niedziela, 26 sierpnia 2012

Rozdział 8

Obudziły mnie poranne promienie słońca, które świeciły mi prosto w oczy. Wszystko było skąpane w złotawej poświacie. Otaczające kolory zapraszały do wstania z łóżku.  W  takiej scenerii wszystko to czego doświadczyłam wczoraj wieczorem wydawało się złym snem, ale tak niestety nie było.
Do późnej godziny Elena próbowała mnie uspokoić i wyjaśnić jak najwięcej rzeczy. Wiem już, że wampir nie może wejść do domu mieszkalnego bez wyraźnego zaproszenia właściciela. Wampiry potrafią się szybko przemieszczać, mają wyostrzone zmysły i są niewiarygodnie silne. Do tego potrafią hipnotyzować ludzi i zmieniać się w zwierzęta nocne. Zabić może ich tylko drewniany kołek wbity w sam środek serca lub słońce, ale tego drugiego nie boją się bracia, ponieważ mają zaczarowane pierścienie. Zranić może ich werbena, czyli zioło, która chroni też przed hipnozą. Mam ją umieszczoną w bransoletce. Okazało się też, że Carolina też jest wampirem, a Bonnie wiedźmą. Alaric oprócz nauczania młodzieży w miejscowym liceum, jest też łowcą wampirów. Tyler też nie jest człowiekiem, tylko wilkołakiem. Jednak najgroźniejszy z nich wszystkich jest Damon i jego przyjaciel , pierwotna hybryda, która pojawiła się w miasteczku z powodu Eleny.
Szatynka jest sobowtórem niejakiej Katherine – wampirzycy, która przemieniła braci Salvatore. Wszystko było tak poplątane i jednocześnie niemożliwe, że napawało mnie strachem.
Miałam ochotę zagrzebać się w pościeli i nie wstawać. Puchowa forteca dawała mi odrobinkę bezpieczeństwa. Najlepszym wyjściem z tej sytuacji byłby powrót do domu, ale oznaczałby on moja porażkę. Totalnie nie wiedziałam, co mam robić.
Ostatecznie wygrzebałam się z łóżka. Nie mogłam tu zostać do końca życia. Wzięłam ciepły prysznic i ubrałam się w czarne rurki i granatową bluzę. Ruszyłam wolno w stronę kuchni uważnie rozglądając się po pensjonacie. Co chwile sprawdzałam, czy na moim nadgarstku nadal jest bransoletka.
W końcu wkroczyłam do kuchni, w której przy stoliku siedział zielonooki sącząc coś z kubka. Wzdrygnęłam się na samą myśl brunatnej cieczy, która mogłaby się tam znajdować.
- Cześć – powiedziałam zdobywając się na słaby uśmiech. Szatynka tłumaczyła mi wczoraj, że jej chłopak nic mi nie zrobi i z całą pewnością mogę mu ufać.
- Cześć, Amelia. Jak się spało? – zapytał ciepło się uśmiechając.
- Dobrze – odpowiedziałam wciskając do kieszeni drżące dłonie.
Powili ruszyłam w stronę lodówki, aby znaleźć sobie coś do jedzenia. Zdecydowałam się zrobić kilka kanapek. Jednak pomysł okazał się zupełnie niewykonalny. Ręce trzęsły mi się tak, że ledwo zdołałam posmarować chleb masłem.
- Daj nóż. Ja zrobię ci kanapki – powiedział szatyn.
- Dam sobie radę – powiedziałam.
- Wiem, ale obawiam się o twoje ręce. Nie chce żebyś wyszła stąd bez palca – zażartował.
Oddałam mu posłusznie przyrządy i zasiadłam na krześle zerkając na kubek stojący na stoliczku. Uderzyła mnie woń kawy. Mimowolnie  odetchnęłam z ulgą.
Nie długo później pojawiły się przede mną trzy kanapki z szynką i pomidorem oraz świeża kawa.
- Dziękuje – powiedziałam.
- Nie masz za co. Mam nadzieję, że będą ci smakować.
Wgryzłam się w pierwszą kanapkę, które była naprawdę dobra.
- Część młodzieży! – usłyszałam nagle za sobą i omal nie zadławiłam się kęsem kanapki.
- Witaj, bracie – odpowiedział mu Stefan.
Ja miałam na tyle ściśnięte gardło, że nie mogłam przełknąć jedzenia, a co dopiero odpowiedzieć na przywitanie. Odłożyłam kanapkę na talerz i wstałam biorąc w ręce kawę.
- Już nas opuszczasz? – zapytał arogancki głos. Widziałam, że jego właściciel zbliża się do mnie. Posłałam pełne przerażenia spojrzenie szatynowi. Jednak on w odpowiedzi uśmiechnął się tylko pokrzepiająco.
Powoli opadłam powrotem na siedzenie kuląc się i napinając mięśnie. Damon delikatnie przysiadł się obok na krześle, a w ręku trzymał kryształową szklankę, w której znajdował się złotawy płyn. Po zapachu można było jednoznacznie stwierdzić, że to alkohol.
- Nie jesz? – zapytał  ironicznie się uśmiechając.
- Nie jestem głodna – odpowiedziałam roztrzęsionym głosem.
Na co on zareagował szerszym uśmiechem i porwał mi jedną z kanapek.
- Tak się zastanawiam, czy może miałabyś ochotę poznać mojego przyjaciela? – powiedział jedząc z grymasem niezadowolenia
- Dziś mam zajęty cały dzień! – powiedziałam chyba nie co za szybko.
- A kto mówi coś o dniu? Zdecydowanie wole noce… - powiedział jakby rozmarzony i odłożył nagryzioną kanapkę na miejsce.
Szybkim ruchem wstałam od stołu i upiłam łyk kawy.
- Przepraszam, że opuszczę miłe towarzystwo, ale muszę jechać do lakiernika, bo pewien KRUK zarysował mi karoserię – powiedziałam nie wiele myśląc.
- Kocham te ptaki – powiedział rozbawiony Damon.
- Poczekaj zabiorę się z tobą do centrum – rzucił krótko Stefan i już szliśmy w stronę wyjścia.
Przez całą drogę nie rozmawialiśmy ze sobą prawie wcale, po za uprzejmym wzmiankami o pogodzie. W moich myślach kołatała mi się myśl, że ja tu nie mogę zostać. Nikomu nie mogę ufać.
Dopiero burczenie w brzuchu przywróciło mnie do rzeczywistości. Przez bruneta nie udało mi się nic zjeść, więc podwiozłam Stefana do Eleny i ruszyłam w stronę ,,Grilla’’.
W miejscowym barze nie było tłoczno z powodu wczesnej godziny, ale na moje szczęście nie widziałam nikogo z paranormalnego świata. Usiadłam w rogu sali i zrzuciłam z głowy kaptur.
- Cześć! Co podać – usłyszałam znajomy głos.
- Hej, Matt. Tak , chce dużego hamburgera  i cole – powiedziałam z lekkim uśmiechem.
Chłopak zabawnie zasalutował i poszedł.
W moich myślach niespodziewanie pojawił się mój zmarły chłopak. Nie pomyślałam po wypadku, żeby wierzyć w moje wspomnienia. Może jest szansa, aby pomścić jego śmierć i dowiedzieć się czemu żyje? Jednak mam znikome szanse na odnalezienie napastnika, a co dopiero na zabicie go. Może powinnam zrezygnować i wrócić do domu?
Wtedy drzwi od ,,Grilla’’ otworzyły się z małym skrzypnięciem, a w nich stanął mój czarnowłosy wróg i pewny siebie blondyn.
- Smacznego – usłyszałam głos Matta.
Chyba zauważył, że jestem nieobecna, bo poszedł za moim wzrokiem. Przełknął głośno ślinę, co było dowodem, że zapewne to ta straszna, nieśmiertelna hybryda.
- Z czasem jest łatwiej – powiedział nagle chłopak i ruszył do stolika wampirów.
Naciągnęłam na głowę kaptur i zabrałam się za jedzenie.
Po kolejnym kęsie spojrzałam na stolik moich wrogów. Napotkałam parę stalowych oczu.
Czarnowłosy znacząco spoglądał na bułkę w moich rękach , powstrzymując głośny śmiech. Spuściłam oczy i szybko dokończyłam jedzenie.
Kiedy w końcu je skończyłam pędem wypadłam z baru.
Jedno jest pewne. Nie mogę z nimi dłużej mieszkać, bo oszaleje! Wsiadłam w samochód i ruszyłam do mojego przyszłego domu. Niestety moje modły nie zostały wysłuchane. Remont potrwa jeszcze przynajmniej półtora tygodnia. No to już po mnie…
Pod wieczór zajechałam do lakiernika, który bardzo podejrzliwie patrzył na zadrapana przy lusterku. Tłumaczyłam mu, że to jakieś dziecko się nudziło. Miałam zostawić auto do jutra u niego.
Pięknie i jak ja teraz wrócę do domu? Włożyłam ręce do kieszeni i ruszyłam w stronę pensjonatu. Robiło się co raz ciemniej ,a na myśl spacerku po lesie  robiło mi się niedobrze. Szłam co raz szybszym krokiem. Po pewnym czasie  już niemal biegłam, aż stanęłam przed ścianą drzew. Ostatni odcinek do domu musiałam pokonać właśnie przez las. Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam nasłuchując niepokojących dźwięków. Niestety spokojem zbyt długo się nie nacieszyłam, ponieważ nagle coś z głośnym świstem przeleciało mi nad głową i przysiadło na gałęzi dębu. Mimo że było ciemno to pióra ptaka, który przed chwilką mnie zaatakował, lśniły w świetle księżyca. Tak zdecydowanie to był ,, mój ulubiony ‘’ kruk.
___________________________________________________________________________
Rozdział dedykuje Kaśce, za nasze nocne rozmowy ;*
Mam nadzieję, że wam się podobało…
Czytajcie i komentujcie.
Pozdrawiam ;*

