Ucieszyłam się na słowa Damona, ale widziałam, że nadal muszę się mieć na baczności. W końcu to wampir, a im nie można ufać. Mój wzrok poszybował w stronę parkingu, ale nie znalazł tam czarnego ferrari. Zdziwiona spojrzałam na półnagiego mężczyznę.
- Mam nadzieję, że lubisz spacerować nocą? – powiedział uśmiechając się łobuzersko, nadal przytulając mnie do siebie. Czułam się dość dziwnie będąc tak blisko niebieskookiego i nie musząc uciekać. Dłonie dziwnie mi się pociły mimo że na dworze było chłodno.
-Yyy… a co z wilkołakami?
-O to się nie martw. Już sobie smacznie śpią, a hybrydy mają zakaz zbliżania się do mnie.
- Wiesz, może zadzwońmy lepiej po Stefana… - resztki zdrowego rozumu kazały mi się trzymać bezpiecznej odległości. Nie mogłam spokojnie spacerować nocą z krwiożerczą bestią. Damon zareagował natychmiast czujnie spoglądając mi w oczy i roześmiał się.
-Boisz się – bardziej stwierdził niż zapytał – Przecież tak bardzo chciałaś umrzeć by nadal być z Erickiem.
Wspomnienie mojego zmarłego chłopaka zabolało. Oderwałam się od Damona i szybkim krokiem ruszyłam w stronę pensjonatu, aby ukryć zbierające się łzy. Jednak wampir już po chwili zagrodził mi drogę.
- Nie udaj, że moje słowa tak bardzo cie dotknęły. Gdybyś tak naprawdę cierpiała po stracie ,, ukochanego’’ nie zapomniałabyś tak szybko o nim. Dziś dałaś nawet złamać swoją życiową złotą myśl ,, nie będę się już podobać nikomu’’.
- Skąd wiesz?
- Czy to tak się kocha? To było tylko szczeniackie zauroczenie – powiedział nie zawracając uwagi na moje pytanie.
- Przestań! – krzyknęłam płacząc.
- Gdybyś go kochała, byłabyś w stanie za niego umrzeć. Byłabyś? Oboje wiemy, że nie.
- Zamknij się i spierdalaj! Nic o mnie nie wiesz!
- Wiem więcej niż ci się wydaje.
-Czego ty ode mnie chcesz? Najpierw próbujesz mnie zabić, a teraz wykończyć psychicznie? Brawo udaje cie się to!
- Doskonale wiesz, że to co mówię jest prawdą.
- Nie wiesz co czuje! – Wrzasnęłam i ruszyłam biegiem przed siebie. Tym razem Salvatore nie ruszył za mną.
Łzy utorowały sobie na moich policzkach drogi po których spływały wraz z misternym makijażem Eleny. Serce bolało tak, jakby ktoś zrzucił mi na nie ogromny głaz. Szłam już spokojniejszym krokiem spoglądając na zamazany świat. W tej chwili nie myślałam o strachu, o nocnych stworzeniach. Wszystko miałam gdzieś. Liczyłam się ja, Erick i ból. Coś jakby ponownie pękło we mnie i krwawiło mocno. Nienawidziłam Damona Salvatore!
Jednak najgorsze w tym wszystkim było to, że miał rację. Od kiedy przyjechałam do Mystik Falls z dnia na dzień co raz bardziej zapominałam o moim zmarłym ukochanym. Nie pragnęłam już jego pocałunków i miłości. Pragnęłam to, otrzymać od … Damona. No chyba zwariowałam!
- Przepraszam, tak bardzo cię przepraszam Ericku – zaszlochałam wchodząc do ciemnego lasu.
Czego ja chce od życia? Czego pragnę? W końcu doszłam do tego, że moje życie stanęło w miejscu. Najpierw naprawdę cierpiałam z powodu śmierci mojego chłopaka, ale potem ból stał się sposobem na życie. Tylko, czy ja nadal chce tak żyć? Kiedy dziś dziewczyny umalowały mnie i ubrały w dopasowane ubrania poczułam się jak nowonarodzona. Nie chciałam już opłakiwać mężczyznę, którego zapominam z dnia na dzień co raz bardziej. Chciałam znów się bawić, znów czuć przyjemną adrenalinę i mieć przyjaciół. Tak bardzo chciałabym zadzwonić do moich przyjaciół z Los Angeles, ale to było nie możliwe. Od mojego wyjazdu nie mieliśmy ze sobą kontaktu. W sumie nie dziwie im się, że się wkurzyli. W końcu nawet ich nie poinformowałam o wyjeździe. Są jeszcze Elena, Caroline i Bonnie, ale one przyjaźnią się od zawsze, a dla mnie nie ma już tam miejsca. Łzy już nie płynęły, ale powstała we mnie ogromna pustka i strach przed samotnością.
