sobota, 23 lutego 2013

Rozdział 24



Przez większą część nocy nie mogłam zasnąć. Leżąc myślałam o rozmowie z Paulem. Możliwe, że jestem naiwna i dałam się omotać Klusowi, a co za tym idzie także Damonowi. Jednak nie miałam pewności czy nie jest wręcz odwrotnie. Może to Paul próbuje namieszać nam wszystkim w życiu. Może to on jest tu tym złym.
Do tego jutro miałam powrócić do miejsca, z którego uciekłam kilka tygodni temu. Do miejsca gdzie moje spokojne życie wywróciło się na zawsze do góry nogami. Wiedziałam, że będę musiała okłamać rodziców co do mojego towarzysza i przenocować go narażając ich życie. Powinnam także odwiedzić grób Ericka, ale nie byłam pewna, czy to ma jakiś sens. W końcu mój zmarły chłopak ostatnio dość często mnie odwiedza po za grobem.
Mój umysł uwolnił się od problemów dopiero nad ranem. Od razu odpłynął w krainę marzeń sennych, które tym razem nie były ani odrobinę miłe.
Leżałam na kamiennej posadzce jakiejś ciemnej jaskini. Chłód i jej wygląd przypominał grobowiec. Moje ciało było skrępowane grubym sznurem, a jego koniec trzymał w swoich dłoniach Damon. Twarz miał wykrzywioną w swoim firmowym półuśmieszku. Co jakiś czas szarpał za linę powodując moje przesuwanie się po ostrych kamieniach leżących pode mną . Sprawiał mi ogromny ból, ale w żadne sposób nie chciał przestać nawet jeśli go o to błagałam.
- Wstawaj – usłyszałam jego szyderczy głos.  Z całych sił chciałam wykonać jego polecenie jednak nie mogłam się nawet lekko unieść. Jego śmiech odbił się kilkakrotnie od ściany grobowca.
- Zaraz musimy jechać. Wstań, księżniczko – słyszałam ponownie. Mój umysł powrócił do rzeczywistości. Powoli otworzyłam oczy, aby ujrzeć nad sobą znienawidzoną twarz.
- Znów o mnie śniłaś? – zapytał puszczając mi oczko.
- Chciałbyś – odpowiedziałam, nadal zaspanym głosem.
Wampir nie zwracając na mnie uwagi podszedł do komody i zaczął grzebać w mojej bieliźnie. O nie doczekanie! Wyskoczyłam z łóżka zabierając z sobą poduszkę. Podeszłam do Damona i zamachnęłam się nią , i… oczywiście mi uciekł śmiejąc się radośnie.
- Psychol – powiedziałam sama do siebie.
- Załóż ten czerwony komplecik  - krzyknął z korytarza.
- Maniak seksualny!
Boże, jak ja z nim wytrzymam dwie doby? Przecież my się pozabijamy!
Ubrałam się szybko starannie omijając wspomniany wcześniej ,,czerwony komplecik’’. Wrzuciłam jeszcze kilka rzeczy do torby i byłam gotowa. Zakładając po drodze czarne, długie kozaki i tego samego koloru skórzana kurtkę, pognałam do kuchni. Zabrałam pani Flowers pyszną kanapkę z szynką i wyszłam przed dom. Czarnowłosy pakował właśnie swój bagaż do bagażnika, więc wzięłam kilka głębszych oddechów i poszłam w jego ślady.
- Gotowa? – zapytał otwierając przede mną drzwi pasażera.
- Myślę, że tak – odpowiedziałam i wsiadłam do samochodu, mając nadzieję, że przeżyje ten wyjazd.
Damon już po chwili siedział na miejscu kierowcy i odpalał swój ukochany samochodzik. Jednak zamiast ruszyć pochylił się w moją stronę i złapał za brzeg bluzki, ściągając mi ją z ramienia. Naszym oczom ukazało się czerwone ramiączko. Nie! To nie możliwe! Byłam pewna, że wkładałam czarny biustonosz. Moja twarzy oblała się rumieńcem.
- Wiedziałem – powiedział cicho Damon z dziwnym uśmiechem i wyjechał podjazdu przed pensjonatem na niewielką dróżkę, a ja nie mogłam pozbyć się uczucia, że to słowo miało drugie, ukryte dno.
Damon
Musiałem sprawdzić siłę naszego przyrzeczenia. Okazuje się, że zaczęło się naprawdę rozwijać. Jeszcze tydzień temu dziewczyna nie zrobiła by nic dla mnie, a teraz robi wszystko co każe i nawet nie zdaje sobie z tego sprawy. To bardzo ważne dla naszej przyszłej akcji. Jeśli mam jej wyjawić prawdę muszę mieć pewność, że uda mi się ją zatrzymać przed odejściem ,a nawet przekonać do własnych racji. Na pewno nie będzie z tego powodu zadowolona, ale cóż to ona jest moja, a nie ja jej.