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Rozdział 7

- Tak nie bój się. Nie jesteśmy przecież seryjnymi mordercami – powiedział brunet i roześmiał się z jakiegoś ukrytego żartu. – Masz racje jesteśmy czymś gorszym – mówiąc to gwałtownie przestał się śmiać.
Mimowolnie przesunęłam się bardziej w stronę zielonookiego.
- No tak! Czego tu się bać? Poruszacie się szybciej niż wszyscy, macie ogromną siłę. Ty – wskazałam na Stefana – wymazałeś mi pamięć, a ty – w tym momencie wskazywałam Damona – zachowujesz się jak psychopata i … wyglądasz jak ten z mojego wypadku. Tylko nie masz czarnych oczu… Do tego kruki umieją pisać, a bransoletka ma mnie przed czymś chronić? Zapomniałam o czym jeszcze?! – wrzeszczałam jak opętana.
Nad nami zawisły niewypowiedziane słowa, tak ciężkie, że nikt nie potrafił się z nimi uporać. Zapadła cisza. Powoli odzyskiwałam prawidłowy puls i oddech. W tedy do pokoju weszła pani Flowers z tacą pełną kubków. Mnie podała biały z cieczą o dość dziwnym zapachu. Popatrzyłam się podejrzliwe na starszą panią. W tamtym momencie nie ufałam już nikomu.
- To tylko zioła na uspokojenie. Uwierz, że ci się przydadzą.
Potem podała czerwony kubek szatynowi, a czarny – brunetowi. Sobie wzięła ostatni i zasiadła na krześle przy biurku.
Damon spojrzał się na swój napój i znów zaśmiał się.
- Widzę, że pani zapamiętała moją ulubioną grupę k… - posłał mi dziwne spojrzenie – witaminy K.
- O jakim wypadku mówiłaś? – zapytał do tej pory milczący Stefan.
Przed moimi oczami stanęło wspomnienie tamtej nocy i Erick z rozszarpaną tętnicą. Jednak ten obraz szybko zniknął, a na jego miejsce pojawiła się ciemna postać. Jej czarne magnetyczne oczy i długi kły. Dlaczego nie zapamiętałam jego twarzy i innych szczegółów? Westchnęłam ciężko.
- Ponad miesiąc temu miałam wypadek wraz z moim chłopakiem. Według policji wpadliśmy do rowu. Tylko ja pamiętam inny ciąg wydarzeń. W sumie, kto ma jeszcze pamiętać? Mój chłopak nie przeżył. Podobno wykrwawił się z rozszarpanej tętnicy szyjnej.
Stefanowi stężała twarz. Natomiast brunet uśmiechał się z dumą ?
- Według ciebie co tam się stało? – zapytał szatyn.
- Potrąciliśmy człowieka, który jak potem się okazało nie był nim. – Przełknęłam głośno ślinę. – Pamiętam, że mnie ugryzł, ale wiem, że to nie możliwe. Byłam pijana. Musiałam mieć jakieś zwidy.
Stefan pokręcił zasmucony głową. Wtedy w moją stronę ruszył Damon z swoim ironicznym uśmiechem. Miałam wrażenie, że jego twarz nie potrafi się inaczej wygiąć. Pod wpływem jego stalowego wzroku zadrżałam. Stanął przede mną i wyciągnął w moją stronę kubek.
- Nie! Damon! – wyrwało się z ust młodszego Salvatore, ale mój wzrok już poszybował w stronę znajdującej się w kubku cieczy.
Moje oczy szeroko się rozwarły widząc brunatną gęstą krew. W głowie mi się zakręciło. Złapałam się ręką za usta i mijając bruneta rzuciłam się w stronę łazienki. Żołądek podszedł mi do gardła wywołując wymioty. O Matko, o Matko, o Matko! Mój koszmar stał się rzeczywistością. Umyłam twarz i ciężko oparłam się o umywalkę. W lustrze zobaczyłam swoją zmęczoną twarz, ale coś się w niej zmieniło. Moje brązowe oczy jakby zrobiły się puste, a w mojej głowie zaświtała tylko jedna myśl : ,, Znajdę tego, który zabił ciebie, Erick  i pomszczę twoją śmierć!’’.
Już pewniejszym krokiem weszłam z powrotem do mojego pokoju. Powiodłam wzrokiem po zgromadzonych z jakąś ostatnią cząstką nadziei.
- Tak. Ja i mój brat jesteśmy wampirami – rozwiał moją nadzieję szatyn.
Odwróciłam się od nich i swoje kroki skierowałam w stronę wyjścia. Jednak drogę zagrodził mi Damon ze swoją ironiczną miną.
- Dokąd to się wybierasz? Kolacji jeszcze nie było – powiedział takim tonem, że  moje nogi zadrżały.
- Zabij mnie, albo wypuść. Mnie to wszystko jedno – powiedziała wypranym z emocji głosem.
Wampir powoli zaczął podchodzić do mnie. Głośno przełknęłam ślinę wmawiając sobie, że to właśnie śmierci pragnę od  ponad miesiąca.
Jego chłodna dłoń znalazła się na moim policzku. Pod wpływem jego dotyku wstrzymałam oddech. Przymknęłam lekko powieki, aby skupić się na bijącym za szybko sercu. Coś mi mówiło, że nie chce tak młodo umierać. Ostatkiem sił trzymałam się, aby nie błagać o życie.
- Wypuszczając cię stąd w nocy, to jak szykować cię na pewną śmierć. To miasteczko roi się od wampirów, wilkołaków i hybryd – powiedział spokojnym, uwodzicielskim głosem. Mogłam go słuchać bez przerwy.
- Oraz pierwotnych – dodał cierpko szatyn.
- Och braciszku, co masz do mojego przyjaciela?
- Np. to, że ciągle próbuje uśmiercić moją dziewczynę? – powiedział z ironią w głosie Stefan.
W odpowiedzi czarnowłosy przekręcił teatralnie oczyma. W tym momencie rozbrzmiała moja komórka. Wszyscy popatrzyli na mnie uważnie jakby próbując odczytać, to jak się teraz zachowam. Powoli ruszyłam w stronę biurka na którym leżał telefon, jednak drogę znów zagrodził mi czarnowłosy.
- Przepuść ją. Nic nikomu nie powie – powiedziała dotąd milcząca pani Flowers.
Widocznie wampir ma szacunek do pani domu, bo bez słowa ustąpił mi z drogi.
Na wyświetlaczu migał napis ,, Mama’’. Odchrząknęłam cicho i odebrałam telefon.
- Tak mamo?
- Kochanie, co się nic nie odzywasz? Martwiliśmy się już z ojcem.
- Nic mi nie jest. Ja po prostu … - w tym momencie poczułam czyjąś rękę na ramieniu – po prostu miałam dużo do załatwienia.
- Tak rozumiemy. Nie przeszkadzam ci?
- Wiesz mamo, właśnie oglądamy filmy ze znajomymi. Mogę jutro do ciebie zadzwonić?
- Tak, to do usłyszenia.
- Pa.
Kątem oka zobaczyłam, że za mną stoi Stefan i ściskając mi ramię próbuje dodać otuchy.
- Co teraz będzie? – zapytałam.
- Nic się nie zmieniło. Życie toczy się dalej – odpowiedział.
- Chce zostać sama.
Bez słowa wszyscy ruszyli na korytarz. Tylko Damon tuż przy drzwiach odwrócił się w moją stronę.
- Za wyznanie komuś naszej tajemnicy grozi śmierć. Rozumiemy się?
Pokiwałam potakująco głową.
- A no i przepraszam za drzwi. Jutro ci je odkupie – powiedział i wyszedł, aby za chwile znów wrócić.
- Mam nadzieję, że lubisz kruki – i rozpłynął się w powietrzu.
Kiedy w końcu zostałam sama usiadłam na podłodze jakby opuściły mnie wszystkie siły.
W co ja się wpakowałam?  Jak wampir może być krukiem? Co jeszcze potrafią? Jak dużo ich jest? Jak się bronić? W mojej głowie pojawiały się co raz nowsze pytania. Ułożyłam się powoli na łóżku z podkulonymi nogami, ale doświadczenia dzisiejszego dnia nie dawały mi zasnąć. Drzwi do pokoju były rozwalone, więc miałam wgląd na oświetlony korytarz. Nie chciałam być teraz sama. Chciałam poczuć obecność kogoś, kto jest w podobnej sytuacji.
Jak na zawołanie do pokoju weszła Elena z nieśmiałym uśmiechem, a ja jak małe dziecko rzuciłam się w jej ramiona.
______________________________________________________________________________
Jak dziś gorąco ;/ Po prostu topie się. Niech ktoś pożyczy klimatyzacji ;D
Zapraszam do czytania i komentowanie.
Pozdrawiam ;*

