piątek, 26 października 2012

Rozdział 12

Ucieszyłam się na słowa Damona, ale widziałam, że nadal muszę się mieć na baczności. W końcu to wampir, a im nie można ufać. Mój wzrok poszybował w stronę parkingu, ale nie znalazł tam czarnego ferrari. Zdziwiona spojrzałam na półnagiego mężczyznę.
- Mam nadzieję, że lubisz spacerować nocą? – powiedział uśmiechając się łobuzersko, nadal przytulając mnie do siebie. Czułam się dość dziwnie będąc tak blisko niebieskookiego i nie musząc uciekać. Dłonie dziwnie mi się pociły mimo że na dworze było chłodno.
-Yyy… a co z wilkołakami?
-O to się nie martw. Już sobie smacznie śpią, a hybrydy mają zakaz zbliżania się do mnie.
- Wiesz, może zadzwońmy lepiej po Stefana… - resztki zdrowego rozumu kazały mi się trzymać bezpiecznej odległości. Nie mogłam spokojnie spacerować nocą z krwiożerczą bestią. Damon zareagował natychmiast czujnie spoglądając mi w oczy i roześmiał się.
-Boisz się – bardziej stwierdził niż zapytał – Przecież tak bardzo chciałaś umrzeć by nadal być z Erickiem.
Wspomnienie mojego zmarłego chłopaka zabolało. Oderwałam się od Damona i szybkim krokiem ruszyłam w stronę pensjonatu, aby ukryć zbierające się łzy. Jednak wampir już po chwili zagrodził mi drogę.
- Nie udaj, że moje słowa tak bardzo cie dotknęły. Gdybyś tak naprawdę cierpiała po stracie ,, ukochanego’’ nie zapomniałabyś tak szybko o nim. Dziś dałaś nawet złamać swoją życiową złotą myśl ,, nie będę się już podobać nikomu’’.
- Skąd wiesz?
- Czy to tak się kocha? To było tylko szczeniackie zauroczenie – powiedział nie zawracając uwagi na moje pytanie.
- Przestań! – krzyknęłam płacząc.
- Gdybyś go kochała, byłabyś w stanie za niego umrzeć. Byłabyś? Oboje wiemy, że nie.
- Zamknij się i spierdalaj! Nic o mnie nie wiesz!
- Wiem więcej niż ci się wydaje.
-Czego ty ode mnie chcesz? Najpierw próbujesz mnie zabić, a teraz wykończyć psychicznie? Brawo udaje cie się to!
- Doskonale wiesz, że to co mówię jest prawdą.
- Nie wiesz co czuje! – Wrzasnęłam i ruszyłam biegiem przed siebie. Tym razem Salvatore nie ruszył za mną.
Łzy utorowały sobie na moich policzkach drogi po których spływały wraz z misternym makijażem Eleny. Serce bolało tak, jakby ktoś zrzucił mi na nie ogromny głaz. Szłam już spokojniejszym krokiem spoglądając na zamazany świat. W tej chwili nie myślałam o strachu, o nocnych stworzeniach. Wszystko miałam gdzieś. Liczyłam się ja, Erick i ból. Coś jakby ponownie pękło we mnie i krwawiło mocno. Nienawidziłam Damona Salvatore!
Jednak najgorsze w tym wszystkim było to, że miał rację. Od kiedy przyjechałam do Mystik Falls z dnia na dzień co raz bardziej zapominałam o moim zmarłym ukochanym. Nie pragnęłam już jego pocałunków i miłości. Pragnęłam to, otrzymać od … Damona. No chyba zwariowałam!
- Przepraszam, tak bardzo cię przepraszam Ericku – zaszlochałam wchodząc do ciemnego lasu.