- Jaki jest plan naszej wycieczki? – zapytałem, aby przerwa panującą po między nami ciszę, która trwała już zdecydowanie za długo.
- Najpierw chce jechać do szkoły. Jeśli znał moich przyjaciół musiał chodzić do mojej szkoły. Jeśli tam nic nie znajdziemy to pojedziemy do biblioteki. Tam w bazach mają spis wszystkich mieszkańców Los Angeles, wraz z adresami. Potem chce pojechać na cmentarz…, a potem do domu – powiedziałam nie patrząc na mnie.
- Myślisz, że w tej bibliotece znajdziemy coś o Jedności Los Angeles?
- Na pewno. Pamiętam jak tuż przed moim wypadkiem bardzo tą organizacją interesowała się Ana. To ona jako pierwsza zniknęła w tajemniczych okolicznościach – powiedziałam nadal unikając mojego wzroku. Byłam z tym naprawdę słodka.
- Mam nadzieję, że chociaż wieczorem otrzymam sytą kolację – powiedziałem, chcąc ją nie co wkurzyć, aby spojrzała na mnie tymi swoimi czekoladowymi oczami, w których błyszczą ogniki furii.
- Ani mi się waż tknąć moich rodziców! – wrzasnęła wbijając we mnie nienawistne spojrzenie. O tak! Tego oczekiwałem.
- Kto powiedział, że chce twoich staruszków? – zapytałem pochylając się w jej stronę, nie patrząc na drogę i tak nie było szans na wypadek. Uniosłem dłoń i dotknąłem jej delikatnej skóry na policzku, pod którą przepływała ciepła i smakowita ciecz. Ile dałbym, aby jej znów skosztować. Tamtej nocy było mi naprawdę ciężko się oderwać.
Uśmiechnąłem się kiedy Amelia delikatnie zadrżała pod wpływem mojego dotyku.
Amelia
Czemu ja musze tak na niego reagować! Czemu! Wystarczy, że dotknie mnie, a ja spojrzę w jego głębokie niebieskie oczy, w których tonę z przyjemnością. Powinnam się go bać, a ja zamiast tego najchętniej pochyliłabym się i posmakowała jego idealne usta. Jednym dotykiem mógł mnie doprowadzić do szaleństwa.  Kiedy myślałam, że nie ma już odwrotu kontem oka zobaczyłam, że wjeżdżamy do lasu, w którym prawie dwa miesiące temu zginął Erick. Emocje gwałtownie się zmieniły.
- Patrz na drogę – powiedziałam cierpko, odwracając się w stronę okna.
Wspomnienia uderzyły we mnie ogromną falą. Znów widziałam ostatni uśmiech mojego zmarłego chłopaka, jego rozszarpana tętnicę i magnetyczne czarne oczy napastnika. Zamknęłam oczy i potrząsnęłam głową chcąc jak najszybciej pozbyć się obrazów. Na swojej dłoni poczułam delikatny uścisk dłoni Damona. Okropne obrazy automatycznie zniknęły z mojej głowy. Udało mi się nawet lekko uspokoić.
- Na pierwszym skrzyżowaniu skręć w prawo. Za nim zaraz stoi szkoła, do której jedziemy – powiedziałam zadziwiająco spokojnym głosem.
Kiedy wampir parkował na niewielkim parkingu na terenie szkoły, zabrał swoją rękę z mojej. Poczułam się samotna i opuszczona. Ta szkoła za bardzo przypominała mi dobre chwile spędzone z przyjaciółmi. Nie miałam ochoty wysiadać i rozmawiać z ludźmi, którzy znów będą na mnie spoglądać ze współczuciem wypisanym na twarzy. Dobrze, że nie było tu dużo dzieciaków. Była sobota. Wszyscy odpoczywali w domu , po za małą grupą sportowców, biegających po boisku. Chętnie schowałabym głowę w kapturze, ale nie posiadałam go niestety.
- Idziesz? – usłyszałam pytanie Damona.
- Tak – odpowiedziałam twardo. Nie chciałam, aby myślał, że jestem słabym człowiekiem.
 ________________________________________________________
Rozdział mało ciekawy, ale uznajmy go ciszą przed burzą, która rozpęta się w następnych rozdziałach.
Dostałam wiele nominacji od moich czytelników. Obiecuje, że jak tylko będę miała czas to zabiorę się za odpowiadanie na pytania, a jak na razie bardzo chce wam za te nie podziękować :* Są one dla mnie bardzo ważne.
Postaram się też nadrobić moje braki w waszych rozdziałach.
Pozdrawiam ;*

