Wiedziała dobrze, że mężczyzna jest silny i szybki na tyle by pokonać pierwotnego. Sama była tylko pionkiem w tej całej grze, ale musi w końcu pomścić rodzinę. Klaus jej ją odebrał, tak jak zwykłe i spokojne życie.

Minęła kolejny budynek, aż dotarła do ogromnego baru. Już wcześniej wyczuła, że ma miejsce tam krwawa bitwa. Szybko przedostała się na tyły budynku, gdzie zobaczyła fascynująca scenę. Młody szatyn szybkim ruchem z pół obrotu uderzył zdziwionego wampira w szczękę. Uderzenie było na tyle mocne, że dziewczyna usłyszała łamiące się kości. Z pochwy na udzie młodzieniec wyciągnął kołek i jednym susem dopadł zmęczonego jej pobratymca. Kołek zanurzył się w piersi wampira, a łowca wciągnął mocno powietrze odwracając się z uśmiechem w stronę ciemnowłosej. Kobieta pewnie zrobiła kilka kroków bijąc jednocześnie brawo.

- Piękne przedstawienie - powiedziała z zadziornym uśmiechem.

- Dziękuje, ale mam wrażenie, że z tobą byłoby milej powalczyć - powiedział spokojnie podchodząc bez strachu do wampirzycy.

- Może innym razem ?

- Czemu? - powiedział dostawiając jej kołek do piersi.

- Ponieważ mam dla ciebie ciekawą informację.

- Doprawdy? - powiedział obchodząc ją i szepcząc pytanie do ucha.

Czuła się osaczona, a tak nie mogło być. Uśmiechnęła się zadziornie i odwróciła się w jego stronę. Dłonią pogładziła jego delikatny, młodzieńczy policzek.

- Wiem gdzie przebywa Niklaus... Klaus Mikaelson.

- Podobasz mi się - odpowiedział całując ją i jednocześnie wstrzykując werbenę w jej organizm.
_______________________
Bardzo was przepraszam za taką długą nieobecność. Mam nadzieję, że jeszcze ktoś czyta te moje wypociny.

poniedziałek, 17 czerwca 2013

Nowy blog?

Oficjalnie zdecydowałam się zawiesić mój pierwszy blog - real-dream.
Może uda mi się was jakoś udobruchać, ponieważ już od jakiegoś czasu noszę się z zamiarem założenia kolejnego bloga. Ostatnio bardzo zaintrygowała mnie postać Klausa. Chciałabym wejść w jego położenie, zrozumieć go i na nowo wykreować w nowym opowiadaniu. Zapewne pojawi się w nim także Carolinę. Jednak opowiadanie rozpocznie się dużo wcześniej przed ich pierwszym poznanie. Cel pojawienia się Klausa w Mystic Falls pewnie też będzie zupełnie moim pomysłem.
Co o tym sądzicie ?