czwartek, 16 sierpnia 2012

Rozdział 6

Stałam przy drzwiach kurczowo ściskając klamkę, która była moją przepustką do bezpieczniejszego świata. Mimo że wiedziałam, że nie zdołałabym daleko uciec, to jednak trzymając ją czułam się pewniej, kiedy te niebezpieczne stalowe oczy patrzyły na mnie. Na kuszących, malinowych ustach mężczyzny w czerni wykwitł ironiczny uśmiech. Każda komórka ciała krzyczała, żebym uciekała, tylko oczy nie potrafiły przestać na niego patrzyć.
- Braciszku nie przedstawisz mi nowej lokatorki? – zapytał głosem  tak cudownym i jednocześnie przerażającym, że drgnęłam z zachwytu i strachu.
- Tak, a więc poznajcie się. To jest nasza nowa mieszkanka - Amelia Johnson, a to mój starszy brat – Damon Salvatore – odezwał się zielonooki. Gdybym nie usłyszała jego głosu, pewnie nawet nie wiedziałbym, że nadal tu jest wraz z Eleną. Tak niedawno temu uważałam Stefana za przystojnego chłopaka, ale jego brat przyćmiewał go. Czarnowłosy bóg grozy świecił jak księżyc wśród gwiazd. Podszedł pewnym siebie luźnym krokiem i wyciągnął dłoń w moją stronę, w geście powitania. Spojrzałam na moja prawą dłoń zaciśniętą na klamce. Nie chciałam jej puszczać jak ostatniej deski ratunku, jednak z drugiej strony niegrzecznie by było się nie przywitać. Patrząc się uważnie na niego podał mu moją dłoń. Zacisnął na niej swoje chłodne, silne palce i uniósł do ust, jednocześnie się nie co pochylając. Jego usta na mojej dłoni spowodował przyjemny dreszcz, który rozszedł się po całym moim ciele. Chciałabym poczuć to jeszcze raz, a potem jeszcze jeden  i jednocześnie uciekać daleko od tej osoby, od tego pensjonatu.
- Mam nadzieję, że mój pokój nadal należy tylko do mnie? – zapytał nadal patrząc mi się prosto w oczy.
- Witaj, Damonie. Twój pokój nadal czeka na ciebie, ale wiedz, że nie chcemy tu problemów – powiedziała pani Flowers pojawiając się niewiadomo skąd.
Dopiero po tych słowach puścił moją dłoń i odwrócił się w stronę mówczyni. Podszedł do niej i także przywitał pocałunkiem w rękę.
- Tak, wiem, ale przecież zna mnie pani. Jestem spokojnym człowiekiem.
- Tak, spokojnym człowiekiem – powiedziała z dziwną miną siwa pani i odeszła do swoich prac.
Ja natomiast wykorzystując chwilową nieuwagę zgromadzonych szybkim krokiem poszłam w stronę schodów prowadzących na piętro. Kiedy tam dotarłam biegiem rzuciłam się w stronę pokoju. Dopiero kiedy zamknęłam za sobą drzwi na klucz odetchnęłam z ulgą.
W głowie kłębiły mi się myśli, a z ust wypływało jedno słowo, wciąż od nowa : CHOLERA! Krążyłam po pokoju jak zamknięty w klatce tygrys. Ostatecznie rzuciłam się w stronę laptopa i połączyłam się z Internetem. W wyszukiwarkę wpisałam : duża szybkość, siła i możliwość  manipulowania umysłami innych.
Na ekranie pojawił mi się X-Man. Zaśmiałam się ze swojej głupoty. Przecie Internet nie przyniesie mi wszystkich informacji. Co teraz robić? Znalazłam się  pułapce bez wyjścia. Nie mogłam wyjść z tego pokoju. Za bardzo się bałam. Usiadłam na łóżku i objęłam nogi, kołysząc się w przód i  w tył. Za oknem już od jakiegoś czasu panował mrok. Deszcz głucho bębnił w okno, kiedy usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Zamarłam w bezruchu. Bałam się nawet oddychać.
- Amelia, wyjdź z pokoju. Przecież musisz coś jeść – powiedział z zatroskaniem w głosie Stefan.
Jednak ja nawet nie zamierzałam się odezwać, a co dopiero opuścić swój azyl. Serce biło mi jak oszalałe, a przed oczami stawały mi obrazy z poprzedniego wieczora.
- Powiedz mi co się dzieje? Posłuchaj. Ja wiem, że nie śpisz. Otwórz drzwi i porozmawiajmy. Mówiłem ci, że o wszystkim możesz mi powiedzieć.
Skąd do cholery wie, że nie śpię. Brzuch zaczynał mnie boleć od uścisku. Spięłam mięśnie gotowa walczyć. Mimo że siedziałam w zamkniętym pomieszczeniu to, gdzieś w głębi czułam, że to słabe zabezpieczenie.
- Co koleżanka nie chce cię słuchać? – usłyszałam słowa starszego brata Stefana, które były przepełnione jadem.
- Nie wtrącaj się Damon – odpowiedział mu szatyn.
- Chciałem pomóc, ale skoro nie to, nie. Możliwe, że znam wyjaśnienie na jej zachowanie, ale skoro nie chcesz wiedzieć to ok. Idę zapolować.
- Zaczekaj! O czym ty mówisz?
- Ehh braciszku… Co byś zrobił jeśliby się okazało, że nasza kochana Amelka pamięta wszystko z wczorajszego wieczora?
- Co ty powiedziałeś? – niemal warknął zielonooki i usłyszałam duży huk, a po nim śmiech czarnowłosego.
-Braciszku, jeszcze dużo musisz się nauczyć.
