..........@..@..@........@...@...@
........@............@....@.................@
........@.......((....@...../)/)........@
..........@.....(=':')........(':'=).........@
............@...(..(")(")..(")(")..)...@
................@.....................@
....................@.............@
............... .........@.....@
.............................@
Moc prezentów od zajączka
co koszyczek trzyma w rączkach
Wielu wrażeń, mokrej głowy
w poniedziałek dyngusowy.
Życzę jaja święconego
i wszystkiego najlepszego!
sobota, 30 marca 2013
poniedziałek, 25 marca 2013
Rozdział 28
Całą drogę
powrotną spędziłam na tępym wpatrywaniu się w przednią szybę samochodu Damona.
W mojej głowie toczyło się za dużo myśli, abym mogła spokojnie zasnąć. Po
śmierci Ericka myślałam, że już nic gorszego nie może mnie spotkać. Dopiero
teraz wiem jak bardzo się myliłam. Od dziś nie jestem swobodną jednostką. Od
dziś jestem własnością wampira. W sumie byłam nią już od urodzenia, ale o tym
nie wiedziałam. Nigdy nie zapomnę tej decyzji moim rodzicom. Wyjeżdżając z Los
Angeles nawet się z nimi nie pożegnałam. Nie potrafiłam. Nienawidzę ich z
całego serca. Damon kiedyś osoba, która swoją urodą i czarem przyciągała mnie
do siebie i sprawiała, że gdy mnie dotykał czułam niesamowite dreszcze
podniecenia, teraz stała się odległy i odrzucający. Na samą myśl, że mógłby mnie
pocałować robi mi się niedobrze. Rodzi się teraz tylko jedno pytanie. Czy chce
stać się jego niewolnicą, czy umrzeć ? Wybór był straszny. Myśl o śmierci
przerażało mnie tak jak bycie własnością wampira. Do tego we wszystko wmieszał
się Klaus. Stając się Królową Wilkołaków stałam się także i jego nieodzowną
częścią . Muszę odnaleźć moich przyjaciół, a mogę to zrobić tylko pomagając
pierwotnemu. Pozostaje mi przyjąć do wiadomości, że jestem narzeczoną Damona.
Nie to jest chore! Nigdy. Powtarzam, NIGDY nią nie zostanę?! Musi być jakieś
inne wyjście.
Głowa mi
pękała, a oczy zamykały się ze zmęczenie, ale nadal nie mogłam zasnąć. Musiałam
być czujna. Nie mogłam pozwolić, żeby starszy Salvatore chodź przez chwile mnie
dotknął. Nie jestem małą dziewczynką. Dam sobie radę. Mieszkać w pensjonacie
też już nie zamierzam, ale to już najmniejszy problem. Jutro mam odebrać kluczę
od mojego domu. W sumie mogłabym już dziś tam nocować. Z determinacją
wyciągnęłam telefon z kieszeni i wybrałam numer Caroline. Ona była wymarzoną kandydatką
do wykonania mojego pomysłu. Czułam na sobie wzrok czarnowłosego, który śledził
każdy mój ruch.
- Halo?
- Cześć!
Masz wolny wieczór? – zapytałam
- Cześć,
Amelka! Pewnie, a co tam?
- Jedź do
pensjonatu i spakuj moje rzeczy, apotem
podwieź do mojego domu. Stefan, albo Elena podadzą ci dokładny adres.
- Dobrze,
nie ma sprawy, ale stało się coś? – zapytała wampirzyca zmartwionym głosem.
- To nie
rozmowa na telefon. Zrobisz to dla mnie?
- Oczywiście.
- Dziękuje.
- Do
zobaczenie.
Dom stał
nadal pusty. Nie miałam kiedy szukać mebli, więc będę musiała się tym zająć w
tym tygodniu. Przynajmniej będę mniej myśleć o tej całej więzi. Co jeszcze
potrzebuje? Zdecydowanie łóżko, albo chociaż wygodny materac. Wybrałam kolejny
numer. Może przy okazji zrobię jakiś dobry uczynek.
- Słucham
cię, kochana – usłyszałam już po pierwszym sygnale oczekiwania.
- Mam do
ciebie prośbę, Klaus.
- A więc
słucham?
- Chciałabym
przenocować w moim domu, ale niestety nie mam tam żadnego łóżka. Mógłbyś coś
załatwić jak dojedziesz do Mystic Falls?
- Prosisz
najsilniejszą hybrydę na ziemi o to by kupiła ci wygodne łóżko ? – zapytał rozbawiony.
- Cóż, jak
nie chcesz to nie. Po prostu Caroline ma się zająć przewiezieniem moich rzeczy
z pensjonatu, ale jak nie to nie. Na razie.
- Czekaj?!
Za godzinę będziesz miała najlepsze i najwygodniejsze łóżko w całych Stanach –
powiedział i się rozłączył. Na moich ustach pojawił się delikatny uśmiech.
- Amelia? –
na słowa Damona mina mi zbledła.
- Tak ? –
odpowiedziałam jakby od niechcenia.
- Wiem, że
mi nie ufasz, ale proszę uważaj na Niklausa.
- Myślałam,
że się przyjaźnicie.
- Jeszcze
wiele nie wiesz… - odpowiedział tajemniczo.
Chciałam
zapytać o czym mówi, ale już po minie widziałam, że nic więcej mi nie powie.
Dopiero
teraz dotarła do mnie moja gafa. Starszy Salvatore został zaproszony do mojego
nowego domu, więc może tam wchodzić kiedy tylko chce. Reszta drogi minęła mi
bardzo szybko. Damon od razu odwiózł mnie pod mój dom, gdzie czekała już
Caroline z Klausem. No tak oni nie mogli wejść do środka.
Kiedy tylko
wysiadłam znalazłam się nagle w ramionach blondynki.
- Boże, jak
ty się trzymasz? Przepraszam, głupie pytanie. Chodź musisz odpocząć – mówiła.
Najwidoczniej
Niklaus opowiedział jej całą sytuacje. Może i lepie, bo nie miałabym siły opowiadać
tego wszystkiego.
- Zapraszam
cię do środka, Caroline – powiedziałam zabierając kilka swoich walizek. W progu
zatrzymało mnie ciche chrząknięcie.