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Rozdział 33

Mimo że cała się trzęsłam na wspomnienie smutnych i wychudzonych  twarzy moich znajomych, musiałam udawać przed Klausem, że nadal zamierzam mu pomagać. Oszukanie pierwotnego nie będzie łatwe, ale to zdecydowanie jedyne wyjście, aby uwolnić Alice, Karola, Josha i Aną .
Zdecydowanie nie mogłam ufać także Damonowi i oczywiście Katherinie. Sobowtór Eleny miał swoje własne pobudki, aby skrzywdzić Niklausa w żaden sposób nie związane z moim życiem. Dla niej jestem tylko jedynym z punktów planu. Byłam zadana całkowicie na siebie. Nie! Klaus skrzywdził także Caroline. Czemu wcześniej o niej nie pomyślałam? Szybko przebrałam się z balowej sukni w zwykłe czarne jeansy oraz szary podkoszulek i wybrałam numer blond wampirzycy.
Już po pierwszym sygnale usłyszałam ciche powitanie stłumione szlochem.
- Tak?
- Cześć, Caroline. Jak się trzymasz?
- To ja powinnam cię o to zapytać - powiedziała z westchnieniem.
- Nie ważne. Chciałabym z tobą porozmawiać. Muszę ci coś opowiedzieć.
- Ok. Wpadniesz do mnie?  Nie chciałabym się natknąć przed domem na Klausa - powiedziała z lekkim strachem w głosie.
- Dobrze. Będę za chwilę - powiedziałam i się rozłączyłam.
Szybko założyłam na nogi wygodne tenisówki i złapałam czarną, skórzaną kurtkę. Po czym otworzyłam szafę i wgłębi niej odnalazłam kołek, który otrzymałam ostatnio od Alaricka. Dobrze chowałam go w wewnętrznej kieszeni kurtki. Z takim uzbrojeniem pewnym krokiem wyszłam przed dom. Dom Caroline stał na szczęście nie daleko. Szybko pokonałam tą odległość nie oglądając się za siebie. Odetchnęłam z ulgę kiedy stanęłam przed drzwiami i nacisnęłam dzwonek. Zaraz za szklanymi drzwiami pojawiła się blondynka, która chusteczką próbowała wyczyścić czarne smugi na policzkach i pod oczami. Otworzyłam mi drzwi z cieniem uśmiechu kiedy nagle z przerażeniem spojrzała na mnie i zatrzasnęła mi drzwi przed nosem. Po czym oparła się o nie plecami. Otworzyłam usta chcąc coś powiedzieć, kiedy coś nagle zrozumiałam. Ktoś stał a mną, a jeśli Caroline tak zareagowała musiał to być ...
- Klaus - powiedziałam już na głos i powoli obróciłam się w jego stronę.
Stał za mną i spoglądał na drzwi z zimnym wzrokiem.
- Chciałem porozmawiać z Caroline, ale skoro i ty tu jesteś, to nie będę musiał się powtarzać. Otwórz, kochana, drzwi.
- Ona nie chce z tobą rozmawiać i w sumie ja też nie mam na to ochoty - powiedziałam próbując usprawiedliwić wampirzycę.
- Nie odejdę stąd do puki nie porozmawiamy , a że kiedyś dostałem zaproszenie do tego domu...
Nie musiał kończyć, ponieważ drzwi za mną otworzyły się z cichym skrzypnięciem.
- Masz mało czasu, więc się streszczaj - powiedziała wojowniczo wampirzyca.
Niklaus widząc jej zapłakane oczy lekko spuścił wzrok jakby ze wstydu, że to przez niego.
- Kochana, przecież wiesz, że ta sprawa cię nie dotyczy - powiedział w końcu podnosząc wzrok na Caroline.
