sobota, 19 stycznia 2013

Rozdział 19



Budzik dzwonił nieprzerwanie od kilku minut, ale moje ociężałe oczy nie chciały się otworzyć. Głowa bolała mnie tak bardzo, że sama myśl o wstaniu sprawiała, że chciało mi się płakać. Wyciągnęłam rękę, aby wyłączyć natrętne urządzenie, ale to nie ono budziło mnie już o piątej nad ranem. Na wyświetlaczu telefonu migał napis Alaric. Jak mogłam zapomnieć o treningu?!
- Halo?! – odebrałam w ostatniej chwili.
- No wreszcie odebrałaś! – powiedział nie co zirytowany.
- Przepraszam. Wczoraj zapomniałam ustawić sobie budzika ,ale już wstaje za piętnaście minut mogę zacząć trening – powiedziałam już nie co jaśniej myśląc.
- Wiem, co się wczoraj stało, dlatego dzwonie. Może chcesz rozpocząć ćwiczenia od jutra? – powiedział z wyraźną troską w głosie.
- Nie! – warknęłam – Chce zacząć już dziś. Potrzebuje tego.
- Dobrze, a więc widzimy się za piętnaście minut na boisku szkolnym. Dobiegnij tam lekkim truchtem, to będzie idealna rozgrzewka.
- Ok. Do zobaczenia – powiedział odrzucając połączenie. Wyskoczyłam z łóżka lekko się zataczając. Cóż wczorajsze zdarzenia dały mi się we znaki. Płacz wykończył mnie na tyle, że zasnęłam w ramionach Damona. To było nierozważne. Nie mogę się układać z wampirami. Mam zamiar je zabijać!
Ubrałam czarny dres, a potem zbiegłam po cichu do kuchni. Nie chciałam obudzić czujnych mieszkańców. Gdyby rozszyfrowali mój plan byłoby po mnie. Nawet Stefan mógłby się nieźle wkurzyć. Napiłam się szybko soku pomarańczowego i wzięłam proszek na ból głowy, po czym wyszłam na świeże powietrze. Cały świat otulony był lekką mgłą która powstrzymywała pierwsze promyki słońca. Półmrok był dość niepokojący, ale zignorowałam lekki strach i ruszyłam wolno w stronę umówionego miejsca. Szaleństwo rozpoczęło się dopiero w połowie lasu, który musiałam przemierzyć, aby dostać się do miasteczka. W duchu przeklinałam rodzinę pani Flowers. Mogli założyć pensjonat w nie co przyjaźniejszym miejscu! Wyraźnie przyśpieszyłam rozglądając się wkoło spanikowana. Wtedy wśród drzew dostrzegłam znajomą postać. Stanęłam sparaliżowana i wpatrywali się w czekoladowe oczy osoby, która już nie żyła. Wiem, że nie powinnam się bać własnego ukochanego, ale przez moje ciało przechodziły kolejne fale dreszczy. Możliwości są tylko dwie: albo zwariowałam, albo duchy naprawdę istnieją. Zdecydowanie wolałam pierwszą wersję. Potrząsnęłam głową, alby wyrzucić z niej ten obraz. Powiodło się! Kiedy znów spojrzałam w tamtą stronę, nikogo tam nie było. Dziwne uczucie strachu minęło, a ja już nie co spokojniejsza ruszyłam w dalszą drogę. Już z daleka widziałam postać na boisku, która najpierw skakała na skakance, aby po chwili wykonać kilkanaście pompek.
- Już jestem! – krzyknęłam, siląc się na wesoły ton.
Mężczyzna zrobił jeszcze kilka ruchów, aby po chwili lekko unieść się do pozycji stojącej.
- Jestem pod wrażeniem. Myślałam, że zrezygnujesz, ale skoro jednak przyszłaś, to zaczynajmy. Rozciągnij się trochę i zaraz ruszamy w dalszą drogę.
Wykonałam jego polecenie. Ruch sprawiał, że poczułam się lepiej i nie myślałam o wszystkim co mnie przytłacza. Postanowiłam puścić w niepamięć dzisiejsze wydarzenie. Zdecydowanie widzę Ericka, dlatego że za nim tęsknię, a jeśli to się powtórzy po prostu pójdę do lekarza.
Biegliśmy już ponad godzinę, a mój organizm zaczął się buntować. Po plecach płynął mi lepki pot nie co chłodząc płonące ciało. Nie miałam siły stawiać kolejnych kroków, ale wiedziałam, że jeśli przystanę, to runę na ziemie i nie ruszę się więcej.
- Co już nie dajesz rady? – kpił ze mnie Alaric, próbując wzbudzić we mnie wkurzenie, które dodałoby mi więcej sił.
Z moich ust wydarł się jęk zmieszany z wściekłym warknięciem.
- Nie poddam się – powiedziałam zaciskając zęby i próbując dogonić nauczyciela.
Pobiegliśmy jeszcze kawałek i znaleźliśmy się pod domem Salzmana. Ostatkiem sił usiadłam na schodach. Ból przeszywał wszystkie moje mięśnie, a serce biło w szybkim i nierównym tempie. Ciało szarpało się próbując zaczerpnąć jak najwięcej powietrza.
- Przyda ci się – powiedział Alaric podając mi butelkę wody. Odkręciłam korek i zaczęłam pić. Nawet nie wiedziałam, że byłam aż ta spragniona. Kiedy ja ledwo żyłam on nie wyglądał praktycznie na zmęczonego. Zmierzyłam go zdziwionym wzrokiem.
- Trening czyni mistrza – powiedział uśmiechając się przyjaźnie.
- Która godzina? – zapytałam widząc, że słońce pokonało mgłę i świeciło już dosyć jasno.
- Szósta trzydzieści – powiedział – Na dziś wystarczy.
- Jak to? Nie nauczysz mnie niczego pożytecznego? – zapytałam zdziwiona i wkurzona jednocześnie.
- To jest najbardziej przydatna umiejętność – powiedział spokojnie.
Spojrzałam na niego z pod zmrużonych powiek.
- Czasem tylko ucieczka może nam uratować życie – powiedział podnosząc się – Odwiozę cię samochodem do pensjonatu.
- Nie możesz. Damon się domyśli.
- Nadal nic im nie powiedziałaś?
- Chce mieć przewagę.
- Nie prawda. Chcesz mieć spokój od Damona. Rozumiem to tylko, że to tak nie działa. Salvatore jeśli się dowie będzie irytujący, aż do momentu, kiedy będziesz w stanie mu zagrozić. Wtedy zdobędziesz jego szacunek.  
- A co ze Stefanem? – zapytałam nie chcąc słuchać o czarnowłosym. Alaric zawsze potrafił logicznie wyjaśnić jego zachowanie, a ja nie chciałam w nim widzieć dobrze myślącego człowieka, tylko zwykłego potwora. Tak jest łatwiej. No dobra wczoraj był miły, ale wcześniej chciał mnie zabić!
- Stefan trenuje Elenę, by mogła się bronić, więc on cię zrozumie.
- Ok. -  zgodziłam się wsiadając do czarnego pick up’a.
Droga minęła nam bardzo szybko. Przez cały czas popijałam wodę, która była dla mojego ciała jak zbawienie.
- No to jesteśmy na miejscu.
- Dziękuję, Rick.
- Podziękujesz później. Do zobaczenia na lekcji– powiedział i posłał mi dziwny uśmieszek. Czy on chciał przez to powiedzieć, że chce mnie gruntownie przepytać?
- O nie! Jestem okropna w historii…
Na moje słowa mężczyzna zareagował głośnym śmiechem. Cóż, przynajmniej wiem dlaczego kiedyś przyjaźnił się z Damonem.
Ledwo wysiadłam w samochodu, bo moje nogi przypominały watę.
- Amelka? – zatrzymał mnie niespodziewanie.
- Tak?
- Jeśli chciałabyś jutro zrezygnować powiedz mi to wcześniej.
- Czemu myślisz, że będę chciała zrezygnować?
- Zobaczysz jutro rano. Radzę wziąć gorącą kąpiel – powiedział i odjechał.
Wzięłam głęboki wdech i pomaszerowałam w stronę drzwi. Byłam pewna, że o tej godzinie wszyscy już są na nogach. Jednak nie spodziewałam się, że drzwi otworzy mi pierwotna hybryda…
Rozdział nudny ;/ W sumie nic nie wnosi…