Po tych słowach nastąpiła cisza. Siedząc na łóżku cała dygotałam. Nie wiedziałam co tam się wydarzyło i kim tak naprawdę są ci ludzie.
- Amelia otwórz drzwi. Czas, żebyśmy poważnie porozmawiali – usłyszałam słowa szatyna.
- Uuuu Stefek wkracza do akcji! Chyba zostanę to zobaczyć – powiedział rozbawiony Damon.
- Proszę cię, Amelka.
Byłam jak sparaliżowana. Tak bardzo się bałam, że klęknęłam na środku pokoju i modliłam się pierwszy raz od bardzo dawna.
- W takim tempie to my do jutra nie porozmawiamy – powiedział zirytowany starszy z braci – Jeżeli ich nie otworzysz to sami je otworzymy, ale uwierz, że lepiej żebyś zrobiła to sama.
Przełknęłam głośno ślinę i poczułam słone łzy spływające po policzkach.
- Błagam! Zostawcie mnie w spokoju. Przecież ja nic wam nie zrobiłam!
- Porozmawiaj z nami – powiedział spokojnym i łagodnym głosem Stefan.
-  Jeżeli tu wejdziecie to wyskoczę z okna! – krzyknęłam z desperacją w głosie.
- Dobra Stefek wystarczy tych podchodów.
Po jego słowach usłyszałam głuchy trzask drewnianych drzwi od mojego pokoju. Pędem rzuciłam się w stronę okna. Jednak nie zdołałam go nawet otworzyć. Szybko znalazłam się w silnym uścisku. Krzyczałam, szarpałam się i płakałam jednocześnie.
- Uspokój się ! – powiedział czarnowłosy.
Czułam jego chłodny oddech na szyi. Jego bliskość sprawiała, że drżałam, ale nie bardzo wiedząc z jakiego powodu. Czy to przez strach, czy pożądanie ?
W końcu się poddałam. Już się nie wyrywałam tylko po prostu płakałam ze zwykłej bezsilności. Szybko zaczęłam tracić grunt pod nogami i to, że nadal stoję zawdzięczałam tylko Damonowi.
- Ciii… mała. Nie ma co płakać. Stefano nie pozwoli mi tobie nic zrobić. Szkoda.
Po tych słowach podprowadził mnie do łóżka, gdzie ze zbolałą miną siedział zielonooki.
- Nie bój się – powiedział szatyn.
Jednak ja nie potrafiłam przestać dygotać, a z oczu ciągle płynęły gorące, słone łzy.

_____________________________________________________________________________
Jak wam się podoba ten rozdział?
Wiem, wiem. Słabo mi wyszedł, ale niestety brak weny ;/
Czytajcie i komentujcie ;D
Pozdrawiam ;*

piątek, 10 sierpnia 2012

Rozdział 5

Siedziałam na sofie bojąc się ruszyć z miejsca nawet o centymetr. Po kilku minutach, które wydawały mi się wiecznością Stefan pojawił się w salonie. Spojrzał się na mnie ze wzrokiem pełnym obawy i bólu, ale na jego ustach pojawi się uśmiech.
-Musiało ci się  coś przywidzieć, bo tam nikogo nie ma – powiedział.
Na jego słowa nawet nie drgnęłam. Podświadomie obawiałam się takiej odpowiedzi. Chyba nie postradałam jeszcze zmysłów! Wiem, co widziałam, ale nie zamierzałam o nic wypytywać zielonookiego. Nie ufałam mu, nawet trochę. W ogóle jakim cudem w jednej chwili siedział w salonie, a już zaraz był obok mnie, kiedy go zawołałam? Ze wzrokiem utkwionym gdzieś przed sobą, ruszyłam w stronę schodów. To wszystko zaczynało się robić dziwne.
W tedy szatyn złapał mnie za ramię i odwrócił w swoją stronę. Wystraszona szarpnęłam się w tył na co on odsunął się pokazując, że nie chciał mnie przestraszyć.
- Amelka, czy jest jeszcze coś, o czym powinienem wiedzieć? – zapytał ze wzrokiem, którym chciałby przejrzeć moją duszę.
- Nie nic ! Ptaki umieją pisać, ja widzę w ciemności ludzi, którzy nie istnieją. Nie martw się, sama zaprowadzę się do psychiatry.
- Poczekaj. O co chodzi z tymi ptakiem? – zapytał ze zbolałą miną.
- Jakiś kruk uwziął się na moje Audi i zdecydował się nawet podpisać na nim!
- Co napisał?
-Swój inicjał. – Wybuchłam śmiechem, jak wariatka. – Literkę ,,D’’.
-Damon – szepnął Stefan z przerażoną miną.
Przestałam się śmiać i spojrzałam na niego z pytającą miną.
-Zapewniam cię, że nie zwariowałaś. To miasteczko nie jest zbyt … normalne. Unikaj kruków i noś ze sobą tę bransoletkę, która dostałaś od nas, a wszystko będzie dobrze.
-O czym ty do cholery mówisz?! – krzyknęłam przerażona i zmęczona tajemnicami.
-Przepraszam, ale muszę to zrobić dla twojego dobra – powiedział i szybko jak atakująca kobra złapał mnie w ramiona i zdjął bransoletkę.
-Spójrz na mnie.
Przerażona starałam się wyrwać, ale nie mogłam. Jego uścisk był bardzo mocny, a moje rzucane na oślep uderzania nie robiły na nim najmniejszego wrażenia.
-Spójrz na mnie – powiedział nadal spokojnie. Coś w jego głosie kazało mi to niezwłocznie uczynić.
Źrenice jego pięknych soczysto zielonych oczu, zaczęły się zwężać i rozszerzać. W mojej głowie pojawiły się słowa, które wryły się w moją podświadomość.
,,Unikać kruka, nosić bransoletkę, nie pamiętać tej rozmowy.’’ 
Potem była już tylko ciemność.