- Klaus,
przepraszam. Nie ufam ci aż tak bardzo – powiedziałam odwracając się do niego.
- Cóż,
rozumiem - powiedział zrezygnowany
- Zaraz powinni pojawić się panowie z
łóżkiem. Klucz do domu ma Caroline. Pracownicy byli bardzo mili – powiedział z
dziwnym uśmiechem. Mam nadzieję, że nie zrobił im nic złego.
- Dziękuje
za wszystko.
Pierwotny
ukłonił się ostentacyjnie i wsiadł do swojego wozu.
- Pomóc ci w
czymś ? – zapytałam Damon podchodząc bliżej.
- Nie dziękuję.
Poradzimy sobie z Caroline.
- Jeśli
chciałabyś porozmawiać, to wiesz gdzie mnie szukać.
- Tak –
odpowiedziałam i po prostu weszłam do środka zamykając za sobą drzwi. W końcu
odetchnęłam z ulgą.
Po chwili
pojawili się monterzy z meblami. Okazało się, że oprócz łóżka otrzymałam także
toaletkę, komodę i przestronną szafę w komplecie. Wszystko było zrobione z
ciemnego drewna, pięknie rzeźbionego.
- Nie spodziewałam
się – powiedziałam do wampirzycy.
- Klaus czasem
przesadza w takich sprawach, ale przyznam, że to miłe – powiedziała lekko się
uśmiechając.
- Tak bardzo
miłe. Będę musiała podziękować mu. Może na
balu… A właśnie. Wybierasz się na niego?
- Nie bardzo
mam ochotę. Zaprosił mnie Klaus jako osobę towarzyszącą.
- Idź ze
mną. Ja muszę iść jako jego nowa zdobycz i Królowa Wilkołaków, a na pewno nie
pójdę w towarzystwie Damona.
- Właśnie,
jak się trzymasz?
- Chyba nie
chce o tym mówić. Jestem w sytuacji bez wyjścia. Muszę najpierw to sobie
poukładać w głowie.
Rozmowę
przerwał nam natarczywy dzwonek do drzwi. Niechętnie wstałam z nowego,
wygodnego łóżka i poszłam otworzyć.
W drzwiach
stała Elena z Bonnie. Obydwie rzuciły mi się na szyję, a następnie po prostu w paradowały
do środka. Przyniosły ze sobą pizze, cole, chipsy i duże ilości wina.
- Co wy tu
robicie?
- To moja
wina – powiedziała z miną małej dziewczynki, blondynka. – Ja je zaprosiłam.
- Nie
zostawimy cię w takiej chwili samej – powiedziała pewnie Elena rozdając nam po
butelce winna.
- Cóż,
przynajmniej wypróbujemy łóżko zakupione przez samego pierwotnego. Jak coś
jutro zgłosimy mu reklamacje –
powiedziałam i wszystkie buchnęłyśmy śmiechem. Miały rację. Upicie się nie jest
w takim momencie najgłupszą możliwością.
________________________________________________________________________________
Proszę o komentarze. Ta czynność naprawdę nie zajmuje dużo czasu, a mnie motywuje do dalszego pisania.
Z góry dziękuje i pozdrawiam ;*
________________________________________________________________________________
Proszę o komentarze. Ta czynność naprawdę nie zajmuje dużo czasu, a mnie motywuje do dalszego pisania.
Z góry dziękuje i pozdrawiam ;*
sobota, 16 marca 2013
Rozdział 27
Biegałam jak
najszybciej potrafiłam, jakbym w ten sposób mogła zgubić gdzieś za sobą
wszystkie swoje problemy. Jednak one nie chciały tego uczynić byłam nimi
splątana tak jak sznurem w moim śnie. Byłam pewnego rodzaju marionetką w rękach
rodziców, którzy bez skrupułów sprzedali mnie potworowi. Jak mogli?! Serce
kołatało mi się nie zdrowo w piersi i jednocześnie dotkliwie zranione przez
najbliższych, bolało. Oczy miałam zasnute łzami, które skapywały na moją
koszulkę.
W końcu
stanęłam w jakimś odludnym miejscu i osunęłam się na ziemie. Najchętniej
rozpłynęła bym się w tym zachodzącym słońcu, ale nie potrafiłam. Najgorsze było
to, że nie miałam pojęcia jak będzie wyglądało dalsze moje życie. Nie
wiedziałam jak wyjść z tej sytuacji. Najchętniej poszłabym się upić, aby
zapomnieć o tym jak bardzo zranili mnie moi rodzice.
Z daleka
dostrzegłam idącą w moją stronę postać. Przetarłam załzawione oczy, aby
dostrzec kto mnie obserwuje. Na polane, na której właśnie się znajdowałam
wszedł Klaus z poważną miną. No tak! Jeszcze do tego jestem jakąś cholerną
królową…
- Odejdź! –
chlipnęłam.
- Nie
zostawię cię samej.
- Nie
wtrącaj się to nie jest twoja sprawa!
- Owszem ,
obecnie jak najbardziej moja – powiedział i nie zwracając uwagi na moje
sprzeciwy usiadł obok mnie. – Są trzy powody, dla których to jest moja sprawa. Po
pierwsze jesteś potrzebną mi Królową Wilkołaków.
Na te słowa
prychnęłam zniesmaczona.
- No tak!
Nie pozwolisz mi się oddalić…
- Po drugi –
kontynuował nie zrażony moim tonem – Damon to mój przyjaciel. Po trzecie, nawet
cie polubiłem.
Na mojej
zapłakanej twarzy na te słowa wypłynął delikatny uśmiech. Jakoś tak cieplej
zrobiło mi się na sercu. Pierwotny odwzajemnił uśmiech ,a potem spojrzał w
gwieździste niebo.
- Czasem,
życie pisze zadziwiające scenariusze.
- Tuż przed
wyjazdem, patrząc jak dziś w niebo poprosiłam spadającą gwiazdę, abym mogła się
dowiedzieć czemu przeżyłam wypadek samochodowy – powiedziałam ulegając
melancholijnemu nastrojowi Niklausa.
- Na to
pytanie może ci tylko odpowiedzieć Damon.
- A co on ma
z tym wspólnego?
-
Porozmawiaj z nim, a się dowiesz – powiedział spoglądając w kierunku, z którego przyszedł.
Na
horyzoncie pojawiła się znana mi doskonale czarna postać.