- Zaufałam ci. Miałam nadzieję, że gdzieś w głębi serca starasz się zmienić, a ty znów skrzywdziłeś jedno z moich przyjaciół. Nie mamy o czym ze sobą rozmawiać - powiedziała hardo.
Dopiero wtedy jakby Klaus przebudził się spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem.
- Z kim Kol paktował przeciwko mnie?
- Nie wiem.
-Nie wierze ci.
- Naprawdę nie wiem. Powiedział, że chce mi coś pokazać.
- Czemu mam wrażenie, ze to Katherina ?
- Kto to taki?- zapytałam z udawanym zdziwieniem.
-Sobowtór Eleny - odpowiedziała za mną Caroline.
W odpowiedzi Klaus popatrzył na mnie uważnym wzrokiem jakby szukając potwierdzenia na moje słowa.
- Cóż, możesz powiedzieć temu komuś, kto zacznie kontynuować dzieło Kola, żeby najpierw sprawdził, czemu postępuje w ten a nie inny sposób.
- Dla mnie to jest jasne. Chcesz sobie stworzyć sługasów jak jakiś cholerny król - krzyknęła Carolinę i weszła do domu kończąc rozmowę.
- Nie zamykaj mi przed nosem drzwi - krzykną Klaus.
Kiedy nie uzyskał odpowiedzi spojrzał na mnie swoimi niebieskimi oczami w których błyszczały diabelskie iskierki. Cofnęłam się o krok bojąc się ataku. Miałam wprawdzie przy sobie kołek, ale on nie zrobił by najmniejszego wrażenie na hybrydzie.
-  A ty zastanów się nad tym co powiedziałem. Jeśli zdecydujesz się mi pomóc to pozwolę ci się spotkać z twoim baranim stadkiem - po tych słowach po prostu się rozpłynął.
Stałam chwilę przed wejściem do domu państwa Forbes. W końcu zrezygnowana powoli powlekłam się z powrotem do domu. Nie udało mi się porozmawiać z Caroline, a może i lepiej. Wampirzyca bardzo emocjonalnie podchodziła do spraw które dotyczyły Niklausa. Może i ona coś do niego czuje. Zmęczona z cichym westchnieniem usiadłam na chłodnych schodkach przed domem. Zmęczonym wzrokiem powiodłam po ciemnym nieboskłonie rozświetlonym gwiazdami układającymi się w zawiłe wzory. Wiedziałam dokładnie, że oszukiwać przebiegłą wampirzycę będzie ciężko, a co dopiero pierwotnego, ale nie miałam wyjścia za wszelką cenę musiałam uratować moich przyjaciół. Delikatny powiew zimnego wiatru i nagły wzrost energii w moim ciele przykuł moją uwagę.
Nie musiał się odzywać, żebym wiedziała, że to on. Siedzieliśmy tak ramie w ramie nie odzywając się. W sumie próbował mnie ostrzec przed Klausem, ale czemu nie powiedział tego wprost? Boi się własnego przyjaciela? Nie potrafiłam tego zrozumieć, a może nawet nie chciałam.
- Ja i Klaus... My nie jesteśmy prawdziwymi przyjaciółmi - powiedział nagle jakby w odpowiedzi na moje nieme pytania. - Udaje jego wiernego kompana tylko po to, aby zapewnić Stefanowi i Elenie trochę spokoju. Musiałem go powstrzymać przed ponownym uczynieniem z mojego brata - Rozpruwacza.
________________________
Przepraszam, że rozdział pojawia się dopiero dziś, ale ostatnio mam bardzo mało czasu. Bardzo dużo sprawdzianów i popraw ;/