Rano, wbrew oczekiwaniom meteorologów, świeciło piękne słońce. Każdemu posyłało promyczek ciepła i radości, z wyjątkiem mnie. Nie lubiłam takich dni, bo nakazywały ludziom się cieszyć, ale ja nie mogę tego robić. Jestem osobą, przez którą zginął człowiek.
Kiedy tylko uniosłam głowę z poduszki poczułam ogromny ból głowy. Chyba przesadziłam wczoraj z oglądaniem filmów. Wypełzłam z łóżka i  odkryłam, że wczoraj ze zmęczenia nawet nie przebrałam się w piżamę. Pokręciłam z niedowierzaniem głową i weszłam do łazienki. Ubrałam czarne bojówki i tego samego koloru luźną bluzę. Włosy związałam i zakryłam kapturem. Miałam zamiar troszkę dziś pospacerować po okolicy, bo z tym bólem głowy i tak do niczego więcej się nie nadawałam.
Wychodząc z pokoju spojrzałam na zamknięte drzwi tuż obok moich. Czułam, że coś o nich powinnam wiedzieć. Nieee… Pewnie tylko coś mi się przyśniło.
Wchodząc do kuchni usłyszałam końcówkę rozmowy szatyna z blondynką i Eleną.
-Nie wiem. Jedno jest pewne. Damon jest w mieście i pewnie nie długo zawita do nas – powiedział Stefan.
-Nie tylko on. Tyler dostaje głupawki, co oznacza, że i wierny przyjaciel twojego barta jest w pobliżu – odezwała się wkurzona blondynka.
-Cześć wszystkim – powiedziałam, wchodząc do pomieszczenia, w którym wyraźnie odbywała się jakaś narada.
- Ooo witaj ranny ptaszku – zażartowała szatynka ze szczerym uśmiechem.
- No co ja zrobię, że kocham spać.
-W roku szkolnym chyba Stefan będzie musiał ci podkładać bombę pod łóżko, żebyś wstała na czas – zażartowała blondyna, całując mnie w policzek. – Ja uciekam! Jak będziecie coś wiedzieć o przywiezieniu węgla to dajcie znać – powiedziała i wyszła.
-Przywiezieniu węgla? – zapytałam spoglądając na drzwi, za którymi zniknęła Caroline.
-Yyy… Tak muszę go zakupić do kominka, więc panna Ferbes poprosiła, bym kupił też do jej domu.
-Aha – powiedziałam inteligentnie i wzięłam się do szukania czegoś na śniadanie. Od kiedy w kominku pali się węglem, a nie drewnem?
Podczas kiedy ja jadłam, ,,gołąbeczki’’ posyłały sobie dziwne spojrzenia. Pewnie chcieli w końcu zostać sami. Z tego powodu szybko posprzątałam po sobie. Sprawdziłam czy mam telefon i bransoletkę, po czym wyszłam z pensjonatu.
W ogrodzie zobaczyłam panią Flowers,więc  podeszłam do niej na chwilę.
- Piękne kwiaty – powiedziałam zachwycona – i te zapachy .
-Dziękuje ci, złotko. To nie są zwykłe kwiaty. To zioła.
-To, co daje nam natura jest zdrowsze od tej całej otaczającej nas chemii – powiedziałam po chwili zamyślenia.
-Tak, masz rację. Wybierasz się gdzieś?
-Tak, idę na mały spacer – odpowiedziałam.
-Amelko, nie złość się na Stefana.
- Nie mam za co być na niego wkurzona – odpowiedziałam i ruszyłam przed siebie. Jednak moja trasa szybko się skończyła. Stałam przed ścianą drzew. Na samą myśl o wejściu między drzewa, poczułam biegnący przez całe ciało zimny dreszcz. Nagle na gałęzi usiadł duży, czarny kruk. Cofnęłam się przestraszona, ale zaraz furia uderzył mi do głowy.
-Ty wstrętna kreaturo! Zniszczyłeś mój samochód – wysyczałam wściekła.
No pięknie teraz jeszcze mówię, do ptaków.  Wzięłam kamień do ręki, aby rzucić w kruka, kiedy przypadkiem napotkałam jego czarne oczy. Jakaś fala uderzyła o podświadomy mur i rozbiła go. Przed oczami stanęły mi obrazy z poprzedniego wieczora. Kamień wypadł mi z dłoni. Z przerażeniem wycofałam się. Adrenalina podskoczyła przez co po chwili siedziałam już w samochodzie z trzęsącymi się rękoma wycofywałam z podjazdu.
-O mój Boże – powiedziałam do siebie. 
Zatrzymałam się dopiero w połowie lasu i pierwszy raz od bardzo dawna z moich oczu popłynęły łzy.
-Eric, dlaczego mnie zostawiłeś z tym wszystkim samą?! – wrzasnęłam uderzając pięściami o kierownicę . 
Jak to możliwe, że szatyn jest tak szybki, silny i potrafi mi wymazać pamięć?! Czy to o tym mówiła starsza pani? Przed czym chce mnie chronić? Przed samym sobą? Na żadne z pytań nie potrafiłam sobie jednoznacznie odpowiedzieć. Wtedy coś zapukało w moje okno. Zimny dreszcz przeszedł po moim kręgosłupie. Powoli odwróciłam w tamtą stronę głowe. Na bocznym lusterku siedział ten sam kruk. Zamarłam w bezruchu, wpatrując się w jego majestatyczną pozę. Jego czarne oczy świdrowały mnie tak, jakby wiedziały o mnie wszystko.
Przypomniało mi się co powiedział Stefan. Mam unikać kruków. Mimo, że nie ufałam szatynowi to teraz szybko otarłam rękoma zapłakane oczy i wcisnęłam gaz do dechy. Kiedy kolejny raz spojrzałam na lusterko, ptaka już nie było. 
Kiedy wysiadałam z samochodu czujnie się rozglądając za niechcianym ptakiem dostrzegłam, że obok czerwonego ferrari Stefana, stał taki sam samochód tylko w kolorze czerni. Narzuciłam na głowę kaptur i szybkim krokiem weszłam do pensjonatu. Zaraz przy drzwiach zobaczyłam zmartwioną Elenę i przerażonego szatyna oraz czarną postać stojąca do mnie tyłem. Kiedy się odwrócił zobaczyłam jego niesamowicie przerażające, niebieskie tęczówki.
______________________________________________________________________________
No i mamy kolejny rozdział.
Jakoś mi nie wyszedł… Nie zbyt mi się podoba, ale nic lepszego nie wymyśle;/
Zapraszam do czytania i komentowania.
Pozdrawiam ;*