- Nie mam
ochoty z nim rozmawiać – powiedziałam zaciskając usta.
-
Porozmawiasz z nim teraz grzecznie, bo martwa nie pomożesz swoim przyjaciołom –
powiedział spokojnie pierwotny i jak gdyby nigdy nic wstał i odszedł kawałek –
Widzimy się jutro w Mystic Falls i nic nie kombinuj, bo wykopie cię nawet z pod
ziemi.
Po tych słowach
szybkim krokiem ruszył w drogę powrotną zostawiając mnie z moim narzeczonym.
Jak to w ogóle brzmi!
- Czemu
martwa nie pomogę przyjaciołom? – zapytałam zaniepokojona słowami Klausa.
- Sytuacja
jest dość ciężka. W skrócie twoje życie zależy od mojej obecności w nim. Kiedy
zniknę z niego lub będę za daleko zaczniesz usychać jak ścięty kwiat.
Na te słowa
przełknęłam głośno ślinę, a strach uderzył we mnie niespodziewanie.
- Jaką mam
pewność, że ta więź istnieje?
- Dzięki
niej mogę manipulować twoim ciałem. Kazałem ci założyć czerwona bieliznę. Mimo
ze umysł się buntował ciało wykonało rozkaz.
- Można ją
jakoś przerwać?
Kolejna fala
strachu uderzyła we mnie, kiedy głowa Damona zaczęła kręcić się zaprzeczając.
Wampir mógł ze mną zrobić co mu się tylko podobało. Mógł mnie do wszystkiego
zmusić! Stałam między wampirem połączonym ze mną więzią, a pierwotnym, któremu
byłam potrzebna w nie do końca wiadomym celu. Moja życiowa droga została
zamknięta z każdej strony. Zostałam na niej sama i zagubiona.
- Podobno
wiesz, czemu przeżyłam wypadek. Czy to ty… Czy ty zabiłeś Ericka?
- Owszem
byłem tam, ale nikogo nie zabiłem. Polowałem, kiedy usłyszałem twój wrzask. Gdy
dotarłem na miejsce było za późno dla twojego chłopaka.
- Uratowałeś
mi życie.
- Drugi raz.
- Jak to? –
zapytałam zdziwiona.
- Uratowałem
twoich rodziców z płonącego domu. Twoja mama była wtedy w ciąży z tobą. W
ramach wdzięczności ofiarowali mi ciebie. Uważali, że ze mną będziesz
szczęśliwa.
Na te słowa
parsknęłam śmiechem.
- Powinni
raczej dać mi wybór z kim będzie mi lepiej! – powiedziałam gwałtownie wstając. –
To co jak nie chce umrzeć mam teraz
wyjść za ciebie? Iść z tobą do łóżka? Czy coś jeszcze innego? – zaczęłam
krzyczeć zrozpaczona – To tak ma wyglądać moje szczęście?
- Proszę nie
płacz – powiedział także wstając i przysuwając się do mnie. Podniósł rękę jakby
chcąc otrzeć łzy spływające po moim policzku, ale ja cofnęłam się w tył. – Na początek
wrócimy do Mystic Falls, bo Klaus ci nie odpuści.
Popatrzyłam
na niego z powątpieniem. Mówił o tym jakby to wszystko było takie oczywiste i
normalne. Na samą myśl, że mógłby mnie do czegoś zmusić robiło mi się nie
dobrze. Głowa pulsowała mi z bólu, nie mogąc poukładać wszystkim informacji.
Kręciło mi się od nich w głowie. Czułam się jakby moje życie od tej pory nie istniało.
Od tej pory wszystko zależało od Damona. Bałam się. Tak okropnie się bałam przyszłości.
- Obiecuje
ci, Amelko, że do niczego cię nie zmuszę. Nigdy.
- Jaką mam
pewność.
- Nie masz
jej – powiedział zrezygnowanym głosem i po prostu wyciągnął do mnie rękę. –
Pozwól sobie pomóc.
Chwile wpatrywałam się w jego dłoń jak w węża, ale już po chwili
wiedziałam, że sama sobie z tym nie poradzę. Wszystko zależało od niego.
Podałam drżące palce i już po chwili znalazłam się w jego objęciach z głośnym szlochem.
Nie potrafiłam się opanować. Musiałam wszystko z siebie wyrzucić.
_______________________________________________________________________
Dziś nie co
krotko, ale mam ostatnio bardzo mało czasu ;/
Mam
nadzieję, że rozdział wam się podobał.
Pozdrawiam:*
piątek, 8 marca 2013
Rozdział 26
- Klaus, co
ty tu robisz? – zapytałam totalnie zdezorientowana.
- Powiedzmy,
że nowe okoliczności sprowadziły mnie, aż tu – odpowiedział z uśmiechem szaleńca.
- Witaj,
Amelko! – usłyszałam uradowany głos mojej mamy, która wybiegła z domu, a za nią
wyszedł tata. Rodzicielka zamknęła mnie w mocnym uścisku, jakby chciała się
przekonać, że jestem cała. Także bardzo się za nimi stęskniłam, ale teraz moją
głowę zaprzątały inne sprawy. Musiałam mieć pewność, że rodzice są bezpieczni i
dowiedzieć się czego tu chce pierwotny?
- Witaj,
mamo – odezwałam się w końcu i wtuliłam się w jej matczyne ramiona.
- Wejdźmy do
domu – powiedział sucho tato, wcale nie zwracając na mnie uwagi. Było to co
najmniej dziwne z jego strony. Jednak nie zapytałam o co chodzi, tylko
posłusznie poszłam w stronę wejścia. Zatrzymałam się przy drzwiach, aby
zaprosić do środka Damona, ale on bez najmniejszych problemów przekroczył próg.
- Ale jak? –
zachłysnęłam się powietrzem. Zdecydowanie coś w tym wszystkim było nie tak.
Wampir nie kwapił się z wyjaśnieniami, tylko wyciągnął do mnie rękę, abym mogła
ją uchwycić tak jak na cmentarzu. Odtrąciłam ją stanowczo, mimo że wyraźnie
potrzebowałam psychicznego oparcia w drugiej osobie i sama pomaszerowałam do
kuchni, gdzie siedziała już hybryda i moi rodzice.