czwartek, 14 lutego 2013

Rozdział 23

Resztę drogi starałam się nie patrzeć na jezdnie. Bałam się, że znów zobaczę Ericka. Wystarczy, że jego słowa nadal pobrzmiewały mi w uszach. O jakim przeznaczeniu on mówił? Czy to wytwór moje wyobraźni, a może duchy naprawdę istnieją?
- Rozmowa z Klausem tak bardzo cię rozstroiła? – zapytał Damon.
- Nie… Nie, czemu pytasz?
- Wyglądasz na jakąś zdenerwowaną, zlęknioną – powiedział marszcząc brwi.
- Od kiedy ty się mną martwisz? – zapytałam opryskliwie.
- Młoda, bądź milsza – zagroził, a resztki zmartwienia ostatecznie zniknęły z jego twarzy. Wiem, nie powinnam drażnić wampira. Jednak przepraszać też nie zamierzam. Szybko wysiadłam z samochodu i pognałam do pensjonatu. Chciałam jak najszybciej położyć się spać, bo jutro czeka mnie kolejny męczący trening. Nie chcę pamiętać dzisiejszego spotkania z moim zmarłym chłopakiem. Do tego ta sprawa z Klausem i nowym chłopakiem w szkole. Wszystko mnie przerastało.
Jednak plany pokrzyżowała mi pani Flowers. Zaciągnęła mnie siłą do kuchni, twierdząc, że ostatnio mało jem. Trudno się kłócić ze starszą panią, więc posłusznie zjadłam kilka naleśników i w końcu udałam się do sypialni. Po szybkim prysznicu, runęłam na łóżko jak kłoda. Byłam wyczerpana fizycznie i psychicznie. Szybko zapadłam w głęboki sen.
Śniłam o łące pełnej kwiatów i motyli. Leżałam na niej wygrzewając się na słońcu i przypatrując się tym wszystkim cudom natury wokół, kiedy nagle coś mnie przywróciło do rzeczywistości. Podniosłam zmęczone powieki do góry i ujrzałam twarz Ericka. Z ust wyrwał mi się wrzask.
- Znajdź swoje przeznaczenie. Tylko tak odnajdziesz siebie – powiedziała zjawa i zniknęła.
Dyszałam, leżąc w łóżku z łomocącym sercem. Miałam zaciśnięte powieki. Bałam się je znów otworzyć, kiedy usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
- Amelka, wszystko w porządku? – usłyszałam głos starszego Salvatore.
- Tak -  odpowiedziałam.
- Wydawało mi się, że słyszałem twój wrzask – powiedział i tak wchodząc do pokoju.
- Musiało mi się coś przyśnić – odpowiedziałam szybko.
- Twoje serce bije, jakby biegło maraton – powiedział, uśmiechając się łobuzersko – Co ci się śniło, że obudziłaś się z wrzaskiem? – zapytał, rozsiadając się obok mnie na łóżku.
- Chciałeś mnie pocałować. To było okropne – zrobiłam zniesmaczoną minę.
Widać zabolały go moje słowa, bo zrobił minę obrażonego dziecka i wstał z łóżka kierując się do wyjścia.
- Zaczekaj – powiedziałam, sama nie wiedząc czemu. Może najzwyczajniej w świecie bałam się samotności i ciemności?
- O co chodzi?
- Nie chcę zostać sama.
W odpowiedzi wampir popatrzył na mnie, szukając powodu mojej prośby.
- Damon, ja widzę ducha Ericka. Mojego zmarłego chłopaka – powiedziałam przestraszonym głosem.
-Hej, spokojnie – powiedział, siadając powrotem na łóżku.
- Wiem, zwariowałam – mówiłam niemal płaczliwie. Nie mogłam się znów przy nim rozpłakać.
- Nie zwariowałaś. Tak czasem się dzieje. Brat Eleny też widzi duchy swoich zmarłych dziewczyn.
- Naprawdę?
- Tak, kochana. Wszystko jest z tobą w porządku – powiedział i przygarnął mnie do siebie.
- On mówi coś o przeznaczeniu… - powiedziałam cicho, a Damon wyraźnie zesztywniał.
- Coś nie tak? – zapytałam
- Nie, nie! Kładź się spać, ja tu będę przy tobie. Nie bój się.
Nadal cała się trzęsąc, ułożyłam się ponownie na łóżko. Chłopak położył się obok mnie. Wyglądał na bardzo zamyślonego.
- Damon, powiesz mi co ukrywacie przede mną z Klausem? – zapytałam z nadzieją.
- Jeszcze nie teraz. Mam nadzieję, że nie masz treningu z Alarickiem w sobotę, bo zamierzam zabrać cię na małą wycieczkę.
- Wiesz czemu się spotykam z Saltzmanem? – zapytałam cicho.
- Tak, wiem, wiem… Może się kiedyś zmierzmy? – zapytał ruszając zabawnie brwiami. – Uwierz, ja jestem lepszym i przystojniejszym nauczycielem.
- Nie wątpię – zachichotałam. Wreszcie odrobinę się rozluźniłam. Nie wiem jakim cudem, ale naprawdę zaczęłam lubić tego sadystę.
- Śpij już, bo Rick nie lubi jak ktoś się spóźnia.
Posłusznie zamknęłam oczy. Przed zaśnięciem poczułam jeszcze delikatny pocałunek na moim policzku, a może tylko mi się przyśnił?
Damon
Dziewczyna szybko zasnęła. Widać było, że wszystkie wydarzenia bardzo ją wykończyły. Jest taka delikatna, a tak wiele ma na głowię. Czy naprawdę mogę być takim egoistą i dołożyć jej zmartwień? Nie mam wyjścia. Skoro już duchy chcą ją naprowadzić do prawdy, to powinienem jej ją wyjawić. Zresztą jestem egoistą! Chce mieć ją już całą tylko dla siebie.