sobota, 25 maja 2013

Rozdział 32



Powoli smakowałam jego usta jak zakazany owoc. Miałam świadomość, że to one wysysały życie z ofiar, a pomimo to nie mogłam się od nich oderwać . Dopiero mocne oklaski przywróciły mnie do rzeczywistości. Szybko odsunęłam się od Damona i z wypływającym na twarz rumieńcem spojrzałam na nieproszonego gościa. O wejście do altanki opierał się Klaus z szerokim uśmiechem.
- Nie chciałem wam przeszkadzać, ale Carolinę bardzo martwiła się o ciebie Amelio.
- Nie było was pół godziny na sali! – powiedziała blondynka, która wolnym krokiem zmierzała w naszą stronę otulona marynarką hybrydy.
Na wiadomość ile czasu minęło poderwałam się z ławki całkowicie zapominając o zażenowaniu. Zgromadzeni spojrzeli na mnie zdziwieni.
- Przepraszam, ale muszę iść do toalety – powiedziałam z przepraszającym uśmiechem. – Zaraz wracam – te słowa skierowałam do Damona i szybszym krokiem ruszyłam w stronę willi.
Serce nie co mi przyśpieszyło ze strachu, kiedy zobaczyłam, że przy drzwiach czeka na mnie Kol. Co takiego chciał mi pokazać? Ten pierwotny zachowywał się jak rozwydrzony dzieciak i nigdy nie wiadomo było co chodzi mu po głowie. Na mój widok uśmiechnął się złowrogo. Czemu w ogóle tu przyszłam? Oczywiście jak zawsze moja ciekawość wygrała.
- A więc jestem – powiedziałam odważnie.
Bez słowa wskazał, że mam iść za nim. Poprowadził mnie przez dość tłumny korytarz. Potem skręciliśmy w kolejny, ale już mniej zaludniony, aż w końcu doszliśmy do tajemniczych metalowych drzwi. Wampir użył kluczy, aby je otworzyć. Za nimi znajdowały się kamienne schody w dół. Było dość ciemno, więc mocno musiałam uważać aby nie stracić równowagi.
- Wiem, że lochy u Salvatorów są porządniejsze, ale uwierz, że i tym nic nie brakuje – powiedział rozbawiony Kol zapewne słysząc jak z każdym krokiem przyśpieszało mi serce ze strachu.
- Słucham? W pensjonacie są jakieś podziemia? – zapytałam próbując sobie coś przypomnieć. W sumie nigdy nie byłam tam w piwnicy.
- Nie mogę w to uwierzyć, że przy oprowadzaniu ciebie nic o nich nie wspomnieli. W końcu to najciekawsze miejsce w całym pensjonacie – powiedział pierwotny, a co najgorsze mówił to z ogromnym przekonaniem.
- Co takiego chcesz mi tu pokazać ? – zapytałam dość piskliwym głosem. Zaczynałam się obawiać, że zechce mnie tu zamknąć.
- Zaraz zobaczysz – powiedział kiedy w końcu schody się skończyły, a lekko oświetlony korytarz ukazywał żelazne drzwi z kratami po obu stronach. Ta sytuacja robiła się co raz mniej zabawna. Mogłam zostać spokojnie z Damonem, zamiast włóczyć się z tym psychopatą. Objęłam się rękoma, mimo że nie było zimno. Dreszcze strachu pełzały mi po plecach. W końcu zatrzymał się przy jednej z celi i zaczął ją otwierać. Przestraszona odsunęłam się w tył, gdyby chciał mnie tam zamknąć. W sumie było to bez celowe, w końcu był tysiąc razy szybszy i silniejszy. Drzwi z głuchym dźwiękiem otworzyły się, a moim oczom ukazała się brudna cela, gdzie pod ścianą siedzieli moi przyjaciele. Nagle drzwi z ipędem zatrzasnęły się, a Kol został przygwożdżony do ściany przez Niklausa. Pierwotna hybryda rozwścieczona podduszała własnego brata.
