Przeniósł
mnie do sypialni i powoli ułożył na łóżku. Byłam oczarowana falą spokoju i
energii, która napływała do mojego ciała. Uczucie było cudowne, ale jego powód
nie pozwalał mi na uśmiech.
- Lepiej ? –
zapytał siadając obok, Damon.
- Tak –
odpowiedziałam cicho. Do tej pory zaprzeczałam istnieniu naszej więzi jednak po
dzisiejszym wydarzeniu nie miałam innej możliwości, jak po prostu ją
zaakceptować.
- Mogłaś
zadzwonić.
- Wiem, ale
ciągle myślałam… miałam nadzieję, że to grypa.
Czarnowłosy
z westchnieniem podniósł się z łóżka.
- Nie idź! –
wyrwało mi się niespodziewanie z ust.
Wampir
spokojnie odwrócił się w moją stronę i posłał mi delikatny uśmiech.
- Chciałem
tylko zaparzyć ci herbaty – odpowiedział z rozbawieniem.
Na mojej
twarzy wykwitł rumieniec. Co ja w ogóle wyrabiałam?
-
Przepraszam, ja… ja po prostu nie czuje się jeszcze dobrze – odpowiedziałam
jąkając się. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Kiedy tylko wyszedł zaparzyć
herbatę wstałam z łóżka i pobiegłam do łazienki przemyć twarz zimną wodą z
nadzieją, że mnie pobudzi i przestane wygadywać głupoty. Może to przez moją
dziwną chorobę, naszą więź, a może przez to, że niemal już zapomniałam jak
bardzo jest przystojny. Kiedy wróciłam do pokoju zastałam go już czekającego na
mnie. Ostrożnie odebrałam od niego kubek z parująca cieczą i usadowiłam się powrotem
na łóżku.
- Myślę, że
powinniśmy porozmawiać – rozpoczął niebieskooki.
W odpowiedzi
pokiwałam powoli głową. Sytuacja była trudna i nadal mnie przerażała.
- Ale nic na
siłę – dopowiedział widząc moją skrzywioną minę.
- Nie, masz
rację. Powinniśmy porozmawiać. Chciałabym się dowiedzieć wszystkiego na temat
więzi.
- Nazywa się
ona przyrzeczeniem. Proszę, pytaj o co chcesz.
- Co ona dla
mnie oznacza? Chodzi mi o przyszłość.
- Podczas
rytuału została ci podana moja krew, która dzięki magii umiejscowiła się pod
twoim sercem. Dlatego mogę wywierać na tobie wpływ i jednoczenie kiedy umrzesz
zostanie ona uwolnione.
- To znaczy?
-
Przemienisz się w wampira.
Szczęka
opadła mi do samej ziemi. Wiem, że mogłam się spodziewać, że jako przyrzeczona wampira,
będę musiała sama zostać nieśmiertelną, ale i tak ta informacja bardzo mną wstrząsnęła.
Może dlatego, że tak naprawdę nie mogłam uniknąć przemiany ?
- Na razie nie
musisz się tym martwić – próbował mnie uspokoić, Damon.
- Mam nie
dużo czasu. Pewnie będziesz chciał, abyśmy byli w porównywalnym wieku… -
myślałam głośno – czyli zostało mi …
- Jakieś
pięć lat, więc spokojnie. Na razie zajmijmy się bliższą przyszłością.
- Dobrze –
odpowiedziałam z głośno bijącym sercem.
- Zacznijmy
wszystko od nowa.
- Jak to
sobie wyobrażasz ?
- Idź ze mną
na bal do Mikealsonów.
- Nie mogę.
Obiecałam Caroline, że pójdziemy razem jako wolne kobiety.
Na te słowa
Damon wybuchnął głośnym śmiechem.
- Czemu się
śmiejesz? – zapytałam nie co urażona.
- Myślisz,
że Klaus odpuści Caroline? – powiedział nadal się śmiejąc.
- Fakt. W końcu
sama miałam ją do tego na mówić.
- Więc jak
będzie?
- Chyba nie
bardzo mam wyjście – burknęłam w odpowiedzi.
-
Odprowadzisz mnie do drzwi? – zapytał wstając i delikatnie mierzwiąc sobie
kruczoczarne włosy.
Posłusznie
podniosłam się i powędrowałam z nim do wejścia. Przyglądałam się jak spokojnie zakłada
swoją skórzaną kurtkę, a potem odwraca się w moją stronę. Spokojnie zrobił
kilka kroków w moją stronę, patrząc mi prosto w oczy. Serce nieco mi
przyśpieszyło, ale to raczej nie był wynik strachu. Nie mogłam odwrócić wzroku
od jego zniewalających oczu. Potem poczułam delikatne muśnięcie jego ust na
czole i czułe „Dobranoc”.
Z transu
wyrwałam się dopiero kiedy czarnowłosy wyszedł z domu. Czułam się jakbym przez
te kilka chwil nie oddychała. Co się ze mną dzieje? Przecież powinnam go
nienawidzić ! Warknęłam na siebie i pomaszerowałam do sypialni.
Kolejnego
dnia obudziłam się dość wcześnie. Nie mogłam się spóźnić na trening z
Alarickiem, więc szybko ubrałam wygodny dres i zjadłam lekkie śniadanie po czym
szybko wybiegłam z domu. W moim małym ogródeczku stała Elena. Wyglądała nie co
inaczej. Jej ubrania były ciemne i dość obcisłe, a włosy pofalowane.
- Eleno,
czemu nie wchodzisz do środka? – zapytałam uśmiechając się na jej widok.
- A mogę
wejść, Amelio? – zapytała się zadziwiająco niskim głosem, pełnym pogardy.
Zrobiła kilka nadzwyczaj zgrabnych kroków w moją stronę.
- Katerina?
- Słowianka?
- Owszem,
mam korzenie sięgające Polski.
- Bardzo
miło mi poznać bystrą Polkę – powiedziała podchodząc jeszcze bliżej.
- Czego
chcesz?
- Zniszczyć
Klausa…