Amelia
Przez kolejne dni pracowałam głównie nad swoją formą fizyczną i na zdobyciu minimalnego zaufania nowego chłopaka. Musiałam pokazać mu, że już nie zadaje się z wampirami i jednocześnie wypytać dyskretnie o informacje, które interesowały Klausa. W końcu zebrałam naprawdę pokaźną ilość wiadomości, ale nic, co mogłoby pomóc mi w odnalezieniu przyjaciół.
Właśnie szłam w stronę baru, gdzie miałam się spotkać z Klausem. Wiedziałam już, że moje informacje nie są ciekawe, więc nie mam co liczyć na pomoc hybrydy. Nic na to nie mogłam poradzić, że ten nowy był bardzo skryty. Wiedziałam… Czułam, że coś ukrywa, ale nigdy nie zdradził się ani słowem. Im bliżej byłam Grilla, tym bardziej się bałam. Co jeśli Niklaus się na mnie wkurzy? Rozszarpie mnie i zje na obiad!
Odnalazłam go przy najbardziej oddalonym od wejścia stoliku. Zrobiłam kilka głębszych wdechów i ruszyłam w jego stronę.
- Witaj, Amelio – powiedział nawet się nie odwracając. Troszkę mnie tym zaskoczył.
- Witaj, Klaus – odpowiedziałam. Wtedy blondyn wstał i delikatnie ucałował mnie w rękę, po czym odsunął mi krzesło obok i przytrzymał je kiedy siadałam. Poczułam się jakoś inaczej. Jakby bardziej doceniona, mimo że gest był wycięty niemal z średniowiecza.
- Napijesz się może czegoś?
- Tak, poproszę kawę – odpowiedziała, a hybryda z gracją uniósł rękę przywołując kelnera. Jak na moje nieszczęście dziś pracował Matt. Chłopak posłał mi spojrzenie z serii ,, Pogięło cię?! ”
- Poprosimy dwie kawy – powiedział wolno Klaus, jakby uważał, że kelner jest niespełna umysłu.
- Więc opowiadaj, co się dowiedziałaś, kochana?
- Chodzi o to, że nie za wiele. Chłopak to Paul Ronan, ale pewnie już to wiesz. Wiem jakie ma hobby, jakie jedzenie lubi, a jakiego nie. Jakimi językami włada i inne bzdury. On ani razu nie zająknął się na temat wampirów lub innych stworzeń, a kiedy zaczynałam temat Alice, on zmieniał go lub mówił, że musi już iść. Może jest troszkę bardziej agresywny, niż reszta dzieciaków. Wpada w szał z byle powodów, ale nic więcej.
Klaus pokiwał głową ukazując rząd białych zębów. On się cieszy, czy przystępuje do ataku? Bo przy jednej i drugiej czynności miał podobny wyraz twarzy.
- Wiem, że to niewiele, ale daj mi jeszcze tydzień, a coś z niego wyduszę – paplałam, byle tylko nie przyszło mu do głowy, że jestem bezużyteczna.
- Nic ci nie powie. Może jutro dowiecie się czegoś więcej z Damonem w Los Angeles.
- Na pewno – zapewniłam go.
- Cieszę się, że palisz się do współpracy – powiedział upijając mały łyk kawy, którą przyniósł mu Matt. – Ja też nie próżnowałem. Powiedzmy, że chyba wiem, gdzie przebywają twoi przyjaciele. Jak się dobrze spiszecie jutro, to może i osobiście sprawdzę, czy poszlaki są prawdziwe.
- Dziękuje – powiedziałam lekko się rozluźniając.
- Oh… Byłbym zapomniał. Mam dla ciebie zaproszenie od Rebekah na bal, który co roku wydaje nasza rodzina. Więcej wyjaśni ci Elena – powiedział podsuwając mi beżową kopertę.
- Miło mi. Na pewno się pojawię – powiedziałam z lekki uśmiechem.
- Może mogła byś jeszcze coś dla mnie zrobić?
- Jeśli będzie to wykonalne.
- Porozmawiaj z Caroline. Chciałbym, żeby pojawiła się na tym balu – powiedział dziwnie poważnym głosem.
- Zobaczę co da się zrobić, a teraz przepraszam. Jest już późno, a mnie czeka jutro długa podróż.
- Oczywiście – powiedział podnosząc się razem ze mną. – Pozdrów rodziców.
Skinęłam krótko głową i wyszłam z baru. Jak tak dalej pójdzie, to polubię także Klausa. Może on nie jest aż tak zły? Jak na razie nie wpakował mnie w niebezpieczeństwo, tak jak się obawiałam. No, w sumie zależy jak zareaguje na moje słowa Caroline. Zaśmiałam się cicho na tę myśl i zaczęłam szukać kluczy do samochodu w swojej przepastnej torbie.
- Tak myślałem, że nie można ufać dziewczynie bratającej się z zabójcami – usłyszałam słowa Paula. Stał z drugiej strony mojego samochodu z wkurzoną miną.
- Przestraszyłeś mnie.
- Jak możesz lubić kreatury, które zabiły ci chłopaka?
- Klaus chce pomóc odnaleźć moich przyjaciół – na te słowa chłopak wybuchł śmiechem.
- Doprawdy? Jaka ty jesteś naiwna – powiedział i odszedł.
- Zaczekaj! O czym ty mówisz? – zawołałam za nim, ale Paul nie zwrócił na to uwagi. 