Czego ja chce od życia? Czego pragnę? W końcu doszłam do tego, że moje życie stanęło w miejscu. Najpierw naprawdę cierpiałam z powodu śmierci mojego chłopaka, ale potem ból stał się sposobem na życie. Tylko, czy ja nadal chce tak żyć? Kiedy dziś dziewczyny umalowały mnie i ubrały w dopasowane ubrania poczułam się jak nowonarodzona. Nie chciałam już opłakiwać mężczyznę, którego zapominam z dnia na dzień co raz bardziej. Chciałam znów się bawić, znów czuć przyjemną adrenalinę i mieć przyjaciół. Tak bardzo chciałabym zadzwonić do moich przyjaciół z Los Angeles, ale to było nie możliwe. Od mojego wyjazdu nie mieliśmy ze sobą kontaktu. W sumie nie dziwie im się, że się wkurzyli. W końcu nawet ich nie poinformowałam o wyjeździe. Są jeszcze Elena, Caroline i Bonnie, ale one przyjaźnią się od zawsze, a dla mnie nie ma już tam miejsca. Łzy już nie płynęły, ale powstała we mnie ogromna pustka i strach przed samotnością.
Świat wokół mnie zaszedł mgłą, a do rzeczywistości przywrócił mnie zimny powiew. Szczelniej otuliłam się ciepłą kurtką Damona i przyspieszyłam kroku. Do tego wszystkiego muszę się użerać z tym całym nadprzyrodzonym światem. Psychicznie byłam niesamowicie zmęczona. Już nie wiele brakuje mi do tego, żebym zwariowała. W sumie to nie byłoby takie złe jakby zamknęli mnie w zakładzie bez klamek.
W tedy usłyszałam dziwny szum za sobą. O mało się nie roześmiałam. No tak jak inaczej mogłaby się skończyć ta idiotyczna noc? Po mimo tego, że nic mnie już nie interesowało to, wzrost adrenaliny spowodował, że znów zaczęłam biec. Czułam i słyszałam, że to coś jest co raz bliżej. W końcu mocno złapało mnie za ramie wbijając mi w nie swoje szpony. Wrzasnęłam najmocniej jak tylko potrafiłam. Stanęłam jak słup soli powoli odwracając się do tyłu. Znów wrzasnęłam widząc, że na ramieniu siedzi ogromny czarny kruk. Mądre oczy ptaka spojrzały na mnie z ironicznym błyskiem.
- No to teraz na pewno zamkną mnie w wariatkowie – powiedziałam i wybuchłam śmiechem jednocześnie się trzęsąc.
Kruk lekko przekrzywił głowę, jakby chciał ocenić jak daleka jestem od tego stanu.
- Nie za wygodnie? Od kiedy to kobiety maja nosić mężczyzn? – zapytałam nadal chichocząc – I gadam z ptakiem.
W końcu dotarłam do pensjonatu, jednak mój wybuch dobrego humoru nadal się nie kończył. Kruk czujnie badał mnie wzrokiem, jednak kiedy złapałam za klamkę odleciał w przeciwnym kierunku.
W salonie czekał na mnie komitet powitalny. Stefan krążył niespokojnie wokół wkurzonej Eleny.
- Gdzie ty byłaś?! – wrzasnęła szatynka – Jest 4 rano!
Moja reakcja była natychmiastowa.
- Oh tańczyłam z Klausem i Damonem, bo wy mnie zostawiliście na pastwę losu – i znów wybuchłam gorzkim śmiechem.
Wbiegłam do swojego pokoju i rzuciłam się na łóżko. Jeszcze przez chwilę chichotałam, aż zamiast śmiechu zaczęłam płakać. Nie miałam już siły. Nie potrafię żyć! Nie mam siły żyć! Gdyby był gdzieś tu Damon poprosiłabym go, żeby mnie zabił, bo ja już nie wytrzyma kolejnego dnia. W końcu kiedy już zaczęło świtać zasnęłam ze zmęczenia.
Damon
Od razu po rozstaniu z Amelią pofrunąłem do swojego pokoju. Słyszałem jej rozmowę z Elenką i świętym Stefankiem oraz jej późniejszy płacz. Musiałam się powstrzymać by tam nie iść i jej nie przytulić. Możliwe, że tej nocy przesadziłem , ale czasem im ludziom potrzebny jest wstrząs. Kiedy w końcu zaczęła oddychać równomiernie poszedłem do jej pokoju. Zasnęła cała zapłakana w ubraniach. Delikatnie zdjąłem z niej moja kurtkę i okryłem ją kocem. Była taka delikatna.
- Przepraszam, ale on musiał umrzeć. Nie dałaś mi innego wyboru.– wyszeptałem w zamyśleniu. Potem podszedłem do okna i wyskoczyłem przez nie. Czas na posiłek. Od razu uśmiech powrócił na moją twarz.