- Zabijesz mnie? – wycharczał Kol, z uśmiechem na twarzy. On musi być naprawdę stuknięty. – Pamiętaj, że w ten sposób zabijesz także siebie.
- Ale zawsze mogę cię zasztyletować – odpowiedział mu spokojnie – Wszyscy opuszczają mój dom. Koniec balu – powiedział.
Nie wiem czemu nadal tam stałam. Wiem, że właśnie zahipnotyzował wszystkich znajdujących się w willi, po za tymi którzy mają przy sobie werbenę lub ją piją. Nie mogłam się stąd ruszyć. Nie teraz kiedy wiedziałam, że tam za drzwiami są wszyscy, których kocham. Po chwili Klaus wyjął zza paska spodni sztylet i wbił w serce przerażonemu Kolowi. Jego twarz zaczęła kamienieć, a ja w końcu rzuciłam się w stronę celi. Z całych sił ciągnęłam za metalową zasuwę, ale ona nawet nie drgnęła. Ktoś siłą oderwał mnie od drzwi.
- To nie ma sensu – powiedział cicho Damon mocno przytulając mnie do siebie.
- Jak mogłeś ! – Wrzeszczałam na stojącego obok Klausa, który smutno spoglądał w stronę Caroline, która stała kilka kroków dalej, ale już po chwili jego twarz przybrała maskę zimnego zabójcy i szaleńca.
- Mówiłem, że uwolnię twoje baranie stadko jak mi pomożesz. Nie powiedziałem z czyich rąk ich uwolnię.
- Wypuść ich!
- Przykro mi. Są mi potrzebni.
Po tych słowach Damon siłą wyprowadził mnie z lochów. Wyminęliśmy skamieniałe ciało Kola, a następnie w salonie także Elijaha i Rebekah.
- Czemu i ta szuja nie skamieniała skorą są połączeni?!
- Klaus jest hybrydą. Na niego sztylet nie działa.
- A ty? Czy ty wiedziałeś, gdzie są moi przyjaciele?
Wampir nie odpowiedział. Wyrwałam się z jego objęcia i pomaszerowałam samotnie w stronę domu. Jak mogłam być taka głupia i im zaufać, a oni wciągnęli w tą grę niewinnych ludzi, którzy są najbliżsi mojemu sercu. Trzymali ich w średniowiecznej celi! Na samą myśl po moich policzkach płynęły łzy. Wkurzona szybkim ruchem otarłam policzki i zabrałam się za otwieranie drzwi.
- Widzę, że Kol oświecił cię co do Klausa – usłyszałam  za sobą niski głos Eleny, a raczej Katheriny.
- I słono za to zapłacił – powiedziałam odwracając się w jej stronę.
- Uratujemy go – powiedziała pewnie.
- Nie brakuje mi go.
- Ale chcesz dobrać się do skóry Klausowi – powiedziała zakładając ręce na piersi i spoglądając na mnie spod przymrużonych oczu.
- Masz rację, Katerino – odpowiedziałam podchodząc do niej – A więc co mam robić?
- Jak na razie pokaż Klausowi, że nadal będziesz z nim współpracować, a ja znajdę pierwotnego łowcę.
- Jesteśmy w kontakcie- skinęłam głową i już po chwili nie było wampirzycy. 
________________________________________________________
Ps.: W zakładce ' Bohaterowie' zmieniłam wygląd Amelii. Mam nadzieję, że ten wam bardziej przypadnie do gustu.