_____________________________________________________________________________________________________
Rozdział dedykuje Inez, za to że wytrzymuje moje gorsze dni;*
Oraz dla Huberta, który twierdzi, że jestem dobrą pisarką ;*
Pozdrawiam :*

sobota, 9 lutego 2013

Rozdział 22

Klaus był niewiarygodnie uprzejmy. Zaprowadził mnie do przestronnego salonu i kazał usiąść na jednym ze skórzanych foteli, po czym zaproponował coś do picia. Jednak ja byłam za bardzo zdenerwowana by cokolwiek wypić, więc podziękowałam grzecznie. Hybryda nie zgodziła się z moim wyborem, nalewając nam po kieliszku szampana.
- Będziemy coś świętować? – zapytałam, spoglądając na unoszące się bąbelki w żółtawym płynie.
- Owszem, nasze spotkanie i wzajemną pomoc – powiedział, lekko trącając mój kieliszek. Jego słowa lekko mnie zaniepokoiły, ale powtarzając jego czyn, wypiłam odrobinę szampana.
- Piękny dom – powiedziałam, aby uniknąć niezręcznej ciszy.
- Oh… Dziękuję – powiedział z uśmiechem – Wiele pracy w niego włożyłem, ale nie po to się spotkaliśmy. Czas przejść do konkretów, bo zapewne nie długo tę miłą rozmowę przerwie nam mój przyjaciel zaniepokojony twoją nieobecnością.
W odpowiedzi skinęłam tylko lekko głową.
- Chcesz, abym odnalazł twoich przyjaciół, ale..
- Ale ty nigdy niczego nie robisz za darmo – weszłam mu w słowo.
- Widzę, że dobrze się rozumiemy – odpowiedział, siadając z gracją w fotelu obok.
- A więc czego chciałbyś w zamian? – zapytałam ze ściśniętym gardłem.
- Doszły mnie słuchy, że u was w szkole pojawił się nowy chłopak. Powiedzmy, że bardzo interesuje mnie jakie ma plany co do Mystic Falls.
- Wydaje mi się, że go dziś poznałam. Chyba nie bardzo lubi wampiry? Nie mylę się, prawda?
- Jesteś spostrzegawcza – powiedział blondyn.
- Może mi wyjaśnisz, jakim cudem szuka on tu moich przyjaciół?
- Bardzo spostrzegawcza – powiedział niby sam do siebie – Cóż, powiedzmy, że te sprawy dość mocno się łączą. Pomagając mi, pomagasz także w odnalezieniu swojego baraniego stadka. Czyż to nie wspaniałe?
- Jaką mam gwarancję, że wywiążesz się ze swojej obietnicy.
- Nie masz jej. To tylko i wyłącznie twój wybór, a więc wybieraj.
Wiedziałam, że zgadzając się na paktowanie z Niklausem, zostanę wplątana w intrygi, których wolałabym uniknąć, ale jeśli to jedyna szansa dla Alice, Karola, Any i Josha?
- Zgadzam się – odpowiedziałam, upijając duży łyk szampana, jakby on miał mi pomóc utwierdzić się w przekonaniu, że nie robię niczego złego.
- W samą porę, moja droga – powiedział, na co ja popatrzyłam się na niego zdziwiona. Jednak już za chwile dowiedziałam się o co mu chodziło. Do willi Mikealsonów wpadł,  niczym burza starszy Salvatore.
- Chyba ostatnim razem wyraziłem się jasno, Klaus? – powiedział nieźle wkurzony.
- Spokojnie, przyjacielu – odpowiedział, wstając z miejsca blondyn.
- Nie przyjacieluj mi teraz! Co już jej wszystko wypaplałeś – powiedział Damon pojawiając się tuż przed hybrydą i łapiąc ją za szyję.
- Nie ukrywam, że nam się dobrze rozmawiało, ale nie jestem idiotą. Dziewczyna nic nie wie – odpowiedział i szybkim ruchem powalił bruneta na podłogę.
- Przestańcie! O czym wy mówicie! Czego nie wiem? – poderwałam się z miejsca rozlewając niechcący odrobinę cieczy z kieliszka.
- Dowiesz się w swoim czasie, moja droga – odpowiedział Klaus podając rękę Damonowi, który ją z oburzeniem odrzucił, mamrocząc przekleństwa pod imieniem pierwotnego.
- Jeśli natychmiast mi nie wyjaśnisz, nici z naszej umowy.
- Jakiej umowy? – zapytał zdezorientowany Salvatore.
- Zrobisz wszystko, co ci będę kazał, bo chcesz ujrzeć żywych swoich ukochanych przyjaciół – powiedział dobitnie swoim brytyjskim akcentem, podchodząc do mnie blisko.
Miał rację. Nie byłam w stanie wydobyć z niego informacji. Byłam słaba i bez asa w kieszeni. Pozostało mi tylko zgodzić się na jego warunki i mieć nadzieję, że kiedyś wszystko mi wyjawi. Wkurzona dopiłam szampana jednym haustem i wyszłam z pensjonatu nawet się nie żegnając.
 