- Czy
wyjaśni mi ktoś łaskawie, co mają moi rodzice do Wilkołaczej Jedności Los
Angeles? – zapytałam siadając naprzeciwko Niklausa. Rodzice spuścili wzrok, a
Damon stojący w wejściu do kuchni spoglądał z wyczekiwaniem na hybrydę, więc i
ja posłałam w jego stronę zimne spojrzenie.
- Doszły
mnie słuchy, że twoi rodzice bardzo interesują się tą organizacją.
- Owszem –
przytaknął mój ojciec.
- Kto ci to
powiedział?
- Niech pan
powie, co uruchamia gen? – powiedział Nick nie zwracając uwagi na moje pytanie.
- Uruchamianie
go jest zakazane – odpowiedział spokojnie mój ojciec.
- Chyba się
nie zrozumieliśmy. Masz odpowiedzieć szczerze na każde moje pytanie –
powiedział spokojnym głosem Klaus, ale jego nakaz wywarł na mnie ogromne
wrażenie. Ja nawet mając werbenę przy sobie nie wiem czy była bym w stanie mu
odmówić.
- A więc? –
ponaglił mojego ojca, na którego czole pojawiły się kropelki potu.
- Do
uruchomienia genu potrzebna jest Królowa Wilkołaków.
- Tak
lepiej. Kim ona jest?
- To… - powiedział zaciskając mocno szczękę, ciężko
ze sobą walczyć – To moja córka.
Szczęka
opadła mi do samej ziemi. Jak to? Ja mam być jakąś Królowa Wilkołaków?!
- Skąd ta
pewność? – prowadził dalej przesłuchanie, blondyn.
- Ma znak na
plecach.
- Jaki znak?
Nie mam żadnego znaku! – krzyknęłam szybko wstając z krzesła.
- Jest
niewielki i dla ludzkiego oka przypomina zwykły pieprzyk. Po uruchomieniu genu
znak się rozrośnie.
Krążyłam
niespokojnie po pomieszczeniu jak zamknięta w klatce. Faktycznie miałam między
łopatkami nieduży pieprzyk. Czy to może być ten znak królowej?
Nagle Klaus
zmaterializował się za mną i uniósł mi koszulkę.
- Zostaw
mnie ! – wrzasnęłam, próbując się wyrwać, mimo że i tak to było nie możliwe.
- Wszystko
dobrze, księżniczko – powiedział uspokajająco Damon – Tylko spojrzymy.
Mimo że
chciałam zaprzeczyć i wyrwać się z rąk Niklausa, moje ciało przestało się
szarpać jakby przestało mnie słuchać.
- O cholera!
– sapnął Damon, a Klaus zaśmiał się pogodnie.
- To
niewątpliwie piękny dzień . Powiedz nam jeszcze jak Królowa ma uruchomić gen?
- Nie mam pojęcia.
Ciągle nad tym pracuje.
- Cóż, z tym
sobie już poradzimy prawda, kochanie? – powiedział pierwotny opuszczając moją
koszulkę i poklepując mnie po plechach.
- Nie mam
zamiaru w niczym ci pomagać, nie mając pojęcia po co chcesz uruchomić gen?
- Doprawdy?
A ja mówię, że zrobisz wszystko co ci powiem, by uratować swoje ukochane
baranie stadko.
Wiedział
gdzie uderzyć, abym całkowicie się poddała.
- Jeśli jest
Królową to także wilkołakiem? – zapytał zaniepokojony Damon.
No tak to
możliwe! Co ja teraz zrobię? Nic gorszego przytrafić mi się nie mogło. Nie
dość, że stanę się własnością Klausa to miałabym przeżywać przemianę co
miesiąc. Wiedziałam od Tylera, że ból jest praktycznie nie do wytrzymania.
- Nie,
Królowa jest zwykłym człowiekiem, więc wasza więź pozostanie bez zmian.
- Co? Jaka
więź?! – zapytałam.
- Czekałem
na ten moment – powiedział Klaus i rozsiadł się wygodnie na krześle oczekując na
przedstawienie.
- Nie
powiedziałeś jej ? – zapytała mama.
Czułam jak
atmosfera zgęstniała, a po moich plecach przeszedł zimny dreszcz. Nie
wiedziałam, czy chce usłyszeć to co zawisło teraz nad nami.
Wampir
odchrząknął jakby chciał się pozbyć swoich obaw.
- Amelio –
zaczął spokojnie – pamiętasz co mówiłem na cmentarzu?
Przytaknęłam
przypominając sobie , jego wyznanie, że nigdy nie chciał bym cierpiała.
- Twoi
rodzice oddali mi ciebie, przyrzekli. Od urodzenia jesteś moją narzeczoną.
Popatrzyłam
się na niego jak na wariata i po prostu wybuchłam śmiechem. To co mówił było po
prostu niedorzeczne. Tylko on potrafił wymyśleć taką głupotę, ale kiedy nikt
inny się nie śmiał, a tata patrzył na mnie przepraszającym wzrokiem przestałam
być czegokolwiek pewna.
Wampir
zrobił krok w moją stronę, a ja poczułam strach, przerażenie, obrzydzenie.
Zostałam zdradzona przez najbliższych.
- Nie
zbliżaj się!
- Wyjaśnimy
ci wszystko. Obiecuje – mówił Damon i nadal szedł w moją stronę.
- Pogięło
was? Ukochani rodzice sprzedali mnie potworowi! To nie średniowiecze! –
krzyczałam spanikowana – Nikt do niczego mnie nie zmusi! – wrzasnęłam na nich i
po prostu wybiegłam z domu dziękując Bogu, że nikt mnie nie zatrzymywał.
Biegłam przed siebie wiedząc, że nie mam gdzie się udać. Łzy ciekły mi po
twarzy strumieniami. Jak rodzice mogli
mi coś takiego zrobić? Nie miałam pojęcia co to dla mnie znaczyło, ale nie
chciałam nikogo z nich widzieć. Chciałam się rozpłynąć w tym zachodzącym
słońcu.
Nienawidziłam
ich.
Nienawidziłam
siebie.
Damon
Chciałem za
nią wyjść i wszystko wyjaśnić. Zapewnić, że wszystko będzie dobrze, tylko że
sam nie byłem tego pewny. Wiedziałem jedno, że ona nie może być teraz sama.