sobota, 18 maja 2013

Rozdział 31



- Zniszczyć Klausa – powiedziała uśmiechając się z wyraźnym zadowoleniem z siebie.
- Jak chcesz zabić Pierwotną hybrydę – zapytałam z wyczuwalną drwiną w głosie. Czy ta kobieta nie wiedziała, że porywa się z motyką na słońce?
-Powiedzmy, że na świecie oprócz pierwotnych wampirów mamy też pierwotnego łowcę. Natura kocha równowagę.
- Dobrze, ale co ja mam z tym wspólnego?
- Nie pozwolę ci aktywować wilkołaczego genu.
-Zrobię wszystko co Klaus będzie mi kazał. Tylko on może uratować moich przyjaciół.
Dziewczyna zaśmiała się gardłowo, jakby nie mogąc uwierzyć jak bardzo jestem naiwna.
- Przekonasz się jak bardzo nie można ufać pierwotnemu – powiedziała i po prostu rozpłynęła się w powietrzu.
Stałam tam jeszcze przez jakiś czas, oczekując na powrót wampirzycy. Miałam nadzieję, że wyjaśni mi o co chodzi. Jednak już po chwili wiedziałam, że czekanie jest bezcelowe. Katerina odezwie się kiedy sama będzie tego chciała. Zawróciłam powrotem do domu i zadzwoniłam do Alarica z przeprosinami, że nie pojawiłam się na treningu.
W piątek od rana wszyscy wokół mnie mówili o nadchodzącym balu u Mikealsonów. Ta atmosfera nie co mi się udzieliła, kiedy kupowałam z Caroline ostanie dodatki do mojej sukienki. Dziś miała się odbyć moja pierwsza randka z Damonem – moim przyrzeczonym. Nadal nie wiedziałam czy chce się wpakować w związek z wampirem, ale na pewno nie chciałam umrzeć. Po szkole wróciłyśmy z Caroline, Bonnie i Eleną do mnie do domu i rozpoczęłyśmy wielkie szykowanie. Robiłyśmy sobie nawzajem fryzury i makijaże, a przy tym śmiałyśmy się do upadłego. W końcu każda pięknie ubrana, uczesana i umalowana stanęła przed lustrem, gdzie razem zrobiłyśmy sobie pamiątkową fotografię. Każda z nas wyglądała pięknie. Już po naszych strojach mogłam wywnioskować, że bal u pierwotnych jest organizowany z wielkim rozmachem. Równo o osiemnastej pojawili się nasi mężczyźni by zabrać nas do willi Mikealsonów. Pierwszy do domu wszedł Jeremi, a za nim bracia Salvatore. Chłopaki mieli na sobie białe koszule, czarne garnitury i muchę pod szyją. Pierwszy raz zobaczyłam Damona nie ubranego całkowicie na czarno. Przez dłuższy czas nie mogłam się przyzwyczaić do jego nowego wyglądu. Wyglądał jak zawsze zniewalająco seksownie. Ciało idealnie wykrojone jak z marmuru zapierało mi dech w piersiach, a biel koszuli podkreślała jego niebieskie oczy.
-  A ty Blondi idziesz sama? – zapytał rozbawiony Damon.
- Nic ci do tego – odpowiedziała spokojnie Caroline. Wtedy rozległo się  delikatne pukanie do drzwi. Wszyscy spojrzeliśmy w ich stronę, a na ustach czarnowłosego pojawił się szeroki uśmiech. Jako pani domu podeszłam do drzwi i powoli jej otworzyłam. O framugę opierał się Klaus ubrany w czarny frak. Stałam przez chwilę z rozdziawioną buzią. Pierwotny we fraku? To równie dziwne jak to, że Damon założył białą koszulę. Hybryda zdecydowanie gustował w szykownych, ale luźnych ubraniach.
- Mogę wejść ? – zapytał swoim brytyjskim akcentem, unosząc jedną brew do góry. Obróciłam się w stronę blond wampirzycy zadając nieme pytanie.
- Nie zgodziłam się nigdzie z tobą iść – powiedziała zirytowana Caroline.
Pierwotny posłał jej pół uśmiech i przechylił nie co głowę, wyciągając dłoń do przodu. Twarz wampirzycy spłonęła rumieńcem. Powoli zgrabnie podeszła do drzwi i ujęła dłoń Niklausa. Już razem odeszli w stronę samochodu. Powoli zamknęłam drzwi i nadal zdziwiona tym co przed chwilą się stało odwróciłam się w stronę reszty gości.
- Co to było?
- Zakochane zło świata – powiedział Damon, podchodząc do mnie i podając ramię – Czas iść na bal.
Wszyscy skierowaliśmy się w stronę willi Mikealsonów wolnym spacerkiem. Za chwilę miałam poznać resztę pierwotnych. Jak do tej pory znałam tylko Klausa i Rebekah. Idąc u boku Damona nie miałam czego się bać. Jego dotyk sprawiał, że lekko drżałam i jednoczenie czułam się niesamowicie ważna. Ta więź chyba wyżarła mi mózg. Powoli  wkroczyliśmy do ogromnego salonu pełnego ludzi ( a raczej nie tylko ludzi) w rożnym wieku. Przy drzwiach stał kelner rozdając wszystkim szampana z nieobecnym wzrokiem. Zapewne pierwotni zadbali, aby ich tajemnica nie wyszła na jaw. Tuż przy marmurowych schodach znajdujących się w centrum salonu stała samotnie Caroline. Wskazałam ją lekkim skinieniem głowy Damonowi. Podeszliśmy do niej.
- Hej, Caroline, gdzie masz Klausa? – zapytałam ostrożnie.