Damon
Stałem tam patrząc na wychodzącą dziewczynę. Przez moją głupotę mogła przypadkiem dowiedzieć się tego, czego na razie nie powinna.
- Dzięki, stary. Naprawdę się przestraszyłem, kiedy Stefan poinformował mnie, że Amelia przyjechała tu z Rebekah.
- Trochę zaufania, przyjacielu – odpowiedział Klaus, tajemniczo się uśmiechając.
- W co wciągnąłeś Amelię?
- Może mi odrobinkę pomóc z kimś, kto może wiele tu namieszać. Zresztą dla ciebie też mam robotę. Znów będziesz się mógł zabawić, jak za dawnych czasów…
- Zaintrygowałeś mnie. Zamieniam się w słuch.
- Powinieneś zabrać swoją narzeczoną na małą wyprawę do Los Angeles. Potrzebuje trochę informacji o organizacji Jedności Los Angeles, a tak naprawdę Wilkołaczej Jedności Los Angeles i może przypadkiem w końcu wyjawisz jej sekret przyrzeczenia?
- Kiedy mielibyśmy tam pojechać?
- Myślę, że w ten weekend będzie idealnie. Wydaje mi się, że do piątku Amelia wykona swoja misję.
- Powinienem wiedzieć jaka to misja?
- Oczywiście.
 