8 komentarzy:

  1. Wykańczający trening ; )
    Intrygujące zakończenie : D
    Czekam na następny : )

    OdpowiedzUsuń
  2. Współczuje Amelii, ja też byłabym wykończona po takim treningu. Ciekawe jak zareaguje Damon na wieść, że chce ćwiczyć się w zabijaniu wampirów i co z Klausem...
    świetny rozdział!!
    Pozdrawiam:*
    Agata

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajnie, że Klaus się pojawił. Szkoda tylko, że nie wyjaśniłaś sprawy z porwaniem. Myślę, że były Amelii jest wampirem, chociaż sama nie wiem. Czekam na wyjaśnienia.
    Weny

    OdpowiedzUsuń
  4. Ach, szkoda że Amelia nie obudziła się w ramionach Damona... Trening fajny, a końcówka to już całkiem rozbrajająca! Czekam na nn:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem ciekawa co ten Klaus kombinuję... Pomysł koleżanki, że jej były jest wampirem jest całkiem dobry :D Współczuję jej zakwasów następnego dnia :d Czekam na kolejny.

    OdpowiedzUsuń
  6. kiedy następny?

    OdpowiedzUsuń
  7. Powstała nowa ocenialnia! Nie boisz się oceny? Wpadnij na:
    http://critical-word.blogspot.com/ i zgłoś się do oceny!

    OdpowiedzUsuń
  8. tak widze nowy rozdział. i przeczytam jutro, obiecuje! a teraz zapraszam do siebie na 11 rozdział ;)
    step-to-hell

    OdpowiedzUsuń

Łączna liczba wyświetleń