- Zaraz zobaczysz tradycyjne rozpoczęcie balu u pierwotnych – powiedziała szeroko się uśmiechając. Rzeczywiście zaraz na szczycie schodów pojawiły się cztery postacie. Rozpoznałam w śród nich Klausa i Rebekah. Szli jako pierwsi w dół schodów. Za nimi szło dwóch mężczyzn. Pierwszy był wyraźnie najstarszy z rodzeństwa. Wyglądał dostojnie i pewnie. Natomiast drugi wyglądał bardzo młodo, a na jego ustach igrał złośliwy uśmieszek. Zeszli powolnym krokiem do połowy schodów. Tam się zatrzymali i unieśli w górę swoje kieliszki. Wszyscy jak zaczarowani patrzyli na nich i powtórzyli ich ruch. Ja także niepewnie uniosłam kieliszek w górę sprawdzając, czy Damon także to robi.
- Witamy wszystkich przybyłych na tegoroczny bal – rozpoczął przemowę najstarszy z rodzeństwa.
- Jesteśmy bardzo szczęśliwi mogąc was tu gościć – powiedziała Rebekah.
- Wznieśmy toast za naszą rodzinę – powiedział Kol jakby nie co znudzony.
- Na zawsze razem, rodzina Mikealsonów – zakończył Klaus i pierwotni wypili zawartość swoich kieliszków. Wszyscy powtórzyli ten czyn, a potem rozległy się oklaski.
- W swoich kielichach mają swoją krew zmieszaną. W ten sposób stają się jednością na około dwadzieścia cztery godziny. Jeśli jedno zginie, zginą wszyscy.
- Nie boją się – zapytałam zdziwiona.
- Można ich zabić tylko za pomocą kołka z białego dębu. Ostatni jest własnością Klausa. Po za tym jeśli oni zginą to z nimi wampiry które stworzyli, czyli tak naprawdę wszystkie wampiry świata, a jeśli my zginiemy to i wilkołaki i inne magiczne stworzenia. W naturze musi być równowaga.
- Już mi to ktoś ostatnio mówił – mruknęłam pod nosem.          
- Zapraszamy do naszego tradycyjnego tańca – powiedział Klaus i wraz z Caroline poprowadzili wszystkie pary do sali obok.
- Damon, ale ja nie umiem tego tańczyć – powiedziałam spanikowana. Bal to nie dyskoteka.
- Spokojnie. Daj się poprowadzić – powiedział unosząc mi głowę tak abym mu spojrzała w oczy. Powoli ruszyliśmy. Muzyka była delikatna i sprawiała, że w tańcu płynęliśmy. Nie wiem jakim cudem, ani razy nie pomyliłam się w tańcu. Silne ramiona niebieskookiego podtrzymywały mnie podpowiadały co mam robić. Szybki obrót i znalazłam się znów w czyichś ramionach. Nastąpiła zmiana partnerek. Powoli uniosłam głowę i napotkałam złośliwy uśmieszek, który może należeć tylko do najmłodszego brata Niklausa. Jego dotyk nie sprawiał mi przyjemności, a po za tym pod jego czujnym, zimnym wzrokiem czułam się nie za bezpiecznie.
- Czyżbym miał zaszczyt poznać nową zabawkę Damona i Klausa?
- Nie jestem niczyją zabawką – odpowiedziałam hardo co wyraźnie jeszcze bardziej go rozbawiło.
- Jak ci na imię?
- Amelia.
- Kol. A więc Amelio, mam nadzieję, że rozmawiałaś już z Katheriną?
Na jego słowa ciało mi napięło. Jak to możliwe?
- Widzę, że już rozmawialiście. To bardzo dobrze – powiedział ciesząc się jak dziecko.
- Chyba nie  powiesz mi, że z nią współpracujesz?
- A jak myślisz? Nie lubię leżeć w trumnie przez kilka wieków – powiedział mi do ucha – Muszę ci coś pokazać. Za pół godziny wyjdź sama przed dom – powiedział po czym wykonałam obrót i znów znalazłam się w ramionach Damona. Przywarłam do niego na tyle mocno na ile pozwalał mi taniec.
- Chyba nie polubiłaś uroczego Kola – zapytał żartobliwie.
- Jest przerażający.
- Jak ta cała popaprana rodzinka – zaśmiał się czarnowłosy  - Może zechcesz iść ze mną na spacer? Mam dość tego zatłoczonego miejsca.
- Myślę, że to dobry pomysł – powiedziałam z lekkim uśmiechem. Wampir za rękę wprowadził mnie lawirując miedzy tańczącymi parami, a następnie poprowadził mnie do dużego ogrodu z oświetloną świecami altanką.
- Pięknie tu – powiedziałam z zachwytem.
- To moje ulubione miejsce podczas corocznych balów – powiedział i sięgnął za ławkę na której przysiedliśmy i wyjął butelkę Burbona. Roześmiałam się z tego jak przytulił butelkę i lekko pogłaskał. Po czym sam wybuchł śmiechem.
- Chcesz trochę? – zapytał.
- Daj – powiedziałam nadal rozbawiona.
- Jak dasz buziaka to dam łyka – powiedział uśmiechając się zadowolony z siebie. Szybko cmoknęłam go w policzek i chciałam się odsunąć, ale nie dałam rady. Wampir objął mnie nie dając mi się odsunąć. Mój oddech nie co przyśpieszył znajdując się tak blisko niego. Wiedziałam co chce zrobić, ale najgorsze było to, że ja też tego chciałam . Jego usta w końcu dotarły do moich. Pocałował mnie delikatnie jakby bojąc się, że zaraz mnie spłoszy. Mimowolnie oddalam pocałunek czując smak jego ust. 
________________________________________________________________