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Rozdział 4

Kolejny dzień przywitał mnie deszczem. Czasem miałam wrażenie, że to on płacze za mnie, bo ja już nie potrafię. Tak jak gorące łzy spływające po policzkach, tak i krople deszczu na szybie wprawiają mnie w smutek, ale i dają mi pewnego rodzaju energię do przetrwania kolejnych godzin.
Z tego powodu od razu po przebudzeniu wyskoczyłam z łóżka, zabierając po drodze bieliznę, ciemno niebieskie jeansy i kolejną czarną bluzę, weszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się i wysuszyłam włosy. Pierwszy raz od ponad miesiąca było mi szkoda związywać moje brązowe włosy. W końcu po chwili zastanowienia zdecydowałam się je przerzucić na jeden bok i narzucić na głowę kaptur. Złapałam jeszcze torbę, do której włożyłam dokumenty potrzebne do szkoły, telefon, kluczyki i okulary oraz założyłam czarne trampki na nogi.
Wyszłam na cichy korytarz, na którym było ciemniej niż w nocy. Wszystkie drzwi były zamknięte, a lampy pogaszone. Za moim pokojem był tylko jeszcze jeden, jednak najbardziej korciło mnie zajrzeć do pokoju Stefana. Ten chłopak miał w sobie coś dziwnego i te zapewnienia o pomocy w razie dziwnego wypadku intrygowały mnie na tyle, że musiałam się zganić w myślach. Czy ja już zwariowałam? Jak mogę podejrzewać o wampiryzm zwykłego chłopaka?!
Szybszym krokiem przeszłam przez korytarz i zbiegłam po skrzypiących schodach. No właśnie te schody… Wcale nie słyszałam ich kiedy to teoretycznie szedł po nich Salvatore. Nie! Stop! Wystarczy tych podejrzeń.
Już w pełni opanowana wkroczyłam do salonu, gdzie siedziała Elena wraz ze swoim chłopakiem. Kiedy mnie tylko zobaczyła niemal rzuciła się na mnie.
-Cześć Amelka! Jak się spało?
-Hej gołąbeczki! – Puściłam do nich oczko. – Spało mi się naprawdę dobrze – powiedziałam z uśmiechem.
-To dobrze. Jakie masz plany na dziś?
-Hm… Na razie zjeść duże śniadanie, a potem muszę zobaczyć jak idą prace w moim nowym domu i odwiedzić szkołę. Został tylko tydzień do rozpoczęcia roku szkolnego. Chyba czas się zapisać do niej – powiedziałam z miną męczennika, co wywołało śmiech zgromadzonych.
-A wieczorem? – dopytywała się dalej brązowooka.
-Jak na tę chwilę raczej żadnych – odpowiedziałam ostrożnie.
-To idealnie! – Elena klasnęła w dłonie. – Wieczorem mamy zamiar zrobić mały seans filmowy. Przyjdzie kilka naszych znajomych. Większość już poznałaś. Mam nadzieję, że posiedzisz z nami? – zapytała z nadzieją w głosie.
-Myślę, że tak – odpowiedziałam z trochę wymuszonym uśmiechem, bo tak naprawdę nie miałam ochoty na żadne imprezy. Jednak co innego zaprzątało mi teraz głowę. Gdzie oni chcą oglądać  filmy, skoro nigdzie nie ma telewizora? Wtedy zobaczyłam nowy element na ścianie obok kominka. Wyglądało to komicznie. W pokoju przypominającym muzeum, na ścianie wisiał duży plazmowy telewizor.
Stefan poszedł za moim wzrokiem, pokiwał głową znacząco i też zaczął się śmiać. Szatynka natomiast nie zwracając na nas uwagi paplała, jak bardzo się cieszy, że się pojawię. Dopiero po kilku minutach nieco się uspokoiła i pozwoliła mi iść coś zjeść. W końcu odetchnęłam z ulgą. Lubiłam tę dziewczynę, ale ciągłe uśmiechanie się bardzo mnie męczyło. W kuchni panował spokój, więc mogłam szybko zjeść płatki z mlekiem i ruszyć na zwiedzanie Mystic Falls.
Kiedy wyszłam z pensjonatu na werandę,  poczułam zapach deszczu. Od razu lepiej się poczułam. Dom działał na mnie przygnębiająco, bo nie czułam się w nim dość bezpieczna. Rozkoszując się kroplami deszczu podeszłam do auta.
Dobra teraz muszę jakoś wyjechać stąd i trafić do centrum. Wycofałam samochód z podjazdu i znalazłam się na niewielkiej drodze prowadzącej przez las. Jak ja nienawidziłam tego! Z daleka zobaczyłam niedużą sylwetkę panie Flowers, która szła z wypchaną torbą i ogromnym czerwonym parasolem. Pomachałam jej przyjaźnie i ruszyłam na walkę przeciwko moim lękom. Włączyłam radio i odtwarzach płyt z których popłynęły znane mi dźwięki ,,Mrozu’’. Wiem, że większa połowa amerykańskiej ludności nie ma pojęcia o tym świetnym polskim wokaliście, ale mój ojciec – polak zaszczepił we mnie miłość do tego języka. Chciałabym się go nadal uczyć, ale wątpię, żeby w tym miasteczku był jakiś kurs języka polskiego.
Im dalej byłam od pensjonatu tym bardziej wzrastała we  mnie panika. No ładnie, a to właśnie w tym starodawnym budynku nie czułam się bezpieczna, a teraz wróciłabym tam jak najszybciej. Wariatka ze mnie! Czas przejść się do psychiatry. Kiedy już myślałam, że zgubiłam się zobaczyłam znak skrzyżowania, na którym siedział ogromny czarny kruk. Takiego okazu jeszcze nie widziałam, ale to nie on był teraz najważniejszy. Znak pod nim utwierdził  mnie w tym, że zaraz skończy się las, a ja wyjadę na główną drogę.