piątek, 12 października 2012

Rozdział 11

Od drzwi uderzyła we mnie woń alkoholu i tytoniu. Rozkojarzonym wzrokiem rozejrzałam się po sali przepełnionej wirującymi ciałami. W normalnej sytuacji ruszyłabym w ich ślady by poczuć muzykę w sobie, ale teraz marzyłam tylko, aby spakować się i uciec jak najdalej od tego miasteczka. Tylko co to by dało? Wygląda na to, że cały świat jest przepełniony potworami, które nie powinny istnieć.
Na moje nieszczęście blond wampirzyca nadal tańczyła z Klausem. Zimny dreszcz przebiegł mi po plecach kiedy ruszyłam w ich stronę.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale mam wiadomość od Damona dla Caroline – powiedziałam cicho.
- Co się stało? – zapytała zdziwiona wampirzyca.
- Kazał przekazać, że zabiera Tylera do domu – powiedziałam z dużą gulą w gardle. Przy hybrydzie czułam się bardzo nie na miejscu. Czułam jak z każdym słowem rośnie napięcie, a kiedy wypowiedziałam imię wilkołaka poczułam jakby coś eksplodowało falą czegoś co raziło podobnie do prądu. Dlatego stojąc teraz obok niego niemal się kuliłam pod naporem jego osobowości. Mimo, że wygląda na nie więcej niż 26 lat , to wszystko w nim mówiło, że trzeba bezwzględnie go szanować. Do tego ten niebezpieczny błysk w oku.
- Nigdzie nie pójdziesz! – powiedział ostro, łapiąc blondynkę za ramie z szybkością atakującej kobry.  Dziewczyna dotąd zadowolona z jego obecności teraz wyraźnie się bała.
- Proszę, muszę zobaczyć co z nim. Zawsze mu pomagałam – powiedziała z wahaniem nie będąc pewną jego reakcji. 
Nagle wściekłość hybrydy zniknęła, a na jego ustach pojawił się ironiczny uśmiech.
-Dobrze, ale towarzystwa za ciebie dotrzyma mi Amelia – powiedział wyciągając w moją stronę rękę. Każde słowo wypowiadał tak jakby się nim bawił dobierając starannie słowo i nadając mu brytyjskiego brzmienia. Sens jego słów dotarł do mnie dopiero po chwili. Zamarłam z przerażenia widząc jak Caroline żegna się z nami i posyła mi przepraszający uśmiech i wolno opuszcza bar, zostawiając mnie z wcieleniem diabła. Szybko rozejrzałam się po sali szukając kogoś znajomego, ale jak na moje nieszczęście nikogo takiego nie znalazłam. Ponaglona jego wyciągniętą ręką powoli podałam mu swoją z rosnącym przerażeniem. Od razu przyciągnął mnie do siebie i zaczął poruszać się w rytm muzyki. Mój umysł działał na najwyższych obrotach szukając wyjścia z tej sytuacji.
Z ust pierwotnego nawet na moment nie znikał ironiczny uśmiech. Pod tym względem byli bardzo podobni z Damonem. Właśnie! Gdzie się podziewa mój prześladowca! Ile można odnosić jednego wilkołaka? Jak go potrzeba to nigdy go nie ma. Wole zostać już zabita przez starszego Salvatore niż przez tą pierwotną szuję, która jakby czytała mi w myślach coraz szerzej się uśmiecha.
- Salvatore miał racje… Słodziutko pachniesz – powiedział zbliżając swoją twarz do mojego policzka.
Jeżeli chciał mnie przerazić, to mu się udało…
- Wiesz, ja to muszę już iść – powiedziałam z lekką chrypą – Damon pewnie będzie chciał odzyskać kurtkę.
- Tak masz rację. Chodźmy stąd – odpowiedział, a mnie zamurowało. Co robić? Co robić?!
- Yyyy… Poradzę sobie – powiedziałam chwytając się ostatniej deski ratunku.
- Damon by mi nie wybaczył gdybym zostawił cię na pastwę nocnych stworzeń – powiedział i pchnął mnie delikatnie w stronę drzwi. Miałam ochotę kopać, gryźć i krzyczeć tylko, że tak naprawdę nie miałam powodu. Wszyscy zgromadzeni uznaliby mnie za wariatkę, a Klaus miałby niezły ubaw.
Powoli przekroczyłam próg baru, powoli żegnając się z życiem. Każdy wiedział, że nie można ujść z cało ze spotkania z hybrydą, a na dodatek nie ma jak się przed nim bronić.
- Wiesz? To chyba nie jest dobry pomysł. I tak nie wiemy gdzie go szukać.
- Można go łatwo sprowadzić – powiedział wyjmując komórkę – a może nawet i ten cud techniki nie będzie nam potrzebny – powiedział z uśmiechem i popatrzył na coś za moimi plecami.
Powoli odwróciłam się w tamtą stronę i zobaczyła nagi tors mężczyzny. Podskoczyłam wystraszona. Nie miałam pojęcia, że ktoś tam stoi i to tak blisko mnie. Obok czarnowłosego stała uśmiechnięta Caroline. Odetchnęłam z ulgą, która niemal zabolała.
- Jak nasz wilczek ? – zapytał ironicznie Klaus.
- Wszystko z nim w porządku – odpowiedziała blondynka – Dzięki Damonowi – dodała zaraz.
- Ohh… Caroline. Przecież wiesz, że zrobiłem to, bo nie byłoby fajnie gdyby zobaczył go tam jakiś człowiek.  Ktoś zadzwonił by na pogotowie, gdzie by zbadali dokładnie wilczka i doszliby do tego, że coś z nim nie tak.
- Już myślałem, że będę musiał się zająć twoją dziewczynką – powiedziała hybryda.
- Sam się nią zajmę – odpowiedział Damon i szybko przyciągnął mnie do siebie.
- Caroline, chyba czas już na nas – powiedział i biorąc blondynkę pod rękę ruszył w stronę parkingu.
Znów zostałam sam na sam z wampirem. Serce biło mi szybko i mocno, ale nie wiedziałam czy to ze strachu, czy… No właśnie z czego jeszcze?
Jego ramiona ciasno przytulały mnie do siebie dając mi irracjonalne poczucie bezpieczeństwa. Przecież to nie nienormalne!
- To na czym skończyliśmy? – zapytał opierając swoją brodę na mojej głowie.
Moim ciałem wstrząsnął potężny dreszcz, na co Damon głośno się roześmiał.
- Ok. ok… Na dziś wystarczy. Wracamy do pensjonatu, Amelio.
____________________________________________________________________________
No to w końcu udało mi się coś wyskrobać. Mam nadzieję, że wam się spodoba.
Zapraszam do czytania i komentowania.
Całuje :*

Łączna liczba wyświetleń