Przepraszam za tak długą nieobecność. Mam nadzieję, że nadal ktoś czytam moje wypociny ;*

sobota, 20 kwietnia 2013

Rozdział 30



Przeniósł mnie do sypialni i powoli ułożył na łóżku. Byłam oczarowana falą spokoju i energii, która napływała do mojego ciała. Uczucie było cudowne, ale jego powód nie pozwalał mi na uśmiech.
- Lepiej ? – zapytał siadając obok, Damon.
- Tak – odpowiedziałam cicho. Do tej pory zaprzeczałam istnieniu naszej więzi jednak po dzisiejszym wydarzeniu nie miałam innej możliwości, jak po prostu ją zaakceptować.
- Mogłaś zadzwonić.
- Wiem, ale ciągle myślałam… miałam nadzieję, że to grypa.
Czarnowłosy z westchnieniem podniósł się z łóżka.
- Nie idź! – wyrwało mi się niespodziewanie z ust.
Wampir spokojnie odwrócił się w moją stronę i posłał mi delikatny uśmiech.
- Chciałem tylko zaparzyć ci herbaty – odpowiedział z rozbawieniem.
Na mojej twarzy wykwitł rumieniec. Co ja w ogóle wyrabiałam?
- Przepraszam, ja… ja po prostu nie czuje się jeszcze dobrze – odpowiedziałam jąkając się. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Kiedy tylko wyszedł zaparzyć herbatę wstałam z łóżka i pobiegłam do łazienki przemyć twarz zimną wodą z nadzieją, że mnie pobudzi i przestane wygadywać głupoty. Może to przez moją dziwną chorobę, naszą więź, a może przez to, że niemal już zapomniałam jak bardzo jest przystojny. Kiedy wróciłam do pokoju zastałam go już czekającego na mnie. Ostrożnie odebrałam od niego kubek z parująca cieczą i usadowiłam się powrotem na łóżku.
- Myślę, że powinniśmy porozmawiać – rozpoczął niebieskooki.
W odpowiedzi pokiwałam powoli głową. Sytuacja była trudna i nadal mnie przerażała.
- Ale nic na siłę – dopowiedział widząc moją skrzywioną minę.
- Nie, masz rację. Powinniśmy porozmawiać. Chciałabym się dowiedzieć wszystkiego na temat więzi.
- Nazywa się ona przyrzeczeniem. Proszę, pytaj o co chcesz.
- Co ona dla mnie oznacza? Chodzi mi o przyszłość.
- Podczas rytuału została ci podana moja krew, która dzięki magii umiejscowiła się pod twoim sercem. Dlatego mogę wywierać na tobie wpływ i jednoczenie kiedy umrzesz zostanie ona uwolnione.
- To znaczy?
- Przemienisz się w wampira.
Szczęka opadła mi do samej ziemi. Wiem, że mogłam się spodziewać, że jako przyrzeczona wampira, będę musiała sama zostać nieśmiertelną, ale i tak ta informacja bardzo mną wstrząsnęła. Może dlatego, że tak naprawdę nie mogłam uniknąć przemiany ?
- Na razie nie musisz się tym martwić – próbował mnie uspokoić, Damon.
- Mam nie dużo czasu. Pewnie będziesz chciał, abyśmy byli w porównywalnym wieku… - myślałam głośno – czyli zostało mi …
- Jakieś pięć lat, więc spokojnie. Na razie zajmijmy się bliższą przyszłością.
- Dobrze – odpowiedziałam z głośno bijącym sercem.
- Zacznijmy wszystko od nowa.
- Jak to sobie wyobrażasz ?
- Idź ze mną na bal do Mikealsonów.
- Nie mogę. Obiecałam Caroline, że pójdziemy razem jako wolne kobiety.
Na te słowa Damon wybuchnął głośnym śmiechem.
- Czemu się śmiejesz? – zapytałam nie co urażona.
- Myślisz, że Klaus odpuści Caroline? – powiedział nadal się śmiejąc.
- Fakt. W końcu sama miałam ją do tego na mówić.
- Więc jak będzie?
- Chyba nie bardzo mam wyjście – burknęłam w odpowiedzi.
- Odprowadzisz mnie do drzwi? – zapytał wstając i delikatnie mierzwiąc sobie kruczoczarne włosy.
Posłusznie podniosłam się i powędrowałam z nim do wejścia. Przyglądałam się jak spokojnie zakłada swoją skórzaną kurtkę, a potem odwraca się w moją stronę. Spokojnie zrobił kilka kroków w moją stronę, patrząc mi prosto w oczy. Serce nieco mi przyśpieszyło, ale to raczej nie był wynik strachu. Nie mogłam odwrócić wzroku od jego zniewalających oczu. Potem poczułam delikatne muśnięcie jego ust na czole i czułe „Dobranoc”.
Z transu wyrwałam się dopiero kiedy czarnowłosy wyszedł z domu. Czułam się jakbym przez te kilka chwil nie oddychała. Co się ze mną dzieje? Przecież powinnam go nienawidzić ! Warknęłam na siebie i pomaszerowałam do sypialni.

Kolejnego dnia obudziłam się dość wcześnie. Nie mogłam się spóźnić na trening z Alarickiem, więc szybko ubrałam wygodny dres i zjadłam lekkie śniadanie po czym szybko wybiegłam z domu. W moim małym ogródeczku stała Elena. Wyglądała nie co inaczej. Jej ubrania były ciemne i dość obcisłe, a włosy pofalowane.
- Eleno, czemu nie wchodzisz do środka? – zapytałam uśmiechając się na jej widok.
- A mogę wejść, Amelio? – zapytała się zadziwiająco niskim głosem, pełnym pogardy. Zrobiła kilka nadzwyczaj zgrabnych kroków w moją stronę.
- Katerina?
- Słowianka?
- Owszem, mam korzenie sięgające Polski.
- Bardzo miło mi poznać bystrą Polkę – powiedziała podchodząc jeszcze bliżej.
- Czego chcesz?
- Zniszczyć Klausa…

Łączna liczba wyświetleń