Amelia
Wyszłam wzburzona z domu pierwotnych, zapominając, że jestem bez samochodu. Jednak nie miałam ochoty wracać do środka. Został mi tylko jeden wybór. Samotny spacer w stronę pensjonatu. Słońce już dawno zaszło, więc otoczenie nie wyglądało za ciekawie, zwłaszcza tu, w Mystic Falls, gdzie zza każdego krzaka może wyskoczyć jakiś wampir, wilkołak albo hybryda. Jednak nie o tym teraz myślałam. Wizyta u Klausa miała wszystko wyjaśnić i uczynić prostszym, ale wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej namotała mi w głowię. Najprawdopodobniej mój nowy znajomy ze szkoły wie o wampirach i bardzo ich nie lubi, a ja, mimo że też nie przepadam za tymi osobnikami, mam pomóc go im wydać na rzeź. Do tego Damon ma jakąś tajemnicę przede mną i nie chce jej wyjawić, nawet za cenę własnego życia! Co on sobie wyobrażał rzucając się na pierwotnego. Nawet jeśli się jest jego przyjacielem, to nigdy się nie ma pewności, że cię nie zabije. Przysięgam, że naprawdę niedługo oszaleję w tym miasteczku. To zdecydowanie za dużo zmartwień jak na moja głowę.
Wtedy, jak na zawołanie, przy drzewie dostrzegłam znajomą postać. Wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna o ciemnych, czekoladowych oczach. Tak, to był Erick. Wszędzie bym go rozpoznała. No i wybiła moja godzina. Czas wybrać się do psychiatry.
Postać stała w miejscu i lekko falowała. Jego usta otwierały się i zamykały, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie mógł.
W końcu odwróciłam wzrok i chciałam ruszyć w dalszą drogę, chcąc zignorować zjawę, kiedy usłyszałam te słowa:
- Znajdź swoje przeznaczenie
Kiedy znów odwróciłam się w stronę drzewa, Ericka już tam nie było, jednak w mojej głowie nadal brzmiały te słowa. Wydawało mi się, czy faktycznie to on powiedział? Byłam zdezorientowana i przestraszona. Dygotałam na całym ciele. Co jeśli nie zwariowałam? Jeśli naprawdę widzę i słyszę duchy?
Wtedy usłyszałam samochód przystający obok mnie. Stałam ciągle w jednym miejscu próbując wyjść z oszołomienia przez co wcześniej nie zauważyłam, że ktoś nadjeżdża.
- Wsiadaj, zawiozę cię do pensjonatu – usłyszałam głos Damona. Muszę się przyznać, że pierwszy raz ucieszyłam się na jego widok.


________________________________________________________________________
Wreszcie mam ferie!! ;D Postaram się przez te dwa tygodnie popracować nad moimi blogami.
A teraz proszę o komentarze ;*

sobota, 2 lutego 2013

Rozdział 21



Przez resztę lekcji nie mogłam skupić się na tym, co mówił Alaric. Po głowie kołatało mi się wiele pytań. Kim był ten chłopak? Czego chciał od moich zaginionych przyjaciół?  Czy kiedykolwiek uda mi się ich odnaleźć ? Czemu Elena dobrowolnie oddała dziś krew Klausowi? Co kryło się pod zaproszeniem pierwotnego? Raczej wątpię, że chce tylko ze mną przyjemnie spędzić czas, przedstawiając mi wszystkie hybrydy płci męskiej. A jeśli… Jeśli on zechciałby mi pomóc? Nie, to nie możliwe. Wcielone zło chciałoby komukolwiek pomagać? Chyba, że chciałby coś w zamian… Czy zdołałabym poświęcić siebie za przyjaciół? Możliwe, że to jedyna szansa na odzyskania Alice i reszty.
Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk dzwonka oznaczający koniec tej upiornej lekcji. Szybko wstałam i chciałam opuścić klasę tak, aby uniknąć potencjalnej rozmowy z nowym.
- Panna Jonson, Forbs i pan Salvatore, proszę o pozostanie w klasie.
Mina mi zrzedła. No tak, sama zarządziłam tę naradę, ale teraz zmieniłam zdanie. Oni mają swoje życie i swoje problemy, a to co teraz się dzieje to tylko moja sprawa. Josh szuka moich przyjaciół, a nie ich.
- Co się stało? – zapytał Stefan, jak wszyscy wyszli z klasy.
- Nic. Po prostu ten nowy jest dziwny…
- To znaczy? – zapytała Caroline rozkojarzonym głosem. Wyraźnie myślała o czymś zupełnie innym.
- Nie ważne. Po prostu dziwnie się na was patrzył, ale wydawało mi się to.
- Na pewno? – zapytał Stefan spoglądając na mnie uważnie.
- Tak! Mam zamiar spędzić normalny dzień bez tego całego paranormalnego bałaganu! – powiedziałam i zabierając torbę wybiegłam z klasy. Wiedziałam, że tak będzie lepiej. Nie chce im dokładać problemów, a ja sobie jakoś poradzę.
 Pozostałe zajęcia minęły spokojnie, ale nie wiele z nich zapamiętałam. Przez cały czas mierzyłam się z decyzją pójścia do Niklausa. Dopiero na biologii dane było mi poznać Rebekah. Owszem była wredna, niemiła  i podła, ale w ten sposób chciała zwrócić na siebie uwagę, a kiedy żyło się z nią w zgodzie nie była taka zła. Przez cały czas z uśmiechem opowiadała mi o swoich przygotowaniach do ,, Balu Założyciela’’, co niezmiernie denerwowało Caroline. Dwie blond wampirzyce, kochające robić to samo i jednocześnie się nienawidzące. Komiczna scena. W końcu ulegając swoim natrętnym myślą napisałam do pierwotnej krótki liścik i podałam go szybo. Brzmiał on tak:
   ,,Muszę porozmawiać z Klausem.
    Liczę na dyskrecję. Amelia’’
Dziewczyna popatrzyła na  mnie z powagą, aż w końcu skinęła delikatnie głową. Jednak już po zakończeniu zajęć pojawiły się pierwsze problemy. Elena i Stefano chcieli mnie odwieść do pensjonatu. W myślach przeklinałam pomysł, żeby jechać z nimi do szkoły.
- Wiecie, ja jeszcze muszę… yyy… coś załatwić – jąkałam się.
- Umówiłyśmy się na małą kawę – przyszła mi z pomocą Rebekah.
Elena wytrzeszczyła oczy, a Stefan zmierzył mnie wzrokiem, ale nic więcej nie powiedzieli.
- Spokojnie nie zjem jej na kolację – zażartowała blondynka, a ja przełknęłam głośno ślinę. Może ona nie, ale co do pierwotnej hybrydy nie byłam taka pewna.
- Wsiadaj – ponagliła mnie wampirzyca, więc nie wiele myśląc wskoczyłam na siedzenie pasażera jej samochodu z wymuszonym uśmiechem machając parze stojącej na parkingu obok.
- I żeby było jasne. Nie wiem dlaczego chcesz rozmawiać z moim bratem, ale ja cię ratować nie będę.
- Wiem – powiedziałam ze ściśniętym gardłem. Poczułam się jakoś dziwnie i to nie przez szaloną jazdę wampirzycy. Gdzieś w głębi serca miałam nadzieję, że Rebekah mi pomoże przy per trakcjach z Klausem, ale jak widać  aż tak mnie nie polubiła.
- A więc witam w willi Mikealsonów – powiedziała blondynka zajeżdżając pod dom. Potem wyskoczyłam z samochodu i popędziła do drzwi.
- Czuj się jak u siebie w domu – krzyknęła jeszcze i zniknęła w przepastnych korytarzach willi.
Powoli robiłam krok za krokiem, bojąc się co może wyskoczyć zza rogu. Dom wyglądał jakby żadnego z mieszkańców nie było w środku mimo że przed chwilą weszła to Rebekah. Słychać było tylko moje kroki i nierówny oddech.
- Zastanawiałem się kiedy mnie odwiedzisz, ale nie wiedziałem, że nastąpi to tak szybko, moja droga – usłyszałam za sobą głos o brytyjskim akcencie, który przyprawił mnie o dreszcze.