Przed wyjściem zatrzymał mnie Klaus.
- Nie będzie
chciała teraz z tobą rozmawiać.
- To mam ją
tak zostawić? – zapytałem poirytowany i wkurzony.
- Chyba nie
chcesz jej zniewolić?
Miał rację.
Nie chce zrobić z niej marionetki, a inaczej nie dałbym rady jej uspokoić.
Musiałbym wykorzystać więź.
- To co
proponujesz? – zapytałem, krążąc po pokoju. Najchętniej rozszarpał bym komuś
gardło i zatopił się w żądzy krwi. Zapomniał o problemach.
- Ja z nią
porozmawiam.
- Dobrze,
ale idziemy razem.
- Nie ufasz
mi ? – zapytał rozbawiony, Nick.
- Już nie. Dobrze
wiemy, że nie cofniesz się przed niczym, by te wilkołaki stały się hybrydami –
powiedziałem i nie czekając na niego wyszedłem szukać Amelii. Już z daleka
słyszałem jej szloch, a ja nie mogłam nic zrobić…
_____________________________________________________________________________
Wreszcie
sytuacja nie co się wyjaśniła. Mam nadzieję, że wam się podobało.
Zapraszam do
komentowania.
Pozdrawiam
;*
sobota, 2 marca 2013
Rozdział 25
Sprawdzenie bazy danych w szkole nie zajęło
nam dużo czasu. Kobieta w sekretariacie niemal przykleiła się do Damona.
Wyśpiewała nam wszystko co wiedziała, nawet bez hipnozy. Paul pojawił się w
szkole tuż po moim wyjeździe. Podobno szukał informacji o Anie, jednak nikt w
szkole nie chciał mu ich udzielić.
Następnym punktem naszej wycieczki była Publiczna Biblioteka znajdująca się niecałą przecznicę dalej. Budynek był stary, przesiąknięty zapachem starych książek. Często, mieszkając w Los Angeles ,odwiedzałam to miejsce. Lubiłam panującą tu atmosferę. Zaraz przy wejściu siedziała młoda bibliotekarka. Powitała nas szerokim uśmiechem, który oczywiście głównie skierowany był do starszego Salvatore. Podsunęła mi księgę odwiedzin i jawnie zaczęła flirtować z czarnowłosym.
- Damon, mamy robotę do wykonania – warknęłam.
- Oczywiście. Gdzie możemy znaleźć informacje o organizacji Jedności Los Angeles, skarbie?
- Szukajcie w przedziale sto dwunastym.
W końcu oddaliliśmy się od napalonej dziewczyny. Powoli miałam tego dosyć. Nie, nie byłam zazdrosna, po prostu te jego podrywy utrudniały nam pracę. Nie potrzebnie traciliśmy czas.
- Mógłbyś sobie choć raz odpuścić ? – zapytałam, wchodząc między liczne półki.
- A czemu miałbym rezygnować z chwili przyjemności?
- Mamy zadanie. Kiedy je skończymy przez resztę wieczności będziesz mógł podrywać kogo chcesz.
Chłopak popatrzył na mnie dziwnie z wysoko uniesionymi brwiami. Kiedy miał już się odezwać moja komórka rozdzwoniła się na całego. Odwróciłam się tyłem do Damona i wyciągnęłam telefon. Na ekranie widniał napis: KLAUS. No tak, jeszcze jego mi teraz brakuje.
- Tak?
- Witaj, kochanie! Jak mija ci ten słoneczny dzień? Mam nadzieję, że równie pracowicie jak mi.
- Owszem. Byliśmy już w szkole, a teraz zamierzamy szukać potrzebnych informacji w bibliotece o Jedności Los Angeles. Paul pojawił się w mieście…
- Wilkołacza – przerwał mi nagle głos o brytyjskim akcencie w słuchawce.
- Słucham?
- Ta organizacja nazywa się Wilkołacza Jedność Los Angeles
- Dobrze – odpowiedziałam zdziwiona. – Więc czego dokładnie mamy szukać?
- Jak uruchomić gen.
- Przecież ty jesteś pół wilkołakiem i nie wiesz jak to działa?
- Wilkołaki z Los Angeles są inne, a teraz do zobaczenia – rzucił nagle i się rozłączył.
Czyli według pierwotnego Paul był wilkołakiem, co by tłumaczyło jego nagłe napady szału. Jednak co z tym wspólnego mają moi zaginieni przyjaciele?
Odwróciłam się w zamyśleniu do Damona, kiedy nagle odepchnął mnie tak, że upadłam na ziemie, a on już po chwili trzymał tuż przy swoim brzuchu drewniany kołek. Zamknęłam przerażona oczy, a kiedy je otworzyłam nie było już tam czarnowłosego. Zza kolejnych regałów docierał do mnie stłumiony wrzask kobiety. Szybko podniosłam się z ziemi i pobiegłam w tamtym kierunku. Serce głośno waliło mi w piersi. Biblioteka w jednej chwili przestała być tak przyjemna, jak kiedyś myślałam.
W końcu odnalazłam właściwy korytarz wśród półek i odnalazłam Damona wgryzającego się w stażystkę, która poznaliśmy przy wejściu. Nie mogłam pozwolić by ją zabił. Nie mogłam!
- Damon! Damon błagam cię puść ją! Proszę… - krzyczałam, walcząc z cisnącymi się do oczu łzami. W końcu złapałam wampira za rękę i pociągnęłam najmocniej jak mogłam.
Czarnowłosy oderwał się od swojej ofiary z cichym pomrukiem niezadowolenia, ale jak tylko zobaczył, że to ja trzymam go za rękę automatycznie cofnął kły, a jego twarz stała się bardziej ludzka.
- Wszystko w porządku, Amelia – powiedział spokojnie. Do tego momentu nawet nie wiedziałam, że cała drżałam.
Ciało kobiety w jego rękach było bezwładne. Przez głowę przelatywały mi najgorsze scenariusze.
- Nic jej nie jest. Po prostu zemdlała. Amelia, to ona nas zaatakowała.
- Ale czemu?
- Nie wiem, nie chciała nic powiedzieć. Z jej nieskładnych wrzasków wiem tylko, że zleceniodawczynią była wampirzyca. Zahipnotyzowała tę dziewczynę.