Świat wokół mnie zaszedł mgłą, a do rzeczywistości przywrócił mnie zimny powiew. Szczelniej otuliłam się ciepłą kurtką Damona i przyspieszyłam kroku. Do tego wszystkiego muszę się użerać z tym całym nadprzyrodzonym światem. Psychicznie byłam niesamowicie zmęczona. Już nie wiele brakuje mi do tego, żebym zwariowała. W sumie to nie byłoby takie złe jakby zamknęli mnie w zakładzie bez klamek.
W tedy usłyszałam dziwny szum za sobą. O mało się nie roześmiałam. No tak jak inaczej mogłaby się skończyć ta idiotyczna noc? Po mimo tego, że nic mnie już nie interesowało to, wzrost adrenaliny spowodował, że znów zaczęłam biec. Czułam i słyszałam, że to coś jest co raz bliżej. W końcu mocno złapało mnie za ramie wbijając mi w nie swoje szpony. Wrzasnęłam najmocniej jak tylko potrafiłam. Stanęłam jak słup soli powoli odwracając się do tyłu. Znów wrzasnęłam widząc, że na ramieniu siedzi ogromny czarny kruk. Mądre oczy ptaka spojrzały na mnie z ironicznym błyskiem.
- No to teraz na pewno zamkną mnie w wariatkowie – powiedziałam i wybuchłam śmiechem jednocześnie się trzęsąc.
Kruk lekko przekrzywił głowę, jakby chciał ocenić jak daleka jestem od tego stanu.
- Nie za wygodnie? Od kiedy to kobiety maja nosić mężczyzn? – zapytałam nadal chichocząc – I gadam z ptakiem.
W końcu dotarłam do pensjonatu, jednak mój wybuch dobrego humoru nadal się nie kończył. Kruk czujnie badał mnie wzrokiem, jednak kiedy złapałam za klamkę odleciał w przeciwnym kierunku.
W salonie czekał na mnie komitet powitalny. Stefan krążył niespokojnie wokół wkurzonej Eleny.
- Gdzie ty byłaś?! – wrzasnęła szatynka – Jest 4 rano!
Moja reakcja była natychmiastowa.
- Oh tańczyłam z Klausem i Damonem, bo wy mnie zostawiliście na pastwę losu – i znów wybuchłam gorzkim śmiechem.
Wbiegłam do swojego pokoju i rzuciłam się na łóżko. Jeszcze przez chwilę chichotałam, aż zamiast śmiechu zaczęłam płakać. Nie miałam już siły. Nie potrafię żyć! Nie mam siły żyć! Gdyby był gdzieś tu Damon poprosiłabym go, żeby mnie zabił, bo ja już nie wytrzyma kolejnego dnia. W końcu kiedy już zaczęło świtać zasnęłam ze zmęczenia.
Damon
Od razu po rozstaniu z Amelią pofrunąłem do swojego pokoju. Słyszałem jej rozmowę z Elenką i świętym Stefankiem oraz jej późniejszy płacz. Musiałam się powstrzymać by tam nie iść i jej nie przytulić. Możliwe, że tej nocy przesadziłem , ale czasem im ludziom potrzebny jest wstrząs. Kiedy w końcu zaczęła oddychać równomiernie poszedłem do jej pokoju. Zasnęła cała zapłakana w ubraniach. Delikatnie zdjąłem z niej moja kurtkę i okryłem ją kocem. Była taka delikatna.
- Przepraszam, ale on musiał umrzeć. Nie dałaś mi innego wyboru.– wyszeptałem w zamyśleniu. Potem podszedłem do okna i wyskoczyłem przez nie. Czas na posiłek. Od razu uśmiech powrócił na moją twarz.