Damon
Dziś Klaus zadał mi bardzo ważne pytanie, które od pewnego czasu starałem się odsunąć od siebie. Pytanie brzmi: Kiedy powiem Amelii, że jest mi przyrzeczona? Przecież ona po takiej akcji zwyczajnie mnie, a ja nie chce, aby trwała przy mnie z przymusu. Na samym początku ta myśl mi nie przeszkadzała, a wręcz przeciwnie, bardzo mnie podniecała. Chciałem, żeby czuła strach i respekt względem mnie. Nie wiem co się ze mną stało? Może ta więź karze mi ją chronić przed całym niebezpieczeństwem świata. Jednak wiem, że dziewczyna ma prawo wiedzieć jak będzie wyglądało jej życie przez resztę wieczności…
- Oh… Witam dzieciaki! Jak było w szkole? – powiedziałem z uśmiechem ,który wszystkich irytuje, do wchodzącego brata i jego dziewczyny.
- Damon, chyba mamy problem – powiedziała zatroskana Elena.
- Co jest? Gdzie Amelia? – zapytałem widząc, że jej z nimi nie ma. Pewnie chce uniknąć naszej rozmowy o jej treningu z Alarickiem.
- No właśnie o nią chodzi – powiedział brat.
- Ona pojechała z Rebekah! – dokończyła szatynka.
- Cholerny Klaus! Czy on raz mógłby mnie uprzedzić o swoich planach dotyczących mnie!- wrzasnąłem rozjuszony. Widocznie jakimś cudem nakłonił ją na spotkanie.
- Skąd masz pewność, że to on za tym stoi – zapytała Elena.
- Przecież słyszałaś jego dzisiejszą propozycję.
- Myślisz, że wybierze jej męża? – roześmiała się – Jesteś zazdrosny?
-Nie. To był tylko pretekst. On jej zaproponował w ten sposób pomoc w odnalezieniu zaginionych przyjaciół.
- O cholera! Co on kombinuje? – zapytał z przerażeniem, braciszek.
- Też chciałbym to wiedzieć – odpowiedziałem i szybkim krokiem wyszedłem z pensjonatu, zabierając po drodze kurtkę.
- O co ty chodzi? – usłyszałem jeszcze słowa Eleny, kiedy wsiadałem do samochodu.
Zdecydowanie powinienem być przy rozmowie Amelki i Nicka. 
____________________________________________________________________
Wiem, wiem nadal niczego konkretnego się nie dowiedzieliście, ale już nie długo. Obiecuje ;)

Łączna liczba wyświetleń