Kiedy już byłam bezpieczna ruszyłam w kierunku mojego nowego domu. Odruchowo spojrzałam w boczne lusterko i wrzasnęłam, bo siedział na nim ten sam ogromny kruk. Na początku przeraziły mnie jego czarne, paciorkowe oczy i mocny, zakrzywiony dziób, ale potem dotarło do mnie, że to ptaszysko podrapie mi lakier na samochodzie. Szybko zatrzymałam samochód, aby go odegnać, ale kruka już nie było.  Sprawdziłam miejsce gdzie siedział. Na lakierze widoczna była wydrapana, ładnie zdobiona litera ,,D’’. Co to ma do cholery być? Wkurzona wsiadłam do samochodu i z piskiem opon ruszyłam do domu.
Reszta dnia minęła mi dość szybko i bez żadnych dziwnych wydarzeń. Mój nowy dom ma się coraz lepiej i pracownicy mówią, że najpóźniej za dwa tygodnie będę mogła się wprowadzać. W szkole przywitał mnie dyrektor i osobiście wpisał na listę uczniów. Wszystko byłoby doskonale, gdyby nie rysy na moim kochanym aucie. Od kiedy to ptaki umieją pisać? Czy to o takich dziwnych wydarzeniach mówiła Elena i Stefan? W mojej głowie rodziły się co raz nowsze pytania. Cóż, jedno było pewne. Musze poszukać jakiegoś taniego, dobrego lakiernika.
Głodna, zła i zmęczona dojechałam do pensjonatu grubo po szesnastej. Niestety w salonie krzątała się Elena, Caroline i Bonnie. Zawzięcie szykowały małą sale filmową. Przywitały się ze mną ciepło. Dopiero teraz zorientowałam się, ze blondynka ma w sobie coś podobnego do Stefana. Zdziwiona odeszłam od nich pod pretekstem chwilowego odpoczynku.
,,Erick, co tu się dzieje?’’ – pomyślałam zamykając za sobą drzwi mojej sypialni.
Przeczesałam zmoczone końcówki włosów i zmieniłam bluzę na suchą. Tak przyszykowana zeszłam na dół coś zjeść.
-I jak byłaś w szkole? – zapytała krzątająca się po kuchni Elena.
-Tak i nawet dostąpiłam zaszczytu wpisania na listę uczniów prze samego dyrektora – powiedziałam z ironią w glosie, na co szatynka zachichotała.
-A twój dom?
-Podobno za dwa tygodnie będę już tam mieszkać.
kiedy w końcu się najadłam do pensjonatu zaczęło napływać więcej osób. Przyszedł już wcześniej poznany przeze mnie Jermy, Matt, a także Tyler, Jenna i Alaric.
Jenna to ciotka Eleny, a ten ostatni to jej chłopak i nauczyciel historii.
Niespodziewanie wszyscy stanęli przodem do mnie, a Caroline rozpoczęła powitalne przemówienie i wręczyła mały pakunek. Od razu spaliłam buraka i podziękowałam z wymuszonym uśmiechem. Nie lubiłam jak zbyt dużo osób zwraca na mnie uwagę, więc byłam wdzięczna kiedy usłyszałam głos mojego współlokatora.
-Jaka jest tematyka przewodnia dzisiejszego wieczoru? – zapytał Stefano, a wszyscy za wyjątkiem mnie krzyknęli
-Wampiry! – i wybuchęli śmiechem.
Nie wiem co ich tak rozbawiło, ale w odpowiedzi na to szatyn pogroził im palcem i włączył Dracule. Potem oglądaliśmy jeszcze jedną z części ,,Underworld’’ i wszystkie możliwe ,, Zmierzchu’’. W przerwach mogłam porozmawiać z Mattem dzięki czemu nie czułam się tam zbyt obco.  
Prezentem powitalnym okazała się delikatna srebrna bransoletka o dziwnym ziołowym zapachu.
Po dwudziestej trzeciej wszyscy zebrali się do domów, a ja z szatynem wzięłam się za sprzątanie. Byłam dosyć padnięta, ale nie chciałam go zostawiać samego. No może nie do końca. Od jakiejś pół godziny było widać dalekie błyski co zwiastowało nadchodzącą burzę. W sumie to sama nie wiedziałam co mnie bardziej przeraża : zielonooki czy burza.
Kiedy skończyliśmy, nie miałam już wyboru. Ruszyłam wolnym krokiem na piętro, zostawiając szatyna w salonie z książką w rękach. Kiedy stanęłam przed drzwiami do mojego pokoju zauważyłam, że te tuż obok są uchylone. Kiedy błysnęło  w szczelinie zobaczyłam stojącego w środku mężczyznę. Wrzasnęłam jak wariatka i rzuciłam się biegiem na dół.
- Stefan! – krzyczałam już od połowy schodów – Stefan!
Nagle szatyn zmaterializował się tuż przede mną ze zmartwioną miną. Odskoczyłam od niego jak oparzona.
-Co się stało?
-T-Tam n-na g-górze… - jąkałam się
-Amelka spokojnie. Jestem tu przy tobie. Powiedz mi co się stało?
-W pokoju, tym na końcu korytarza, ktoś jest! – powiedziałam płaczliwie.
-Spokojnie. Pojdę sprawdzić, a ty zejdź na dół i poczekaj na mnie, dobrze?
Pokiwałam potakująco głową i trzęsącymi się nogami ruszyłam do salonu.
______________________________________________________________________________
Wiem, wiem ciągły brak Damona, ale już nie długo się pojawi. Obiecuje!
Zapraszam do czytania i komentowania.
Pozdrawiam ;*