Odsunęłam rękę od Damona i kawałek dalej usiadłam na ziemi. Przez chwile ogarnęła mnie słabość.
Miał być to spokojny wyjazd, a o mały włos nie zostałam przeszyta drewnianym kołkiem jak wampir. Wiedziałam, że ten układ z Klausem w coś mnie wpakuje.
Mój partner - wampir nie zwracając na mnie uwagi, przyniósł drewniane krzesło i długi kabel. Posadził bezwładne ciało bibliotekarki na nim i przywiązał.
- Co robisz? – zapytałam dziwnie piszczącym głosem.
- Szykuje małe przesłuchanie – odpowiedział i jakby dopiero teraz uświadomił sobie, że nadal tu jestem zapytał z wyraźną ironią w głosie.
- Wszystko dobrze? Mam nadzieję, że ratując ci życie zbytnio cię nie poobijałem?
- Dziękuje – powiedziałam. Gdyby nie on, już bym nie żyła.
- Ooo, nasza drewniana dziewczynka się budzi – powiedział, nie zwracając uwagi na moje podziękowania. Kobieta była wyraźnie przerażona. Z jej rany na szyi nadal płynęła krew.
- Ja… ja nie chciałam. Przysięgam! Tylko nie róbcie mi krzywdy – błagała.
- Jak będziesz grzeczna to się zastanowię, a teraz powiedz kto ci kazał to zrobić? – zapytał Damon, pochylając się nad bibliotekarką.
- Ona… ona będzie zła… Bardzo zła.
Po jej słowach z gardła wampira wyrwał się dziki warkot, a dziewczyna się rozpłakała.
- Ona zabrała wszystkie księgi o Jedności Los Angeles – wyszlochała.
- Jak wyglądała?
- Miała długie, kręcone, brązowe włosy i duże czekoladowe oczy. Miała na imię … ona… ja… nie mogę wymówić.
- Katherine – powiedział Damon, odsuwając się od swojej ofiary.
- Skąd wiesz? – zapytała wystraszona i zdezorientowana bibliotekarka.
- Kto to jest Katherine? – zapytałam wstając z podłogi.
- Jej sobowtórem jest Elena.
Na te słowa szczęka opadła mi do samej ziemi. No tak dziewczyna Stefana coś o niej wspominała.
- Ale jak? Po co? – dukałam.
- Chce odegrać się na Klausie, za to, że musi ciągle przed nim uciekać – po tych słowach wcisnął mi kluczyki do ręki i kazał zaczekać w samochodzie, a on tu posprząta.
- Nie, nie możesz! Nie możesz jej zabić! – panikowałam.
- Niby czemu ? – zapytał podchodząc do mnie i wpatrując się w oczy.
No właśnie… Nie mogłam mu zabronić. Byłam za słaba, a Alaric jak na razie nauczył mnie tylko uciekać. Spuściłam głowę i nie patrząc na związaną dziewczynę, wyszłam z biblioteki. Chciałam się odciąć od wszystkich myśli krążących mi w głowie. Nie chciałam wiedzieć co robi Damon w bibliotece. Czy Katherine będzie chciała mnie zabić? Czemu wilkołak szuka moich przyjaciół?
Oczyszczenie umysłu nie było trudne. Często tak robiłam po śmierci Ericka. W głowie miałam pustkę. Nie rejestrowałam niczego co dzieje się wokół. Bezwiednie wykonywałam czynności.
Obudziły mnie dopiero zamykane drzwi od strony kierowcy. Wampir chwile czujnie mi się przyglądał, a potem po prostu odpalił silnik samochodu i ruszyliśmy w drogę.
- Żyje. Wymazałem jej pamięć – powiedział, kierując pojazd na niewielką dróżkę prowadzącą na cmentarz.
Czułam, że właśnie w tym miejscu chwile odpocznę. Możliwe, że po cichu marzyłam, że Erick się pojawi i będę mogła chwile z nim porozmawiać. Potrzebowałam ostoi. Miejsca gdzie mogłabym znaleźć siłę. Kiedyś były nią ramiona Ericka, a teraz nie miałam niczego. Byłam sama wśród paranormalnego świata. Wśród stworzeń, które mogą mnie w każdej chwili zabić, a jeden z nich uratował mi po raz kolejny życie.
Położyłam na zimnym nagrobku kupioną przy wejściu czerwoną róże i przysiadłam obok w trawię. Czarnowłosy na szczęście zatrzymał się kawałek dalej zostawiając mi odrobinę przestrzeni.
- Witaj, Ericku – powiedziałam z przeciągłym westchnieniem.
- Witaj, Amelio.
Na te słowa podskoczyłam na miejscu, ale już się nie bałam. Przecież to chłopak, z którym spędziłam całe dzieciństwo.
- Co chcesz mi przekazać?
- Odpowiedzi na swoje pytania znajdziesz w rodzinnym domu. Dalej musisz radzić sobie sama…
- Brakuje mi ciebie.
-Wiem. Mnie ciebie też, ale już nie długo zrozumiesz, że musiałem umrzeć, żebyś ty była szczęśliwa w przyszłości.
Po jego słowach długo wpatrywaliśmy się w siebie, jakbyśmy chcieli ostatni raz nacieszyć się swoja obecnością.
Nagle chłopak wstał i odszedł powoli znikając w smudze światła. Po moim policzku popłynęła jedna samotna łza, ale siły wróciły. Czułam, że będą mi teraz bardzo potrzebne.
- Amelia, wszystko w porządku ? – zapytał Damon łapiąc mnie za rękę i ocierając zabłąkaną łzę.
- Tak – odpowiedziałam z lekkim uśmiechem. – Już tak.
- Cokolwiek się stanie pamiętaj, że nie chciałem, żebyś była nieszczęśliwa – powiedział nagle wampir ze smutkiem w głosie.
W odpowiedzi pokiwałam tylko głową i pociągnęłam go za sobą w stając z trawy.
- To gdzie teraz jedziemy? Gdzie znajdziemy jakieś informacje o organizacji?
- Myślę, że wiem gdzie coś znajdziemy – odpowiedział Damon i trzymając się za ręce ruszyliśmy do samochodu.
Po raz pierwszy byłam szczęśliwa, że miałam przy sobie starszego Salvatore. Chyba naprawdę zaczynałam go lubić. Jego obecność uspakajała mnie. Pomimo tego, że kiedyś próbował mnie zabić, teraz mogłam mu zaufać.