czwartek, 2 sierpnia 2012

Rozdział 3

Wspomnienie było we mnie tak żywe podczas zetknięcia się naszych dłoni, że chciałam zacząć wrzeszczeć i zapewne tak by się skończyło nasze pierwsze i ostatnie spotkanie, gdyby w progu domu nie pojawiła się starsza, siwa pani.
- Witaj skarbie! To pewnie ty jesteś Amelia, prawda? – zapytała.
Wyminęłam szerokim łukiem zdziwioną parę i na drżących nogach podeszłam do staruszki.
- Tak, jestem Amelia Johnson, a pani to pewnie właścicielka pensjonatu? – zapytałam podając rękę na przywitanie.
-Tak, złotko chodź do domu pokażę ci twój pokój. Martwiłam się o ciebie. Powinnaś dojechać jakieś dwie godziny temu.
-Owszem, ale miałam problem z trafieniem tu. Na szczęście pomogła mi Elena.
-Tak, tak ona i Stefano to dobre dzieciaki- powiedziała pani Flowers i pociągnęła mnie do środka.
Dom był przestronny i utrzymany w starodawnym stylu, co nadawało mu klasy i ducha odpoczynku. Wchodząc tam czuło się jakby człowiek przenosił się w inny czas, spokojniejszy i bardziej odprężający, gdzie nikt się nigdzie nie spieszył. W salonie był duży kominek, w którym wesoło igrały ogniki nadając dodatkowy nastrój. Jednak po mimo tego, dom wprawiał mnie w przerażenie. Wyczuwałam w nim coś niepokojącego. Może z tego powodu, że schody prowadzące na piętro mocno skrzypiały przy każdym naszym kroku, a może dlatego, że wszędzie były zasłonięte kotarami okna. Pomieszczenia były utrzymane w półmroku.
Panie Flower zatrzymała się dopiero przy samym końcu korytarza i otworzyła jedne z licznych drzwi. Uderzyła w nas fala światła słonecznego. Ucieszyło mnie to na tyle, że miałam ochotę rozpłakać się. Zaczynałam się już czuć jak w jakimś grobowcu.
Mój pokój był utrzymany w kolorze ciemnego fioletu, ale okno znajdujące się naprzeciwko drzwi było na tyle duże, że słońce doskonale oświetlało całe pomieszczenie. Po prawej stronie stało duże łóżko z narzutą w kolorze jasnego fioletu i pięć dużych beżowych poduszek. Za łóżkiem, tuż przy oknie stało biurko z jasnego drewna i rzeźbione krzesło. Po lewej stronie stała duża szafa i komoda w kolorze takim jak reszta mebli oraz drzwi jak się potem okazało do niedużej łazienki w kolorze beżu i brązu.
-Mam nadzieję, że będzie ci się tu podobało.
-Tak ,jest pięknie – powiedziałam posyłając starszej pani ładny uśmiech.
-Zaraz Stefan wniesie resztę twoich rzeczy, więc będziesz mogła się rozpakować i rozgościć. Potem pewnie będziesz głodna, więc kuchnia jest po lewej stronie  od wejścia do domu. Jeśli będziesz coś potrzebowała to pewnie tam mnie znajdziesz, a jeśli nie to na pewno Stefan ci pomoże – powiedziała i wyszła zostawiając mnie samą.
Bez sił opadłam na łóżko i ukryłam w dłoniach twarz. Co ja w ogóle wyrabiam? Przecież wampiry nie istnieją, a to, co widziałam tamtej pamiętnej nocy to wytwór mojej wyobraźni. Nie chce, żeby wzięli mnie za wariatkę! Ściągnęłam kaptur i okulary, kiedy do pokoju wszedł obładowany moimi rzeczami zielonooki szatyn.
-Wszystko w porządku? – zapytał widząc moje podkrążone oczy, albo może tyczyło się to mojego wcześniejszego zachowania?
Od razu nasunęłam na nos okulary.
-Tak wszystko ok. Dziękuje za pomoc. Jeśli możesz to połóż to wszystko obok szafy.
Chłopak kiwnął głową  z uśmiechem i zrobił to co mu kazałam. Po czym poszedł po resztę moich rzeczy.
-To chyba wszystko. Gdybyś czegoś potrzebowała, to mieszkam dwa pokoje wcześniej.
-Dziękuje- odpowiedziałam tylko.
Do końca dnia zajęło mi rozpakowywanie swoich rzeczy i układanie ich na miejscu. Kiedy w końcu skończyłam za oknem było już całkiem ciemno. Nic dziwnego skoro według mojego zegarka była już dwudziesta pierwsza. Wzięłam luźne dresowe rybaczki i świeżą bluzę, i poszłam wziąć prysznic. Woda rozluźniła moje mięśnie, które były spięte przez długą jazdę samochodem. Nie spałam już od doby, jednak burczący brzuch i tak nie pozwoliłby mi zasnąć. Musiałam coś zjeść, ale samotne włóczenie się po ciemnym domu nie było dość kuszące. Ostatecznie jednak wygrał głód. Narzuciłam na głowę kaptur i wyszłam z pokoju. Ku mojemu zaskoczeniu i jednocześnie szczęściu korytarz był dość dobrze oświetlony. Zeszłam jak najciszej się dało po skrzypiących schodach, bo nie chciałam nikogo obudzić.
Kuchnie znalazłam bez problemu i od razu dopadłam się do lodówki. Odnalazłam w niej moje ulubione masło orzechowe i zabrałam się za robienie kanapek.
-Cześć! Nie śpisz jeszcze?
Usłyszałam głos szatyna tuż za sobą tak nagle i niespodziewanie, że upuściłam nóż i podskoczyłam ze strachu. Myślałam, że Stefano zacznie się śmiać jak każdy inny chłopak po nastraszeniu dziewczyny, a on zrobił przepraszającą minę.
-Nie chciałem cię przestraszyć. Myślałem, że słyszałaś jak wchodzę – tłumaczył się.
-Nic nie słyszałam, ale to pewnie przez to, że jak zwykle się zamyśliłam. Zrobić tobie też kanapkę? - zapytałam uprzejmie.
-Nie, dzięki. Przyszedłem napić się… yyy… wody – zakończył z dziwnym wyrazem twarz.
Nie! Szukam dziury w całym.
Kiedy usiedliśmy razem przy małym stoliczku w kuchni szatyn popijając ciecz nie spuszczał ze mnie wzroku. Owszem,  był niesamowicie przystojny, ale to się dla mnie nie liczyło. Nie wiem dlaczego, ale bałam się go. Wszystko przez te moje halucynacje! Ręka w której trzymałam kanapkę drżała ukazując mój stan emocjonalny. Od razu pożałowałam, że nie zabrałam ze sobą przyciemnianych okularów.
- Wszystko z tobą dobrze? Trzęsiesz się – powiedział łagodnie.
-Tak… yyy… wiesz to dlatego, że rzucam palenie – wypaliłam.
Stefano pokiwał ze zrozumieniem głową, ale czułam, że mi nie uwierzył.
-Dlaczego ciągle nosisz na głowie kaptur lub zakrywasz oczy okularami?
-Wiesz jestem bardzo zmęczona, a jeszcze muszę zadzwonić do rodziców – wstałam szybko od stołu i podeszłam do zlewu, aby umyć talerzyk po posiłku.
-Amelia, wiem że to może dziwnie zabrzmi, ale jeśli coś by się działo dziwnego to, zawsze możesz powiedzieć o tym mi lub Elenie.
Kurde o co im wszystkim chodzi? Każdy robi jakąś tajemnice i do tego przestrzega mnie przed ,, dziwnymi wydarzeniami’’, to wszystko mnie przerażało.
Kiedy tylko uporałam się ze zmywaniem, nalałam sobie kubek wody i odwróciłam się w stronę Stafana w celu udzielenia mu odpowiedzi, jednak jego już tam nie było. Zdziwiona poszłam do swojego pokoju. Upiłam duży łyk wody i spojrzałam na zegarek. Było już po dwudziestej drugiej, ale wiedziałam, że rodzice pewnie nie śpią i czekają na jakąś wiadomość ode mnie, więc wybrałam dobrze mi znany numer. Już po pierwszym sygnale usłyszałam w słuchawce mamę.
-Halo!
-Cześć mamuś!
-No nareszcie, już myśleliśmy z ojcem, że coś ci się stało!
-Nic mi nie jest. Szczęśliwie dojechałam do pensjonatu, rozpakował się i najadłam.
-To dobrze. Jak ci się tam podoba?
-Jest fajnie. Miła okolica i ludzie.
-No to teraz możesz odpocząć. Śpij dobrze i pamiętaj, żeby jutro zobaczyć jak idą prace w twoim domu. Ściskamy cię z tatą mocno.
-Tak, pamiętam. Całuje was mocno. Dobranoc.
-Dobranoc.
Odłożyłam telefon na brzeg łóżka, po czym przebrałam się w piżamę i położyłam się spać. Już po chwili oddałam się w ramiona Morfeusza, aby śnić o tajemniczych, niebezpiecznych, czarnych oczach.
No i mamy kolejny rozdział! Ostatnio mi się nudzi i dlatego tak często dodaje coś nowego. Mam nadzieję, że was nie zanudziłam.
Pozdrawiam ;D

Łączna liczba wyświetleń