- Mieliśmy jechać gdzieś, gdzie dowiemy się więcej o tutejszych wilkołakach? – zapytałam widząc dokąd zmierza wampir.
- Właśnie po o tu jedziemy.
- Ale to mój dom!
- No właśnie – powiedział i zaparkował samochód. Po czym szybko z niego wysiadł.
- Zaczekaj! Skąd wiesz gdzie mieszkam? – zawołałam za nim.
- Raczej zapytaj co on tu robi?
- Kto? – zapytałam zdezorientowana i skołowana.
- Witajcie, moi drodzy! – usłyszałam znajomy głos o brytyjskim akcencie.
- Klaus?
Następnym punktem naszej wycieczki była Publiczna Biblioteka znajdująca się niecałą przecznicę dalej. Budynek był stary, przesiąknięty zapachem starych książek. Często, mieszkając w Los Angeles ,odwiedzałam to miejsce. Lubiłam panującą tu atmosferę. Zaraz przy wejściu siedziała młoda bibliotekarka. Powitała nas szerokim uśmiechem, który oczywiście głównie skierowany był do starszego Salvatore. Podsunęła mi księgę odwiedzin i jawnie zaczęła flirtować z czarnowłosym.
- Damon, mamy robotę do wykonania – warknęłam.
- Oczywiście. Gdzie możemy znaleźć informacje o organizacji Jedności Los Angeles, skarbie?
- Szukajcie w przedziale sto dwunastym.
W końcu oddaliliśmy się od napalonej dziewczyny. Powoli miałam tego dosyć. Nie, nie byłam zazdrosna, po prostu te jego podrywy utrudniały nam pracę. Nie potrzebnie traciliśmy czas.
- Mógłbyś sobie choć raz odpuścić ? – zapytałam, wchodząc między liczne półki.
- A czemu miałbym rezygnować z chwili przyjemności?
- Mamy zadanie. Kiedy je skończymy przez resztę wieczności będziesz mógł podrywać kogo chcesz.
Chłopak popatrzył na mnie dziwnie z wysoko uniesionymi brwiami. Kiedy miał już się odezwać moja komórka rozdzwoniła się na całego. Odwróciłam się tyłem do Damona i wyciągnęłam telefon. Na ekranie widniał napis: KLAUS. No tak, jeszcze jego mi teraz brakuje.
- Tak?
- Witaj, kochanie! Jak mija ci ten słoneczny dzień? Mam nadzieję, że równie pracowicie jak mi.
- Owszem. Byliśmy już w szkole, a teraz zamierzamy szukać potrzebnych informacji w bibliotece o Jedności Los Angeles. Paul pojawił się w mieście…
- Wilkołacza – przerwał mi nagle głos o brytyjskim akcencie w słuchawce.
- Słucham?
- Ta organizacja nazywa się Wilkołacza Jedność Los Angeles
- Dobrze – odpowiedziałam zdziwiona. – Więc czego dokładnie mamy szukać?
- Jak uruchomić gen.
- Przecież ty jesteś pół wilkołakiem i nie wiesz jak to działa?
- Wilkołaki z Los Angeles są inne, a teraz do zobaczenia – rzucił nagle i się rozłączył.
Czyli według pierwotnego Paul był wilkołakiem, co by tłumaczyło jego nagłe napady szału. Jednak co z tym wspólnego mają moi zaginieni przyjaciele?
Odwróciłam się w zamyśleniu do Damona, kiedy nagle odepchnął mnie tak, że upadłam na ziemie, a on już po chwili trzymał tuż przy swoim brzuchu drewniany kołek. Zamknęłam przerażona oczy, a kiedy je otworzyłam nie było już tam czarnowłosego. Zza kolejnych regałów docierał do mnie stłumiony wrzask kobiety. Szybko podniosłam się z ziemi i pobiegłam w tamtym kierunku. Serce głośno waliło mi w piersi. Biblioteka w jednej chwili przestała być tak przyjemna, jak kiedyś myślałam.
W końcu odnalazłam właściwy korytarz wśród półek i odnalazłam Damona wgryzającego się w stażystkę, która poznaliśmy przy wejściu. Nie mogłam pozwolić by ją zabił. Nie mogłam!
- Damon! Damon błagam cię puść ją! Proszę… - krzyczałam, walcząc z cisnącymi się do oczu łzami. W końcu złapałam wampira za rękę i pociągnęłam najmocniej jak mogłam.
Czarnowłosy oderwał się od swojej ofiary z cichym pomrukiem niezadowolenia, ale jak tylko zobaczył, że to ja trzymam go za rękę automatycznie cofnął kły, a jego twarz stała się bardziej ludzka.
- Wszystko w porządku, Amelia – powiedział spokojnie. Do tego momentu nawet nie wiedziałam, że cała drżałam.
Ciało kobiety w jego rękach było bezwładne. Przez głowę przelatywały mi najgorsze scenariusze.
- Nic jej nie jest. Po prostu zemdlała. Amelia, to ona nas zaatakowała.
- Ale czemu?
- Nie wiem, nie chciała nic powiedzieć. Z jej nieskładnych wrzasków wiem tylko, że zleceniodawczynią była wampirzyca. Zahipnotyzowała tę dziewczynę.
Odsunęłam rękę od Damona i kawałek dalej usiadłam na ziemi. Przez chwile ogarnęła mnie słabość.
Miał być to spokojny wyjazd, a o mały włos nie zostałam przeszyta drewnianym kołkiem jak wampir. Wiedziałam, że ten układ z Klausem w coś mnie wpakuje.
Mój partner - wampir nie zwracając na mnie uwagi, przyniósł drewniane krzesło i długi kabel. Posadził bezwładne ciało bibliotekarki na nim i przywiązał.
- Co robisz? – zapytałam dziwnie piszczącym głosem.
- Szykuje małe przesłuchanie – odpowiedział i jakby dopiero teraz uświadomił sobie, że nadal tu jestem zapytał z wyraźną ironią w głosie.
- Wszystko dobrze? Mam nadzieję, że ratując ci życie zbytnio cię nie poobijałem?
- Dziękuje – powiedziałam. Gdyby nie on, już bym nie żyła.
- Ooo, nasza drewniana dziewczynka się budzi – powiedział, nie zwracając uwagi na moje podziękowania. Kobieta była wyraźnie przerażona. Z jej rany na szyi nadal płynęła krew.
- Ja… ja nie chciałam. Przysięgam! Tylko nie róbcie mi krzywdy – błagała.
- Jak będziesz grzeczna to się zastanowię, a teraz powiedz kto ci kazał to zrobić? – zapytał Damon, pochylając się nad bibliotekarką.
- Ona… ona będzie zła… Bardzo zła.
Po jej słowach z gardła wampira wyrwał się dziki warkot, a dziewczyna się rozpłakała.
- Ona zabrała wszystkie księgi o Jedności Los Angeles – wyszlochała.
- Jak wyglądała?
- Miała długie, kręcone, brązowe włosy i duże czekoladowe oczy. Miała na imię … ona… ja… nie mogę wymówić.
- Katherine – powiedział Damon, odsuwając się od swojej ofiary.
- Skąd wiesz? – zapytała wystraszona i zdezorientowana bibliotekarka.
- Kto to jest Katherine? – zapytałam wstając z podłogi.
- Jej sobowtórem jest Elena.
Na te słowa szczęka opadła mi do samej ziemi. No tak dziewczyna Stefana coś o niej wspominała.
- Ale jak? Po co? – dukałam.
- Chce odegrać się na Klausie, za to, że musi ciągle przed nim uciekać – po tych słowach wcisnął mi kluczyki do ręki i kazał zaczekać w samochodzie, a on tu posprząta.
- Nie, nie możesz! Nie możesz jej zabić! – panikowałam.
- Niby czemu ? – zapytał podchodząc do mnie i wpatrując się w oczy.
No właśnie… Nie mogłam mu zabronić. Byłam za słaba, a Alaric jak na razie nauczył mnie tylko uciekać. Spuściłam głowę i nie patrząc na związaną dziewczynę, wyszłam z biblioteki. Chciałam się odciąć od wszystkich myśli krążących mi w głowie. Nie chciałam wiedzieć co robi Damon w bibliotece. Czy Katherine będzie chciała mnie zabić? Czemu wilkołak szuka moich przyjaciół?
Oczyszczenie umysłu nie było trudne. Często tak robiłam po śmierci Ericka. W głowie miałam pustkę. Nie rejestrowałam niczego co dzieje się wokół. Bezwiednie wykonywałam czynności.
Obudziły mnie dopiero zamykane drzwi od strony kierowcy. Wampir chwile czujnie mi się przyglądał, a potem po prostu odpalił silnik samochodu i ruszyliśmy w drogę.
- Żyje. Wymazałem jej pamięć – powiedział, kierując pojazd na niewielką dróżkę prowadzącą na cmentarz.
Czułam, że właśnie w tym miejscu chwile odpocznę. Możliwe, że po cichu marzyłam, że Erick się pojawi i będę mogła chwile z nim porozmawiać. Potrzebowałam ostoi. Miejsca gdzie mogłabym znaleźć siłę. Kiedyś były nią ramiona Ericka, a teraz nie miałam niczego. Byłam sama wśród paranormalnego świata. Wśród stworzeń, które mogą mnie w każdej chwili zabić, a jeden z nich uratował mi po raz kolejny życie.
Położyłam na zimnym nagrobku kupioną przy wejściu czerwoną róże i przysiadłam obok w trawię. Czarnowłosy na szczęście zatrzymał się kawałek dalej zostawiając mi odrobinę przestrzeni.
- Witaj, Ericku – powiedziałam z przeciągłym westchnieniem.
- Witaj, Amelio.
Na te słowa podskoczyłam na miejscu, ale już się nie bałam. Przecież to chłopak, z którym spędziłam całe dzieciństwo.
- Co chcesz mi przekazać?
- Odpowiedzi na swoje pytania znajdziesz w rodzinnym domu. Dalej musisz radzić sobie sama…
- Brakuje mi ciebie.
-Wiem. Mnie ciebie też, ale już nie długo zrozumiesz, że musiałem umrzeć, żebyś ty była szczęśliwa w przyszłości.
Po jego słowach długo wpatrywaliśmy się w siebie, jakbyśmy chcieli ostatni raz nacieszyć się swoja obecnością.
Nagle chłopak wstał i odszedł powoli znikając w smudze światła. Po moim policzku popłynęła jedna samotna łza, ale siły wróciły. Czułam, że będą mi teraz bardzo potrzebne.
- Amelia, wszystko w porządku ? – zapytał Damon łapiąc mnie za rękę i ocierając zabłąkaną łzę.
- Tak – odpowiedziałam z lekkim uśmiechem. – Już tak.
- Cokolwiek się stanie pamiętaj, że nie chciałem, żebyś była nieszczęśliwa – powiedział nagle wampir ze smutkiem w głosie.
W odpowiedzi pokiwałam tylko głową i pociągnęłam go za sobą w stając z trawy.
- To gdzie teraz jedziemy? Gdzie znajdziemy jakieś informacje o organizacji?
- Myślę, że wiem gdzie coś znajdziemy – odpowiedział Damon i trzymając się za ręce ruszyliśmy do samochodu.
Po raz pierwszy byłam szczęśliwa, że miałam przy sobie starszego Salvatore. Chyba naprawdę zaczynałam go lubić. Jego obecność uspakajała mnie. Pomimo tego, że kiedyś próbował mnie zabić, teraz mogłam mu zaufać.
- Mieliśmy jechać gdzieś, gdzie dowiemy się więcej o tutejszych wilkołakach? – zapytałam widząc dokąd zmierza wampir.
- Właśnie po o tu jedziemy.
- Ale to mój dom!
- No właśnie – powiedział i zaparkował samochód. Po czym szybko z niego wysiadł.
- Zaczekaj! Skąd wiesz gdzie mieszkam? – zawołałam za nim.
- Raczej zapytaj co on tu robi?
- Kto? – zapytałam zdezorientowana i skołowana.
- Witajcie, moi drodzy! – usłyszałam znajomy głos o brytyjskim akcencie.
- Klaus?
________________________________________________________________________
W rozdziale pojawiło się dużo dialogów, ale akcja się rozkręciła. Mam nadzieję, że wam się spodoba. ;D
Subskrybuj:
Posty (Atom)